Wiersze - Juliusz Słowacki strona 7

HYMN (Bogarodzico, Dziewico...)

Bogarodzico, Dziewico
Słuchaj nas, Matko Boża,
To ojców naszych śpiew.
    Wolności błyszczy zorza,
    Wolności bije dzwon,
    Wolności rośnie krzew.
             Bogarodzico!
    Wolnego ludu śpiew
    Zanieś przed Boga tron.

    Podnieście głos, rycerze,
    Niech grzmią wolności śpiewy,
    Wstrząsną się Moskwy wieże.
    Wolności pieniem wzruszę
    Zimne granity Newy;
I tam są ludzie - i tam mają duszę.

Noc była... Orzeł dwugłowy
    Drzemał na szczycie gmachu
    I w szponach niósł okowy.
Słuchajcie! zagrzmiały spiże,
Zagrzmiały ... i ptak w przestrachu
Uleciał nad świątyń krzyże.
    Spojrzał - i nie miał mocy
    Patrzeć na wolne nagrody,
    Olśniony blaskiem swobody,
Szukał cienie... i w ciemność uleciał północy.

O wstyd wam! wstyd wam, Litwini!
    Jeśli w Gedymina grodzie
    Odpocznie ptak zakrwawiony,
Głos potomności obwini
    Ten naród - gdzie czczą w narodzie
Krwią zardzewiałe korony.

Wam się chylić przed obcemi,
Nam we własnych ufać siłach;
Będziem żyć we własnej ziemi
I we własnych spać mogiłach.

     Do broni, bracia! do broni!
    Oto ludu zmartwychwstanie
Z ciemnej pognębienia toni,
    Z popiołów Feniks nowy
    Powstał lud - błogosław, Panie!
    Niech grzmi pieśń jak w dzień godowy.

    Bogarodzico! Dziewico!
    Słuchaj nas, Matko Boża,
    To ojców naszych śpiew,
    Wolności błyszczy zorza,
    Wolności bije dzwon,
    I wolnych płynie krew,
    Bogarodzico!
    Wolnego ludu krew
    Zanieś przed Boga tron.

Warszawa, 4 grudnia 1830 r.

Jeżeli kiedy w tej mojej krainie...

Jeżeli kiedy w tej mojej krainie,
Gdzie po dolinach moja Ikwa płynie,
Gdzie góry moje błękitnieją mrokiem,
A miasto dzwoni nad szmernym potokiem,
Gdzie konwaliją woniące lewady
Biegną na skały, pod chaty i sady -

Jeśli tam będziesz, duszo mego łona,
Choćby z promieni do ciała wrócona:
To nie zapomnisz tej mojej tęsknoty,
Która tam stoi jak archanioł złoty,
A czasem miasto jak orzeł obleci
I znów na skałach spoczywa i świeci.

Powietrze lżejsze, które cię uzdrowi,
Lałem z mej piersi mojemu krajowi.

GRÓB AGAMEMNONA

UŁAMEK Z GRECKIÉJ PODRÓŻY
GRÓB AGAMEMNONA


Niech fantastycznie lutnia nastrojona

Wtóruje myśli posępnéj i ciemnéj;

Bom oto wstąpił w grób Agamemnona,

I siedzę cichy w kopule podziemnéj,

Co krwią Atrydów zwalana okrutną.

Serce zasnęło, lecz śni. - Jak mi smutno!



O! jak daleko brzmi ta harfa złota,

Któréj mi tylko echo wieczne słychać!

Druidyczna to z głazów wielkich grota,

Gdzie wiatr przychodzi po szczelinach wzdychać

I ma Elektry głos - ta bieli płótno

I odzywa się z laurów: Jak mi smutno!



Tu po kamieniach, z pracowną Arachną

Kłóci ,się wietrzyk i rwie jéj przędziwo;

Tu cząbry smutne gór spalonych pachną;

Tu wiatr obiegłszy górę ruin siwą,

Napędza nasion kwiatów - a te puchy

Chodzą i w grobie latają jak duchy.



