Wiersze - Arthur Rimbaud strona 2

Demokracja

"Demokracja"

"Sztandar powiewa nad plugawym krajobrazem i nasza gwara
głuszy bębny.
Podsycimy w mistach najbewstydniejszą prostytucję.
Zmasakrujemy logiczne rewolty.
W korzennych i podmokłych krainach - w służbie
najpotworniejszych eksploatacji przemysłowych i
militarnych.
Żegnajcie nam tu, gdziekolwiek. Zaciągnięci z dobrej
woli, przyjmiemy filozofię grozy; niech obeznani z wiedzą
i udręczeni komfortem; i niech zdycha toczący się świat.
To prawdziwa droga. Naprzód, marsz!"

Do mądrości

"Do mądrości"

Wystarczy ci trącić bęben palcami, by wybuchły wszystkie
dźwięki i narodziła się nowa harmonia.

Każdy twój krok to podniesienie się nowych ludzi i
rozpoczęty ich marsz.

Twoja głowa się odwraca: nowa miłość! Twoja głowa
powraca: - nowa miłość!

"Zamień nasze przeznaczenia, uchroń od klęsk, przede
wszystkim od czasu" - śpiewają do ciebie te dzieci.

"Unieś, dokąd tylko zechcesz, treść naszych losów i
życzeń" - proszę cię błagalnie.

Wiecznie przybywająca i zmierzająca wszędzie.

Głód

GŁÓD

Chęci teraz nabrałem
Tylko na piach i kamienie.
Powietrze jadam codziennie,
Żelazo, węgiel i skałę.

Głody, paście się. Głody, w koło
Po dźwięków łące!
Z powojów chłońcie wesoło
Jady trujące.

Jedzcie szutry ziarniste,
Granit kościołów podniebny,
Żwir dawnych potopów, chleby
Ciśnięte w doliny mgliste.

Trąbi wilk pod zaroślami
Miał z kurczęcia ucztę w trawie
Słonecznymi pluł piórami:
Jak wilk zjadam się i trawię.

Ta sałata, te owoce
Wyglądają zbioru w sadach,
Ale pająk w żywopłocie
Jedynie fiołki jada.

Niech śpię! Niech zakipię w dymie
Na ołtarzach Salomona.
Po grynszpanie kipiel płynie
W nurt Cedronu przemieniona.

Iluminacje

Bottom
 
   Rzeczywistość była zbyt ciężka dla
mojej bogatej natury — i znalazłem się
na koniec u swojej Pani jako wielki szaro-
niebieski ptak wzbijający się ku gzymsom
u sufitu i powłóczący skrzydłem w cie-
niach wieczoru.
   U łoża z baldachimem, unoszącego jej
ukochane klejnoty i arcydzieła jej ciała,
byłem wielkim niedźwiedziem o fiole-
towych dziąsłach i sierści osiwiałej ze
zgryzoty, z oczami utkwionymi w kry-
ształach i srebrach konsoli.
   Wszystko stało się ciemnością i rozja-
rzonym akwarium. Nad ranem — w wo-
jowniczy brzask czerwca - - pobiegłem
na pola, osioł, tak długo rycząc i wywi-
jając swoją krzywdą, aż nadchodzące
Sabinki przedmieścia dopadły mojej
piersi.
 
H
 
   Każda potworność wymusza na Hor-
tensji okrutne gesty. Jej samotność jest
erotyczną mechaniką; jej zmęczenie —
dynamiką miłosną. Przez wiele epok
była gorliwą higieną ras pod nadzorem
dzieciństwa. Jej wrota stoją otworem
przed nędzą. Moralność współczesnych
istot odcieleśnia się tam w jej namiętno-
ści albo w jej działaniu. — O straszliwy
dreszczu niedoświadczonych kochan-
ków na krwawej ziemi, w świetlistym
wodorze! znajdźcie Hortensję.
 

Marzenia zimowe

Dobrze nam będzie w tej zimowej jeździe
W miękkim różowym wagonie.
W błękitnych kątach poduszek jak w gnieździe
Całusów rój utonie.
 
Aby nie patrzeć na okienne szyby,
Zanikniesz oczęta strwożone,
Bo tańczą w nocy czarne wilki niby
A niby czarne demony.
 
Nagle uczujesz dotyk połechtliwy —
To całus lekki, pająk dokuczliwy,
 
Po karku ci się snuje.
 
Powiesz mi: "Złap go!", uchylając głowy,
I rozpoczniemy bestii długie łowy,
 
Która daleko wędruje.
 
W wagonie, 7 października 70
 

 

‹‹ 1 2 3 4 5 ››