Wiersze - Bolesław Leśmian strona 37

Samotność

Wiatr wie jak trzeba nacichać...
Za oknem - mrok się kołysze.
Nie widać świata, nie słychać,
Lecz ja coś widzę i słyszę...

Ktoś z płaczem ku mnie z dna losu
Bezradną wyciąga rękę!
Nie znam obcego mi głosu,
Ale znam dobrze tę mękę!

Zaklina, błaga i woła,
Więc w mrok wybiegam na drogę
I nic nie widząc dokoła,
Zrozumieć siebie nie mogę!

W brzozie mgła sępi się wiotka.
Sen pusty!... Wracam do domu...
Nie! Nikt się z nikim nie spotka!
Nikt nie pomoże nikomu!

Schadzka

Czy nie słyszysz, jak obłok porusza się senny?
Jak noc ciszą pogłębia dna ciekawy strumień?
A w alejach szeleści niepokój płomienny
Księżycowych powikłań i nieporozumień...

Śpiesz się, dziewczę, spragnione pieszczoty bezkresnej!
Śmierć i miłość zna tryumf umówionych godzin!
Twój kochanek cię czeka od dnia swych narodzin,
Wierny tobie współtrwogą, tęsknotą rówieśny!

Niech twe lico dla niego zakwitnie różowiej,
Niech osłabną ramiona, białych piersi stróże !
Burzą włosów upojnych marzenia mu owiej,
By miał w życiu tę jedną, nie wrogą mu burzę!

Lecz nic nie mów o sobie czemu tak nieznana?
Skąd przybywasz i dokąd odejdziesz za chwilę?
I dlaczego twe nogi tak we krwi i w pyle,
Że całować je mało od nocy do rana?

Ani jego nie pytaj, dlaczego spotkanie
Tak opóźnił? Dlaczego oczyma nie śledzi
Twych oczu? I czy kocha? Bo wszelkie pytanie
Jest wrogiem mimowolnym własnej odpowiedzi!...

Milcz i całuj! Milczeniem pieszczota się krzepi,
I niezgorsze wesele tkwi w dobrej żałobie!
Wszak nie można się kochać żarliwiej i ślepiej,
Jak tak właśnie: nic wzajem nie wiedząc o sobie!

Schadzka spóźniona

Pójdziemy śladem cienia i szelestu
Po scieżce, która wzdłuż rosą połyska.
Popod krzewami sztywnego agrestu
Pachną na słońcu świeże kretowiska.

W powiędłych liściach, pokurczonych chłodem,
Lśnią srebrne resztki wczorajszej ulewy,
Nad zapuszczonym od dawna ogrodem
Słychać gawronów trzepoty i śpiewy.

Obok jabłoni - przypadkowa sosna
Swe igły w bladym zanurza błękicie.
O, jakże prędko przeminęła wiosna,
Pozostawiając przelęknione życie !

Coraz to mocniej otulasz się w chustę,
W której pierś twoja, jak w gnieździe, się chowa,
Trzeba nam było rzec dawniej te słowa,
Co dzisiaj zabrzmią - spóźnione i puste !

Trzeba na było spleść dłonie uparte
I z zamkniętymi iść w słońce oczyma !
Dzisiaj te oczy zostaną - otwarte,
Dzisiaj się warga w pół drogi zatrzyma...

Sen

Śniło mi się, że konasz samotnie,
Mnie nie było, ale jestem już!...
Biegłem do cię powrotnie, powrotnie
Poprzez gęstwę błyskawic i burz.

Leżysz - męką szpecona bezkarną
I zanikiem wychudzonych lic
Dłonie twoje do próżni się garną...
Patrzysz na mnie i nie mówisz nic

Więc porwałem cię w ramion spowicie
Razem z śmiercią, co twe piersi ssie -
I swe własne tchnąłem w ciebie życie -
Tchnąłem życie- i zbudziłem się!

Sen

Śniło mi się, że znika treść kwiatów wątpliwa,
I że ogród, istnienia zlistwionego syt -
Ginie, szepcąc twe imię, dziewczyno wróżb chciwa -
A śmierć szarpie na strzępy twój spieszczony byt.

Ginie w złoto i jedwab przystrojone życie,
I cmentarz, gdzie rozpacza zapomniany trup -
I las znika, gdzie ślad swój wyryła niezbicie
Zwycięska rzeczywistość moich dzielnych stóp.

Znikło miasto, gdzie wrzała bezzasadna praca
I gdzie się rozbudował śmiech, niebyt i żal.
Nadaremnie się obłok - słońcu przypodzłaca:
Znikł obłok - żywot wieczny - bóstw kilka - i dal.

Lecz ja trwam, by śnić jeszcze na moglie nieba
Mrok, któremu śmierć chmurne rozczesuje brwi.
I mój pokój trwa także - dlatego że trzeba
Mieć pokój - we wszechświecie... I zamknąłem drzwi...

Świerszcz piosenką zapiecną oszołamia ciszę -
Anioł miga białawo w zaokiennej mgle -
A ja wiersz ten dla świerszczy i aniołów piszę -
I tak mi źle na tym świecie - tak mi strasznie źle!

‹‹ 1 2 34 35 36 37 38 39 40 47 48 ››