Wiersze - Czesław Miłosz strona 24

O!

O, szczęście! widzieć irys.
Kolor indygo jak kiedyś suknia Eli                                               i delikatny zapach, jak zapach jej skóry.
O,jaki bełkot żeby opisać irys,                                               który kwitł, kiedy nie było żadnej Eli                                           i żadnych naszych królestw                                                         i żadnych krajów.
 

O! Edward Hopper (1882-1967), Pokój Hotelowy, Thyssen Collection, Lugano

 O, jaki smutek nieświadomy, że jest smutkiem!                                   Jaka rozpacz, nieświadoma, że jest rozpaczą!
Kobieta kariery, obok jej walizki, siedzi na                                             łóżku, półnaga, w czerwonej halce, uczesanie jej                              nienaganne, w ręku ma kartkę z cyframi.
Kim jesteś? - nikt nie zapyta, sama też nie wie.

O! Gustav Klimt (1862-1918), Judyta (Szczegół), Osterreichische Gallerie, Wiedeń

O, usta na wpół rozchylone, oczy przymknięte, różowa                                   sutka w obnażonej twojej nagości, Judyto!
Z wyobrażeniem ciebie oni, biegnący do                                                     ataku, rozrywani wybuchami artyleryjskich                                            pocisków, spadających w doły, w zgniliznę!
O, lite złoto twoich tkanin, naszyjnika z rzędami                                        drogich kamieni, Judyto, na takie ich pożegnanie!

O! Salvator Rosa (1615-1673), Pejzaż z postaciami, Yale University Gallery

O, spokój wody pod skałami i żółta cisza popołudnia, i odbite         poziome obłoki!
Postacie na pierwszym planie ubierające się po kompieli, inne                na drugim brzegu malutkie i w swoich czynnościach tajemnicze!
O, najzwyklejsze wyjęte z codzienności i podniesione w scenę do ziemskiej podobną i niepodobną!
 

Obrzęd

 
Ależ tak, Bereniko. Nie tyle więcej spokoju,
Co pobłażania dla siebie i innych.
Nie wymagać od ludzi
Zalet, dla których nie są stworzeni:
Harmonii rozumowań, wierzeń ze sobą
Niesprzecznych, zgody
Pomiędzy uczynkami i wiarą, pewności.
Zdawałoby się przezroczyści, że widać na wylot,
A tam ciemne, kłębiące się moce.
Myślę teraz o Jerzym, Atanazym, Kasi,
O których nikt nie opowie aż do sądnego dnia.
Jakież tam komplikacje! Linia losu
Rozdziela się, kłębiące się moce.
Ale zostaje jedna w ludzkiej pamięci.
Słowa raz wymówione są im przypisane,
Choć nie przyznaliby się do nich.
I kiedy nawet chcieli przekazać świadectwo,
Nie wynikało nic z tego, bo gdzie im do prawdy.
Tacy tedy klękamy w naszym kościele,
Pośród klumn zwieńczonych złotym akantem
I strojnych aniołów, których cienkie trąbki
Obwieszczają za dużą dla nas wieść.
Uwaga nasza krótka, mówi Berenika.
Moja myśl wraca, liturgi na przekór,
Do lustra, łóżka telefonu, kuchni,
Niezdolna unieść miasta Jeruzalem
Sprzed dwóch tysięcy lat, i krwi na krzyżu.
Jednak szybujemy, chociaż obciążeni
Zapachem sosów, krzykami z wąskich uliczek,
Widokiem połci mięsa w sklepach rzeźniczych,
Wzbijając się nad ołtarz, kościół, miasto,
Obiegając wirującą ziemię.
I oni, nasi bliźni, oni, Bereniko,
W tej samej ławce obok, ich świadomość,
Moja świadomość. Oto tajemnica
Niemal miłosnej przemiany mojego ,,ja" w ,,my".
,,Jesteście solą ziemi, jesteście światłem ziemi" -
Powiedział i przyzywał nas do swojej chwały,
Zwycięzca niepoddanych nikomu praw światła.
Wiem, że przyzywał-mówi Berenika.
Ale co z wątpiącymi? Czy dają świadectwo,
Kiedy milczą z miłości do Jego imienia?
A może my zaczniemy adorować kamień,
Zwyczajny polny kamień, samo jego Bycie,
I odprawimy modły, nie otwierając ust?
 

‹‹ 1 2 21 22 23 24 25 26 27 35 36 ››