Tu świerszcze polne, pomiędzy kamienie

Przed nadgrobowém pochowane słońcem,

Jakby mi chciały nakazać milczenie,

Sykają. - Strasznym jest Rapsodu końcem

Owe sykanie, co się w grobach słyszy -

Jest objawieniem, hymnem, pieśnią ciszy.



O! cichy jestem jak wy, o! Atrydzi.

Których popioły śpią pod świerszczów strażą.

Ani mię teraz moja małość wstydzi,

Ani się myśli tak jak orły ważą.

Głęboko jestem pokorny i cichy

Tu, w tym grobowcu, sławy, zbrodni, pychy.



Nad drzwiami grobu, na granitu zrębie

Wyrasta dąbek w trójkącie z kamieni,

Posadziły go wróble lub gołębie,

I listkami się czarnemi zieleni,

I słońca w ciemny grobowiec nie puszcza;

Zerwałem jeden liść z czarnego kuszcza;



Nie bronił mi go żaden duch ni mara,

Ani w gałązkach jęknęło widziadło;

Tylko się słońcu stała większa szpara,

I wbiegło złote, i do nóg mi padło.

Zrazu myślałem, że ten co się wdziera

Blask, była struna to z harfy Homera;



I wyciągnąłem rękę na ciemności,

By ją ułowić i napiąć i drżącą

Przymusić do łez i śpiewu i złości

Nad wielkiem niczém grobów i milczącą

Garstką popiołów: - ale w mojém ręku

Ta struna drgnęła i pękła bez jęku.



Tak więc - to los mój na grobowcach siadać

I szukać smutków błahych, wiotkich, kruchych.

To los mój senne królestwa posiadać,

Nieme mieć harfy i słuchaczów głuchych

Albo umarłych - i tak pełny wstrętu........

Na koń! chcę słońca, wichru, i tententu!



Na koń! - Tu łożem suchego potoku,

Gdzie zamiast wody, płynie laur różowy;

Ze łzą i z wielką błyskawicą w oku,

Jakby mię wicher gnał błyskawicowy,

Lecę, a koń się na powietrzu kładnie -

Jeśli napotka grób rycerzy - padnie.



Na Termopilach? - Nie, na Cheronei

Trzeba się memu załamać koniowi,

Bo jestem z kraju, gdzie widmo nadziei

Dla małowiernych serc podobne snowi

Więc jeśli koń mój w biegu się przestraszy,

To téj mogiły - co równa jest - naszéj.



Mnie od mogiły termopilskiéj gotów

Odgonić legion umarłych Spartanów;

Bo jestem z krają smutnego Ilotów,

Z kraju - gdzie rozpacz nie sypie kurhanów,

Z kraju - gdzie zawsze po dniach nieszczęśliwych

Zostaje smutne pół - rycerzy - żywych.



Na Termopilach ja się nie odważę

Osadzić konia w wąwozowym szlaku.

Bo tam być muszą tak patrzące twarze,

Że serce skruszy wstyd - w każdym Polaku.

Ja tam nie będę stał przed Grecyj duchem -

Nie - pierwéj skonam: niż tam iść - z łańcuchem.



Na Termopilach - jaką bym zdał sprawę?

Gdyby stanęli męże nad mogiłą?

I pokazawszy mi swe piersi krwawe

Potem spytali wręcz: - Wiele was było? -

Zapomnij, że jest długi wieków przedział. -

Gdyby spytali tak, - cóż bym powiedział?!



Na Termopilach, bez złotego pasa,

Bez czerwonego leży trup kontusza:

Ale jest nagi trup Leonidasa,

Jest w marmurowych kształtach piękna dusza:

I długo płakał lud takiéj ofiary,

Ognia wonnego, i rozbitéj czary.



O! Polsko! póki ty duszę anielską

Będziesz więziła w czerepie rubasznym,

Poty kat będzie rąbał twoje cielsko,

Poty nie będzie twój miecz zemsty strasznym,

Poty mieć będziesz hyjenę na sobie,

I grób - i oczy otworzone w grobie.



