Wiersze - Dylan Thomas strona 3

Innym niż ty

Wyzywam cię, wrogi przyjacielu.

Ty, z fałszywym groszem w oczodole,
Przyjacielu z triumfalnym spojrzeniem,
Coś mi wtrynił kłamstwo, zaglądając
Tak bezczelnie w mój najskrytszy sekret,
Lśniąc miedziakiem oka tak kusząco,
Że łakomy ząb miłości kąsał,
Zgrzytał, a ja dyszałem w mozole;
Ty, którego teraz zaklnę, żebyś
Stał jak złodziej w lustrzanej pamięci,
Z grą uśmiechu tak niezapomnianą,
Chyżą dłonią odzianą w aksamit
I całym moim sercem pod twym młotem;
Ty, tak niegdyś szczery i pogodny,
Gdyś przesuwał przez powietrze prawdę,
Ty, mimowolny mój domownik -
Nigdy nawet na tę myśl nie wpadłem,

Że choć kochałem ich przywary
Tak jak ich dobre dusze,
Przyjaciele byli mi wrogami
Na szczudłach, z głową w chytrej chmurze.

Jeden żal temu

Jeden żal temu,
Ta, która w mych objęciach była żyznym kwiatem,
Chłostana wodą w piekle morskich wichrów
Wyrosła z ciernia
W spoisty pień, co wzniósł się, przerastając wieże,
Dziewiczo męski,
A ona, wenus masztów, przez wioślarski puchar
Płynęła w słońce;

Kto jest mym smutkiem.
Rozwiniętą poczwarką cyngla szarpniętego
Przez mojego człowieka, ołowianym pąkiem,
Co strzelił z liścia,
Ten owijał się wokół aaronowej różdżki,
Wzniósł się nad plagi,
Gdy róg i wodna bańka niesiona przez żabę
Mieszkały w boku.

A ona, kłamiąc,
Podobna do rozdziału o wyjściu z ogrodu,
Ze srogim piętnem lilii na pierścieniu
Wlokła przez dni
Swoje liny spuścizny, wojny przebaczenia,
A w piaskach pól
Rył wiatr cherubinowy tuzinem trójkątów
Znaki odejścia.

Więc kim jest ona,
Która mnie obejmuje? Gna w nią ludzkie morze,
Z cezarowych obozów wypędzając ojca;
Kryjówki kształtu
Rzeźbią cały jej pomiot przeciągłym wód głosem;
Mam ją na własność,
Tę mogiłę wtłoczoną w miłość wiejską pięścią,
Ten wschód przed zmrokiem.

Nadchodzi noc,
Kwas czasu, azotowy kształt, co przez nią skacze;
Mówię jej: zanim jeszcze kogut słońca rzuci
Jej kość w płomienie,
Niech ona wdycha zmarłych w nasieniu i w prądzie
Zakrzepłych mórz,
Niech zanurzy dłoń w smutek ich cygańskich oczu
I zamknie pięść.

Leż cicho, śpij spokojnie

Leż cicho, śpij spokojnie, cierpiący od rany
W krtani, płonąc i tonąc. W nocy, co płynęła
Po cichym morzu, słyszeliśmy od rana
Dźwięk idący od rany skrytej w słoną płachtę.

O milę od księżyca drżeliśmy słuchając
Dźwięku morza, co tryskał jak krew z głośnej rany;
Gdy słona płachta pękła w nawałnicy śpiewu,
Głosy wszystkich topielców wiatr uniósł z otchłani.

Owórz Ścieżkę na wskroś przez rząd żałobnych żagli,
Rozrzuć na wiatr szeroko bramy łodzi wędrownej,
Abym mógł ruszyć w podróż do dna mojej rany;
Pieśń słonego całunu, dźwięk morza spadł na nas nagle.
Leż cicho, ukryj usta w krtani, śpij spokojnie,
Lub poprowadź nas, popłyń przez utopionych wraz z nami.

Leżąc na piasku plaży

Leżąc na piasku plaży, z żółtą barwą
I groźnym morzem w oczach, kpimy z tych, co szydzą
Z ludzi idących biegiem rzek czerwonych,
I niszę słów drążymy w cykadowym cieniu,
Bo w naszym żółtym grobie fal i piasku
Wezwanie innej barwy cichnie w wichrze
Groźnym i hożym jak grób i jak morze
Śpiące naprzeciw siebie.
Księżycowe milczenia, przypływ szlifujący
Niemo ciche kanały, suchy pan przypływów
Zamknięty w żebrach pustyni i sztormu,
Winien uleczyć nasze wodne rany
Jednobarwnym spokojem;
Muzyka nieba nad piaskiem się niesie
Szelestem ziaren, kiedy pędzą śpiesznie
Skrywając złote góry, złote dwory
Groźnej i hożej plaży.
Związani tą wszechwładną taśmą, z żółtą barwą
W oczach, leżymy, pragnąc, aby wicher zdmuchnął
Warstwy brzegu i skałę czerwoną zatopił;
Lecz płonne są pragnienia, nie umiemy sami
Odparować skalnego najazdu, leżymy
Z żółtym kolorem w oczach, aż złota pogoda
Pęknie, o, krwi żył moich, jak serce i wzgórze.

Mój posępny kunszt, mój wiersz

Mój posępny kunszt, mój wiersz
Spełniony w spokojnej nocy,
Gdy tylko księżyc w ciemności
Burzy się, a kochankowie
Leżą w łóżku ze smutkami w ramionach -
Trudząc w śpiewnym świetle oczy
Tworzę nie gwoli handlowi
Lub dla pysznych spojrzeń sponad
Scen z słoniowej kości,
Lecz dla zapłaty najprostszej
Ich najtajemniejszych serc.

Nie tym, co w wyniosłą śmierć
Z psalmem i słowikiem kroczą,
Ani tym, co są w hardości
Obcy księżyca buntowi,
Zapisuję pył wodny tych stronic,
Lecz kochankom, ich ramionom
Naokół smutków stuleci,
Tym, którzy się nie zatroszczą
O zapłatę za mój wiersz.

‹‹ 1 2 3 4 5 ››