Wiersze - Ignacy Krasicki strona 16

Do Pawła

 
 
Gdzie nie jest obowiązek, czy dobrze jest wierzyć?
Powiedz, Pawle, co zdanie tak umiałeś mierzyć,
Iż twoja cnota miła a grzeczność niepłocha
Uczyniła cię cudem, co cię każdy kocha.

Roztropność każe wszystko, i bacznie, roztrząsać,
Mądrość... lecz czasem i ta, gdy się zacznie dąsać,
Czyni mędrca dziwakiem. Ta więc mądrość zda się
Czasem sądzić porywczo, czasem poniewczasie.

Stąd owe filozofy niby to nieczułe,
Stąd ów głupi, co w morzu utopił szkatułę,
Stąd ów głupszy od niego, co się zamknął w beczce.
W tej więc sławnej a często powtarzanej sprzeczce

Mówmy z sobą po prostu jak to gminni ludzie.
Jużem wyżej namienił o twoich spraw cudzie:
Umiałeś rodzajowi ludzkiemu dogodzić.
Czyli więc dowierzenie mogło ci zaszkodzić?

Czyli strzegąc się wszystkich doszedłeś twej mety?
Wielu ludzie malują, różne są portrety:
Jedni aż nadto czernią, drudzy nadto bielą,
A ja z tymi, mój Pawle, co rzeczy weselą.
 
Niech nudne Heraklity stękają i płaczą;
Jeśli mędrcy w swych zdaniach niekiedy dziwaczą,
Idźmy za dziwakami, co raczą przebaczyć.
Jakoż gdyby szperaniem ścisłym rzeczy znaczyć,

Może by się znalazło, czego się nie szuka.
Poznać ludzi istotna, najpierwsza nauka.
Lecz kto ją zacznie, w dobroć niechaj się uzbroi;
Ta wątpliwość uśmierzy, trwogę uspokoi,

Ta, jeżeli maluje, nieprzykre ma farby,
Ta, jeżeli rozmierza, własne kładnie karby.
Wzrok jej nie nadto bystry, lecz trwały i czysty.
Widok rzeczy, mój Pawle, nie jest oczywisty.
 
Tłumi go, miesza chytrość tych, co poznać chcemy,
Częstokroć i my winni, stąd iż źle patrzemy.
Z ludźmi żyjem, podlegli błędom i obłudzie;
Bierzmy miarę z nas samych, czym są inni ludzie.

Że poznać nie możemy, nie traćmy ochoty,
Może pozór błąd ukryć, może kryć i cnoty.
Świat jest wielkie teatrum, a ludzie aktory;
W jednych dzielność popłaca, a w drugich pozory.

Zły częstokroć plauz zyska, a z dobrego szydzą,
Mylą się patrzający, lecz wielbią, co widzą.
Źli ludzie, lecz nie rodzaj: jest w sercu grunt cnoty
Czy więc godni nagany z dzieła, czy z ochoty,

Nad słabością się godnych nagany użalmy,
Mniej dzielnych oszczędzajmy, więcej dzielnych chwalmy.
Chcieć i czynić - to cnoty prawidło istotne.
Czujem wszyscy wśród siebie wzruszenia ochotne;

Miła cnota każdemu, lecz powabne zbrodnie,
Rozum światło zapala, złość gasi pochodnie.
Ślepi w żądzy, w działaniu, nie wiemy, co gasłem,
I chociaż, co złe z siebie, sztucznym kiyisztem krasiem,

Spada postać, rzecz, czym jest, widzi się odkryta.
Zdzierca, chytry, lubieżny, dumny, hipokryta,
Spytaj go - dobry człowiek. A choćbyś nie pytał,
Gdy nie masz tej dzielności, iżbyś w sercach czytał,

Tak układa postawę, iż podściwym zda się.
Wśród tłumu zbrodnia, czym jest, zawsze odkrywa się,
Ale wyżej kunszt strzeże, ciężka ku odkryciu.
Jakiż sposób poznania, czym kto ku użyciu?


Roztropność? I tę jednak trzeba trzymać w mierze,
Często ona zawodzi, gdy miarę przebierze,
A ścigając zbyt mocno skryte działań tropy,
Gdy obmierza ściganych, czyni mizantropy.
 
Więc jest lepiej dowierzać niźli zbyt nie wierzyć;
Strzegąc się, by nie ująć, lepiej i nadmierzyć.
Mała szkoda, a cudzej krzywdzie się zabiega;
Niebezpieczny wzrok taki, co nadto postrzega,

Bystrością się osłabia, a wreszcie utraci.
Ten, co w współludziach swoich uznaje współbraci,
Choćby go z ich przyczyny dotknęła i nędza,
Im więcej ich poznaje, tym bardziej oszczędza.
 
