Wiersze - Rozłąka

Rozłąka

Odkąd mi zatonęły ostatnie okręty,
Dziewięciu snom posłuszny i jednej niewieście,
Błąkam się jak lunatyk po zaklętym mieście,
Jeszcze nie zmartwychwstały, a już wniebowzięty.
Jeszcze pełzam po ziemi, a już ponadziemną
Odgaduję przyczynę ostatecznych rzeczy:
To twoje ciało wonne... I ono uleczy,
I tam ojczyzna moja, gdzie ty jesteś ze mną.
Słowami ci objawiam milczenia wszechwiedne,
Bym więcej już nie cierpiał przez twoje milczenie,
I co noc nieomylnie i niepostrzeżenie
Od tęsknot opętany u nóg twoich blednę.
Usta, co mi je spala doczesna pokusa,
Kładę na twojem sercu równem kamieniowi:
- Z taką czcią chyba tylko rycerze krzyżowi
Całowali kamienie na groble Chrystusa.
Pożądam cię, jak chmura piorunu pożąda,
Pragnąc wreszcie własnego wyzbyć się brzemienia,
Przyzywam cię, lecz próżno. I nic się nie zmienia
Pod niebem, które złemi gwiazdami spogląda.
A przeto mi zostały dymy aloesu
Na wzgórzu, gdzie mnie złożą ramiona niewierne,
Gdzie duchy nawiedzają żałobną tawernę,
Smucącą się naprzestrzał zawiewem bezkresu.
A tam już będzie płomień i wicher w płomieniu,
I dusza się przerazi własnej swej niedoli,
- Wtedy Bóg ją przygarnie i z ciała wyzwoli,
By jak sokół - siedziała na Jego ramieniu.