Wiersze - Arthur Rimbaud strona 3

Moje życie

XXX

Moje życie, jeżeli mnie pamięć nie zawodzi, było niegdyś
ucztą, na której otwierały się wszystkie serca, płnęły
wszystkie wina.
Pewnego wieczoru wziąłem na kolana Piękno. - I
przekonałem się, że jest gorzkie. - Znieważyłem je.
Uzbroiłem się przeciw trybunałom.
Uciekłem. O czarownice, nędzo, nienawiści, powierzono wam
mój skarb!
Zdołałem wygnać ze swego umysłu wszelką ludzką nadzieję.
Głuchym skokiem drapieżnika rzucałem się na każdą radość,
by ją zdusić.
Wezwałem oprawców, żeby, konając, kąsać kolby ich
karabinów. Wezwałem wszystkie plagi, by zadławić się
piachem i krwią. Moim bóstwem było nieszczęście. Tarzałem
się w błocie. Suszył mnie wiatr zbrodni. Igrałem z obłędem.
I wiosna przyniosła mi okropny uśmiech idioty.
Niedawno, bliski wydania ostatniego skrzeku, zapragnąłem
odnależć klucz od dawnej uczty, na której być może
odzyskałbym apetyt.
Tym kluczem jest miłosierdzie. Pomysł taki dowodzi, że
śniłem!
- Pozostaniesz hieną... itd. - wykrzykuje demon, który
ukoronował mnie pięknym wieńcem maków. - Stań w obliczu
śmierci ze wszystkimi swoimi głodami, ze swoim egoizmem i
wszystkimi grzechami głównymi.
Ach, tego mi już nadto: - Ależ, drogi Szatanie, błagam,
spojrzyj mniej wściekłym okiem! W oczekiwaniu na kilka
zapóźnionych podłostek, przyjmij, ty, tak ceniący w
pisarzu brak walorów opisowych czy dydaktycznych, tych
kilka odrażających stronic z mojego karnetu potępieńca.

Odjazd

Odjazd.

Dość widziałem. Wizja oczekiwała w każdej aurze.
Dość miałem wszystkiego. Szumy miast, wieczo-
rem, i w słońcu, i zawsze.
Dość poznałem. Stacje życia. - O Szumy i Wizje!
Odjazd z nowym uczuciem i w nowym zgiełku!

Parada

"Parada"

Niezwykle tędzy hultaje. Niejeden eksploatował wasze
światy. Wyzbyci potrzeb, nie śpiesza się do spożytkowania
swoich świetnych zdolności i doświadczonej wiedzy o
waszych sumieniach. Jacy dojrzali ludzie! Ze spojrzeniem
otepiałym jak letnia noc, czerwoni i czarni, trójkolorowi,
stal usiana złotymi gwiazdami, twarze zniekształcone,
ołowiane, pobladłe, ogorzałe; farsowe zachrypnięcia!
Okrutny marsz świecidełek! - Jest paru młodych - jak
popatrzyliby na Cherubina? - obdaronych przeraźliwym
głosem i niebezpiecznymi pomysłami. Wysyłani, do miasta by
brać tam od tyłu, stroją się z przepychem budzącym odrazę.
O najbrutalniejszy Raju wściekłego grymasu! Nie do
porównania z waszymi Fakirami i innymi błazeństwami sceny.
W kostiumach naprędce dobranych, z gustem jak ze złego
snu, odgrywają lamentacje, tragedie zbójców i połbogów
bardziej uduchowione, niż były kiedykolwiek historia czy
religie. Chińczycy, Hotentoci, Cyganie, głupcy, hieny,
Molochy, stare obłędy, złowrogie demony, łączą codziennie
gesty macierzyńskie ze zwierzęcością swoich póz i
czułości. Wykonują nowe sztuki i piosenki "grzecznych
panienek". Arcyżonglerzy, przeobrażają osoby i miejsca, i
uciekają się do magnetycznych komedii. Oczy płona, krew
śpiewa, rozrastają się kości, płyną łzy i czerwone strugi.
Ich szyderstwo albo przerażenie trwają minute albo długie
miesiące. Ja jeden znam klucz do tej dzikiej parady.

Pieśn najwyższej wieży

PIEŚŃ NAJWYŻSZEJ WIEŻY

Niech przyjdzie, niech nie zwleka
Pora co nas urzeka.

Cierpliwość mi przyniosła
Na zawsze zapomnienie.
Uleciały w niebiosa
Obawa i cierpienie.
I głód porażający
Ciemność mi w żyły sączy.

Niech przyjdzie, niech nie zwleka
Pora co nas urzeka.

Podobny jestem łące
Na niepamięć wydanej,
Zarosłej i kwitnącej
Kąkolem i tymiankiem,
Gdy zaciekle znad trawy
Much brzęczy rój plugawy.

Niech przyjdzie, niech nie zwleka
Pora co nas urzeka.

Poranek

"Poranek"

Czy nie miałem niegdyś miłej młodości, bohaterskiej,
baśniowej, godnej zapisania złotymi głoskami - zbytku
szczęścia! Jaką zbrodnią, jakim zbłądzeniem zasłuzyłem na
obecną słabość? Wy, którzy utrzymujecie, że zwierzęta
wydaja z siebie łkanie żalu, że chorzy popadają w rozpacz,
że umarli mają złe sny, spróbujcie opowiedzieć mój upadek
i senne rojenia. Sam nie potrafię już wypowiedzieć się
jaśniej niż żebrak bezustannie powtarzający swoje Pater
noster i Ave Maria. Nie umiem już mówić!
Myślę dziś jednak, ze skończyłem opowieść o swoim
piekle. Było to własnie piekło: stare piekło, którego
bramy otworzył syn człowieczy.
Na tej samej pustyni, tą samą nocą, moje zmęczone oczy
budzą się zawsze w blasku srebrnej gwiazdy, zawsze, choć
nie porusza to Królów życia, trzech magów serca, duszy,
umysłu. kiedyż pójdziemy za morza i góry, by powitać
zaranie nowej pracy, nową mądrość, ucieczkę tyranów i
demonów, koniec przesądów, kiedyż to uwielbimy - pierwsi! -
Boże Narodzenie na ziemi?
Śpiew niebios, pochód ludów! Niewolnicy, nie
przeklinajcie życia.

‹‹ 1 2 3 4 5 ››