Więc i my tak działajmy, nie lepsi od innych.
A jeśli niby lepsi, w staraniach uczynnych
Naprawiajmy, choć sami godni poprawienia.
Ale w dziele poprawy, w sposobie czynienia

Taką miarę trzymajmy, jaką trzeba trzymać;
Darmo się mniej upadłym nad upadkiem zżymać.
Myślmy patrząc na zdrożność, czy wielką, czy małą:
I nas to mogło spotkać, co innych spotkało.

Do S...

 
 
Nieraz myślałem o przywarach każdego stanu i skutek mojego myślenia ten był, iż nie masz w świecie sytuacji takowej, która by nie miała w sobie jakowej zdrożności: mniej ich lub więcej czyni to, co my zowiemy szczęściem. To najgorzej, iż co dobre, traci czasem swój powab; co złe, im dłużej trwa, tym przykrzejsze. Stąd też to podobno owi dawni filozofowie sekty stoików w nieczułości kładli doskonałość człowieka. Ale i ten stan martwy równie przykry: jeżeli bowiem oszczędza umartwienia, nie daje uczuć słodyczy, a jedno z drugim pospolicie życie nasze przeplata. Zostawmy więc rzeczy tak, jak są, wykwintność je nasza nie poprawi.
 
Być księdzem, praca, kłopot, i biskup, i sądy.
Być młodzianem, czcza pora, złe chwile, złe
rządy.
Być żonatym, staranie o dzieciach i żonie.
Być wdowcem, żal lat przeszłych, tęskność
w każdej stronie.
Być dworakiem, niedola w powabnej postaci.
Być żołnierzem, zysk trudny i życie się traci.
Być w domu gospodarzem, i tam złe znajdziemy.
Czymże być? — wszędzie przykrość! Żyjmy, jak
możemy.

Do S.D.K.G.

 
 
Nadzieje mylą. Na te zwyczajne losu igrzyska przygotowanym być trzeba, a jak umieć z szczęścia korzystać,
gdy przyjdzie, tak gdy się zwróci i oddali, strzec się słabości zbytecznego zmartwienia.
 
Rozpacz, podłych dusz rzemiosło,
Zdarzenie zniszczyło, wzniosło,
To przypadek. W tym istota,
Gdzie duch mężny i gdzie cnota.
Nad los umysł kiedy wielki,
Szczęścia płochej rządzicielki
Co niewarci, ci czciciele,
Czy kto mało ma, czy wiele,
Gardząc, czym się małość zżyma,
W tym, co czuje, większość trzyma.
Nie tego, co wart, nie wziął, los srogi udręczył,
Lecz tego, co znał, uczuł, mógł, a nie uwieńczył.

Do sąsiada

 
 
Myśli słodka, gdy spokojna,
Bogdaj zawżdy byłaś u mnie!
Czy to pokój, czyli wojna,
Czy pełno, czy pustki w gumnie,
Słodzisz pracę i daremną,
Gdy ja z tobą, a ty ze mną.
 
Bywaj, myśli pożądana!
Co po życiu, kiedy w troskach?
Biedzisz z zmroku aż do rana,
Smutna w miastach, rzeźwisz w wioskach
Tu przestajesz być nikczemną,
Gdy ja z tobą, a ty ze mną.
 
Myśli słodka i spokojna,
Uszczęśliwiaj po kryjomu!
Myśli prawa i dostojna,
Jakeś weszła, trwaj w mym domu!
Wszystko ma postać przyjemną,
Gdy ja z tobą, a ty ze mną.
 
Przyjaciele! siądźmy w cieniu,
Siądźmy w cieniu tej topoli;
Orzeźw, słodka w odpocznieniu,
Daj się ucieszyć do woli.
Niech czują rozkosz wzajemną,
Gdy ja z tobą, a ty ze mną.

Do... (Czemuż się skarżysz na Fortuny ciosy...)

 
 
Czemuż się skarżysz na Fortuny ciosy,
W swych użaleniach mniej baczny?
Nie wiesz, jakie są zmienne ludzkie losy,
Jaki jej humor dziwaczny?
 
W momencie jednym szczęście zniszczyć zdoła
A w swym humorze fałszywym,
Raz zbytnie smutna, drugi raz wesoła,
Czyni nędznego szczęśliwym.
 
Stoją u portu bezpieczne okręty,
Żeglarz spokojny w ochronie,
W punkcie rwą z kotwic gwałtowne odmęty,
Żeglarz i okręt zatonie.
 
Szczęśliwy, który w dzień doznawszy burzy,
Niepewien w wrzawie noclegu,
Patrząc z daleka, jak się okręt nurzy,
Śmieje się z fali na brzegu.

‹‹ 1 2 13 14 15 16 17 18 19 ››