Wiersze - Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy...

Uczciwe opisanie samego siebie nad szklanką whisky na lotnisku, dajmy na to w Minneapolis

 
 
 
Moje uszy coraz mniej słyszą z rozmów, moje oczy słabną, ale dalej są
nienasycone.
 
Widzę ich nogi w minispódniczkach, spodniach albo w powiewnych tkaninach,
 
Każdą podglądam osobno, ich tyłki i uda, zamyślony, kołysany marzeniami porno.
 
Stary lubieżny dziadu, pora tobie do grobu, nie na gry i zabawy młodości.
 
Nieprawda, robię to tylko, co zawsze robiłem, układając sceny tej ziemi z rozkazu
erotycznej wyobraźni.
 
Nie pożądam tych właśnie stworzeń, pożądam wszystkiego, a one są jak znak ekstatycznego obcowania.
 
Nie moja wina, że jesteśmy tak ulepieni, w połowie z bezinteresownej kontemplacji, i
w połowie z apetytu.
 
Jeżeli po śmierci dostanę się do Nieba, musi tam być jak tutaj, tyle że pozbędę się
tępych zmysłów i ociężałych kości.
 
Zmieniony w samo patrzenie, będę dalej pochłaniał proporcje ludzkiego ciała, kolor irysów, paryską ulicę w czerwcu o świcie, całą niepojętą, niepojętą mnogość
widzialnych rzeczy.