Zrzuć do ostatka te płachty ohydne,

Tę - Dejaniry palącą koszulę:

A wstań jak wielkie posągi bezwstydne,

Naga - w styksowym wykąpana mule,

Nowa - nagością żelazną bezczelna -

Nie zawstydzona niczém - nieśmiertelna.



Niech ku północy z cichéj się mogiły

Podniesie naród i ludy przelęknie,

Że taki wielki posąg - z jednéj bryły,

A tak hartowny, że w gromach nie pęknie,

Ale z piorunów ma ręce i wieniec;

Gardzący śmiercią wzrok - życia rumieniec.



Polsko! lecz ciebie błyskotkami łudzą;

Pawiem narodów byłaś i papugą;

A teraz jesteś służebnicą cudzą. -

Choć wiem, ze słowa te nie zadrżą długo

W sercu - gdzie nie trwa myśl nawet godziny:

Mówię - bom smutny - i sam pełen winy.



Przeklnij - lecz ciebie przepędzi ma dusza,

Jak Eumenida przez wężowe rózgi.

Boś ty, jedyny syn Prometeusza -

Sęp ci wyjada nie serce - lecz mózgi.

Choć Muzę moją w twojéj krwi zaszargam,

Sięgnę do wnętrza twych trzew - i zatargam.



Szczeknij z boleści i przeklinaj syna,

Lecz wiedz - że ręka przekleństw wyciągnięta

Nade mną - zwinie się w łęk jak gadzina,

I z ramion ci się odkruszy zeschnięta,

I w proch ją czarne szatany rozchwycą;

Bo nie masz władzy przekląć - Niewolnico!

Jest chwila gdy się ma księżyc pokazać (fragment)

Jest chwila, gdy się ma księżyc pokazać,
Kiedy się wszystkie słowiki uciszą
I wszystkie liście bez szelestu wiszą,
I ciszej źródła po murawach dyszą;
Jakby ta gwiazda miała coś nakazać
I o czym cichym pomówić ze światem,
Z każdym słowikiem, z listeczkiem i z kwiatem.
Jest chwila, kiedy ze srebrzystą tęczą
Wychodzi blady pierścionek Dyjanny:
Wszystkie się wtenczas słowiki rozjęczą
I wszystkie liście na drzewach zabrzęczą,
I wszystkie źródłą jęk wydają szklanny;
O takiej chwili, ach, dwa serca płaczą,
Jeśli coś mają przebaczyć - przebaczą,
Jeżeli o czymś zapomnieć - zapomną.
O takiej chwili z moją panią skromną
Jużeśmy siedli w naszych progach sielskich,
Już rozmawiali o rzeczach anielskich.

STOKRÓTKI

Miło po listku rwać niepełną stokroć

I rozkochanych słów różaniec cedzić,

Miło przy ludziach było raz powiedziéć,

Że się kochamy, i mówić po stokroć.



Miło zabłądzić pod lipowe cienie

Z kwiatkami w ręku - i patrząc ukradkiem,

Wzajemnie mówić obrywanym kwiatkiem:

Kochasz!... i pani kochasz mnie szalenie...



Gdy nas różowa poróżniała sprzeczka,

A zgody ciągłe zabraniały świadki,

Pamiętasz, luba, jak te białe kwiatki,

Jeden mówił: nie - a drugi: troszeczka.



Dzisiaj samotny - dzisiaj bez nadziei

Błądząc po skałach... wszystkie moje smutki

Zbiegły się razem do białej stokrotki,

Co była siostrą stokrotek w alei.



Rwałem ją... listki leciały w błękicie

Aż na jezioro, ze skały, gdziem siedział,

I wiesz, co listek ostatni powiedział?

Luba, że jeszcze kochasz mnie nad życie.

‹‹ 1 2 4 5 6 7 8 9 ››