Wiersze - Octavio Paz strona 5

Octavio Paz - Pisane zielonym atramentem

Zielony atrament tworzy ogrody, lasy, łuki,
Listowie gdzie śpiewają litery,
słowa co są drzewami,
frazy zielone konstelacje.

Niech moje słowa spadną na Ciebie - białą
I okryją jak liści deszcz ośnieżone pole,
jak bluszcz posąg pokrywa
jak atrament tę stronę.

Ramiona, kibić, szyję, piersi,
twarz otwartą jak morze,
kark - las jesienią,
zęby szczypiące źdźbło trawy.

Twoje ciało układa się z zielonych znaków
jak ciało drzewa gdy znów się zieleni.
Nie zajmuj się tak drobną i błyszczącą raną:
Patrz w niebo, w zielone gwiazd tatuaże.

Octavio Paz - Przyjaźń

Godzina oczekiwana
Na stół spada
Nieustannie
Grzywa lampy
Noc przywraca ogromne okno
Nie ma nikogo
Obecność bezimienna mnie otacza

Octavio Paz - Skutki chrztu

Młody Hassan,
Żeniąc się z chrześcijanką,
Ochrzcił się.
Ksiądz,
Niczym wikingowi,
Dał mu imię Eryk.
Teraz
Ma dwa imiona
I tylko jedną kobietę.

Octavio Paz - Stary Poemat

Pod eskortą natrętnych wspomnień wspinam się
wielkimi krokami po stopniach muzyki.
W górze, na kryształowych szczytach,
światło zrzuca swe szaty. U wejścia
dwie strugi wodne prostują się,
pozdrawiają mnie, skłaniają swe
rozgadane pióropusze, gasną w
przyzwalającym pomruku.
Obłudne okazałości. Wewnątrz, w pokojach
z portretami, ktoś znany mi stawia
pasjansa zaczętego w 1870, ktoś,
kto zapomniał o mnie, pisze list do przyjaciela,
co się jeszcze nie naradził. Drzwi,
uśmiechy, ciche kroki, szepty, korytarze,
którymi maszeruje krew przy łoskocie
bębnów okrytych żałobą. W głębi, w
ostatnim pokoju, płomyk naftowej lampy.
Płomyk rozprawia, poucza, debatuje z samym sobą.
Powiada mi, że nikt nie przyjdzie,
żebym wygasił oczekiwanie, bo pora już
położyć krzyżyk na wszystkim i położyć się spać.
Daremnie kartkuję me życie. Moja twarz
odrywa się od mej twarzy i zapada się
we mnie jak cichy, zepsuty owoc.
Żadnego odgłosu, żadnego och. I nagle
niepewna w świetle starożytna wieża
rozniesiona między wczoraj i dziś, strzelistość
między dwiema otchłaniami. Znam, poznaję
schody, wytarte stopnie, mdłości i zawroty głowy.
Tutaj płakałem, tutaj śpiewałem.
Zbudowałem cię z tych kamieni, wieżę ze słów
płonących i zawiłych, stos liter rozsypanych.
Nie. Zostań, jeśli chcesz rozmyślać nad tym,
który odszedł. Wyruszam na spotkanie tego,
którym jestem, którym się właśnie staję,
mego następcy i przodka, ojca i syna, obcego bliźniego.
Człowiek tam się zaczyna, gdzie umiera.



Idę ku moim narodzinom.

Octavio Paz - Świt

Prędkie ręce zimne
Odwijają po kolei
Bandaże mroku
Otwieram oczy
Jeszcze
Jestem żywy
W środku
Rany jeszcze świeżej

‹‹ 1 2 3 4 5 6 ››