Wiersze - Spowiedź „Amora” w pasażu fosy miejskiej

Spowiedź „Amora” w pasażu fosy miejskiej

 










Od lat śledzę miłosne tańce
splecionych z sobą
ciał zakochanych. Stąd
podobne są do teatralnych wachlarzy.
Towarzyszę im od początków świata.
Ja, powiernik Abelarda, Romea, Julii i Ofelii.
Idę za nimi krok w krok.
Odurzeni wiosną zapominają o świecie, przeźroczyści jak
japońska bibułka wtapiają się między cienką
nitkę fosy a parkowe ławki,
pod wieczór podobne do dryfujących łódek.
Rozanieleni, mrużą oczy przed wszechobecnym słońcem,
raz dalej, raz bliżej gwiazd.
Śnią mi się w sennym korowodzie, tu z tyłu fosy,
między Teatrem Lalek a Wzgórzem Partyzantów,
z dala od zgiełku miasta, zgoła nierealni.
Widzę w ich oczach szaleństwo, odwagę, spokój i ekstazę,
te wszystkie stany uniesienia; od słodkich zaklęć
aż po szept…
Przywiązani do słów i języka smakują
nieznanej wcześniej mowy. Odurzeni
miłosną sztuka ćwiczą swój własny taniec na linie
niczym cyrkowcy związani ekwilibrystyką
nietrwałej metafory.
Chciałbym być między nimi
niewidocznym węzłem natchnienia
płomienną wizją cudowności.
Zaledwie od prawieków jestem
ich cichym spowiednikiem.
Ja rzymski „Amor na Pegazie” odlany w brązie,
utrwalony w marmurze,
tu na wrocławskiej promenadzie
miejskiej fosy
pełnej rdzawych kolorów przemijania.
 
12.05.2008/13.05.2008r.