Wiersze - Ewa Lipska strona 2

Botschaft

So schreiben, dass der Bettler
denkt, es wäre Geld.

Und die, die sterben:
ihr Geburtstag.

Cisza

Mój lęk nie mniejszy niż Europa.
I drzwi plecami odwrócone w lęku.
I w lęku stoję odwrócona.
I pada deszcz nieprzemakalny.
I cisza stoi między nami
na drugim piętrze kamienicy.

Po twarzy twojej twarzy mojej
deszcz przeprowadza się kroplami
z drugiego piętra kamienicy
i dźwiga drwiny odrobinę.

Tak w nocy stałaś. I ja stałam.
I cisza stała między nami.

Coraz bardziej pusto cię czytam.
Ktoś szczególnie czeka na tę chwilę
jak na ślub albo na pociąg.
Coraz trudniej jest teraz o komfort:
mieć sąsiadów przyjaciół rodzinę.

Pełna cisza stoi między nami
i nie wierzy w czyjąkolwiek winę.

Coś musiało się stać

I
Dojrzały sady do zbierania jabłek.
Coś musiało się stać.
Spadkobiercy gatunku wzrok ćwiczą uważnie.

Dzień z nocą ożeniony
stał się nagle moim krewnym.
I cała rodzina zarosłych trawników.
Nie wyplewione gesty.
Ktoś nakłania do ukłonów klony rozłożyste
- aż śmiechy.
Śmiechy na wagę złota.
Na wagę złota
bo zupełnie puste.

Drzewa czekają pozapinane wysoko pod szyję.
Powiało trzaskaniem drzwi. Spaloną zupą powiało.
Na pustym talerzu pusty śmiech.
Kto z nich
kogo przeżyje.
Przechodzę z jednego dnia na drugi dzień.
Przechodzę z czasu na czas
zawsze na czas.
Uważnie. By przypadkiem nie pomylić się.
I choćby chciało się upadać
i czekać - leżąc - by czas dalej szedł:
    nic z tego. Dalej
    z dnia na drugi dzień.
    Z ziemi przekonań. Z geometrii czasu.
    Z wiedzy czytelnej. Z nadmiaru
    wymiaru.

II
Z mojego domu wszystkie drzwi odeszły.
W moim domu nie było Larów i Penatów
ani szafek z woskowymi maskami przodków.
Przez mój dom przeszedł anioł. Wszystkie grzechy przeszły.
Z mojego domu okna wychodziły na deszcze.
W moim domu próbowano wyhodować twarz.
Wszystkim było nienormalnie. Mieli myśli i dreszcze.
Od nadpsutych futryn okiennych aż po Ojcze Nasz.

W moim domu nie było nikogo. Byli wszyscy.
Siedzieli tak cicho że nie było ich widać.
Albo tak głośno huczeli. Tupali. Krzyczeli.
Przewracali garnki. Głowy zawracali
aż bolały i opadały w sen już przygotowany
- opowiadany przy stole. Wszyscy z góry wiedzieli
kto więcej pomyśli. Kogo zabije życie
- prywatne
- polityczne
- apokaliptyczna.

III
W moim domu spojrzenia do dziś nie wyjaśnione
zostały jeszcze. Wyschnięte
opadają ustawicznie
samotne i półprzytomne jak lampy uliczne.
Nikt w domu moim nie wierzy nikomu.
Nawet krzesło odsuwa się od swoich nóg.
Niekiedy wychodzę tak gwałtownie
że wszyscy stają na baczność.
Garnki talerze i dzieci
mają uciechę.
Oczy na baczność przypominają dwa duże guziki.
Dzieci grają w guziki. Czerwone zielone guziki.
I śmieją się. Śmieją się. Śmieją się
z niespodziewanej gry.
Aż nagle nie ma guzików. Aż nagle z guzików są łzy.
I dzieci płaczą i płaczą. I dom się obala nocą.
I nowe nowe wichry...

Wtedy odchodzę spokojnie na przeciwległy bok.

Dom

Dom mój stoi bez drzwi i okien
czasem nawet już kołowieczora.
Wtedy kupuję klucz do windy
i zaczynam przez dom podróżować.

Znam te stacje. Już jeżdzę od roku.

Na nieczytelnym pierwszym piętrze
z nadmiaru myśli umarł mędrzec.
Wysoko podniósł kołnierz płaszcza.
Na nieczytelnym pierwszym piętrze.

Myśl mi zagraża. Cofam ręce
płynnością godną Heraklita.

Dom mój płynie bez dzwi i bez okien.
Dom mój płynie do ostatniej stacji.
Znowu czekasz na mnie jak przed rokiem.
Dom się wali. I tylko zostają
ciała nasze
pewne jak heksametr.





[Wiersze, 1967]

Dom Dziecka

 
 
Trzydzieści par pantofelków filcowych
z wyszytym na środku kwiatem tulipanu.
Trzydzieści fartuszków poplamionych sokiem
z czarnej porzeczki. Trzydzieści nieruchomych kotów
wyhaftowanych ściegiem płaskim.
Trzydzieści par wyciągniętych rączek
ale tylko po łyżki do zupy mlecznej.
Trzydzieści par oczu otwieranych we śnie
aby dojrzeć rodziców na wzgórzach cukierków.
 
Gdyby moja mamusia chciała
mogłaby być królową.
Ale musiała umrzeć
bo tatuś zamienił się w wilka.
 
Moja mamusia była chuda
i dlatego nie mogła mnie kochać.
Ale jak tylko będzie chuda mniej
to mnie kupi na zawsze.
 
Moja mamusia jest piękna. Mój tatuś jest piękny.
Moja mamusia jest bogata. Mogłaby kupić
Amerykę Północną i złoto. A tatuś
potrafi strzelać z prawdziwego karabinu.
 
Trzydzieści par nóżek
stoi przed nieczynną zwrotnicą
i oczekuje na wjazd
domu.

‹‹ 1 2 3 4 5 14 15 ››