Cytaty autorów na literę M - Stephenie Meyer

Zaopiekuj się moim sercem - zostawiłem je przy tobie.

- A to dopiero. Lew zakochał się w jagnięciu.
- Biedne, głupie jagnię.
- Chory na umyśle lew masochista.

Gdybym mógł śnić, śniłbym tylko o tobie. I nie wstydziłbym się tego.

Jeśli ma się do dyspozycji całą wieczność, można przeszukać cały stóg siana poszukując tej jeden igły.

Nieśmiało budziła się we mnie nadzieja, że oto stąpam po wodzie, zamiast w niej tonąć.

Za nic nie chciałabym raz jeszcze przejść przez to, co przeżywałam w ciągu minionych tygodni, ale musiałam przyznać, że dzięki nim doceniałam to, co mam, jeszcze bardziej niż przedtem.

Przez wszystkie te tysiąclecia ludziom nie udało się rozgryźć zagadki, jaką jest miłość. Na ile jest sprawą ciała, a na ile umysłu? Ile w niej przypadku, a ile przeznaczenia? Dlaczego związki doskonałe się rozpadają, a te pozornie niemożliwie trwają w najlepsze? Ludzie nie znaleźli odpowiedzi na te pytania i ja też ich nie znam. Miłość po prostu jest albo jej nie ma.

Związek ze mną byłby dla ciebie o wiele zdrowszy. Nie byłbym twoim narkotykiem, tylko twoim powietrzem, twoim słońcem.
Kącik moich ust drgnął w smutnym półuśmiechu.
- Wiesz, że nawet kiedyś tak o tobie myślałam? Że jesteś moim słońcem, moim osobistym słońcem? Odganiałeś dla mnie chmury.
Westchnął.
- Z chmurami sobie radzę, ale nie mogę walczyć z zaćmieniem.

Oddać życie za kogoś innego, za kogoś, kogo kochałam. To dobra śmierć, bez wątpienia. Szlachetny postępek. Coś znaczącego.

W końcu ile razy można czyjeś serce przepuścić przez magiel? Mimo że wiele przeszłam, żadne z moich doświadczeń mnie nie zahartowało. Czułam się przeraźliwie krucha, jakby można było mnie zniszczyć jednym słowem.

Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe. Nawet wtedy, kiedy wytmiczne drganie wskazówki sekundowej zegara wywyołuje pulsujący ból. Czas przemija nierówno - raz rwie przed siebie, to znów niemiłosiernie się dłuży - ale mimo to przemija, nawet mnie to dotyczy.

Trafiłam do nieba - w samym środku piekła.

Od ponad kwartału starałam się o nim nie myśleć, nie oznaczało to jednak, że starałam się o nim zapomnieć. [...] Wzdrygałam się na myśl o tym, że pewnego dnia już nie przypomnę sobie koloru jego oczu, chłodu jego skóry, tembru jego głosu. Nie wolno mi było tych cech wspominać, ale moim obowiązkiem było o nich pamiętać.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że już dawno temu pogodziłam się z tym, że niczym już nie zabłysnę. Starałam się po prostu jak najlepiej wykorzystywać to, co było mi dane, zawsze nieco odstając od swojego otoczenia.

- To dziwny świat - powiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niego.
- Jak żaden inny - przytaknął.

Byłam taka zajęta udając zajętą.

– Bez przesady. Przecież ja mam tylko osiemnaście lat!
– A ja prawie sto dziesięć. Pora się ustatkować.

To niesamowite, jak wielka jest różnica pomiędzy czytaniem o czymś, oglądaniem o tym filmów, a doświadczeniem tego w prawdziwym życiu, nie uważasz?

Jak się kończy jakiś etap, zawsze ogarniają człowieka wątpliwości, czy dał z siebie wszystko.

Chętna uczynić z młodości zmierzch swojego życia. Gotowa wyrzec się wszystkiego.

Prawda jest taka, że kiedy kocha się tego, kto chce cię zabić, brakuje wyboru. Co mogłam zrobić? Jak mogłam uciec, jak mogłam walczyć, skoro zadałabym wtedy ukochanej osobie ból? Skoro nie chciała ode mnie nic innego prócz mojego życia, jak mogłam jej go nie ofiarować? Przecież tak bardzo kochałam.

Co za facet! Intrygujący, błyskotliwy, przystojny, tajemniczy... A do tego najprawdopodobniej potrafił podnosić auta jedną ręką.

Życie jest do dupy, a potem umierasz.

Bałam się, to próbowałam uciec. Nienawidziłam, to próbowałam walczyć.

Złamania proste zrastają się szybciej i bez komplikacji.

Zabijali się nawzajem tak często, że zbrodnia była dla nich zwyczajną częścią życia.

Dotrzymałam tylu obietnic... Dotrzymałam i czy dobrze na tym wyszłam? Nadeszła pora, żeby zacząć je łamać. Jedną po drugiej. Jak szaleć to szaleć.

Miłość nie zawsze przychodzi w niekłopotliwych paczkach.

Czas przemija nawet wtedy, kiedy wydaje się to niemożliwe.

Nie raz nad ranem, kiedy z braku snu słabła moja silna wola, martwiłam się, że wszystko mi się wymyka. Moja pamięć była jak sito. Wzdrygałam się na myśl o tym, że pewnego dnia już nie przypomnę sobie koloru jego oczu, chłodu jego skóry, tembru jego głosu. Nie wolno mi było o tych cechach wspominać, ale moim obowiązkiem było o nich pamiętać.

A potem, całkiem wyraźnie, poczułam, że moje serce rozszczepia się wzdłuż dzielącej go bruzdy i od jego wnętrza odłącza się jakaś jego mniejsza część.

Były to jedynie słowa, zbitki głosek lub liter, ale raniły jak sztylety.

Ale kiedy straciłam nawet tę odrobinę nadziei, która zdążyła we mnie zakiełkować, wszystko wydawało mi się niemożliwe do zrealizowania.

Tylko to, co jest poznane, jest bezpieczne. Tylko to, co jest poznane, można tolerować. Tolerując nieznane... osłabia się samego siebie.

Byłam niczym samotny księżyc-satelita, którego planeta wyparowała w wyniku jakiegoś kosmicznego kataklizmu. Mimo jej braku, ignorując prawo grawitacji, uparcie krążyłam wokół pustki po swojej dawnej orbicie.

To nie ziemska grawitacja sprawiała teraz, że stałem tam, gdzie stałem.

To zabawne, do czego człowiek robi się zdolny, kiedy w grę wchodzi coś, czego nie można mieć.

Zakaz pamiętania, przy jednoczesnym lęku przed zapomnieniem – wybrałam dla siebie zdradliwą ścieżkę.

Nigdy wcześniej nie dostrzegałem tej symetrii w budowie kosmosu, ale nagle uznałem ją za oczywistość.

Łzy,choć wcześniej stawały mi w oczach z byle powodu,tym razem się nie pojawiły,za to dłonie zacisnęły się w drżące pięści.

1 2 ››