Piosenki - Szanty strona 2

A ja wiatr i słońce

Chciałaś, abym żył przy tobie,
Bym miał ułożone w głowie.
Chciałaś, abym w ruchach paru
Mógł zarobić sporo szmalu.

A ja wiatr i słońce,
I horyzont bez końca.
A ja wiatr i woda -
Twoich słów szkoda!

Chciałaś, bym był elegancki,
Punktualny, szarmancki.
Wybierałaś dla mnie buty,
Garnitury i surduty.

Tłumaczyłaś, co jest ważne,
A co śmieszne, niepoważne.
Gdy kończyłaś, to od nowa
Znowu słowa, słowa, słowa...

Amsterdam

Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam.
Marynarze od lat pieśni swe nucą tam.
Jest jak świat wielki port, marynarze w nim śpią,
Jak daleki śpi fiord, zanim świt zbudzi go.

Jest port wielki jak świat, marynarze w nim mrą,
Umierają co świt pijąc piwo i klnąc.
Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat nowi rodzą się tam.

Marynarze od lat złażą tam ze swych łajb,
Obrus wielki jak świat czeka ich w każdej z knajp.
Obnażają swe kły skłonne wgryźć się w tę noc,
W tłuste podbrzusza ryb, w spasły księżyc i w los.

Do łapczywych ich łap wszystko wpada na żer,
Tłuszcz skapuje kap, kap z rybich wątrób i serc.
Potem pijani w sztok w mrok odchodzą spod wiech,
A z bebechów ich w krąg płynie czkawka i śmiech.

Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat tańce swe tańczą tam.
Lubią to bez dwóch zdań, lubią to bez zdań dwóch,
Gdy o brzuchy swych pań ocierają swój brzuch.

Potem buch kogoś w łeb, aż na dwoje mu pękł,
Bo wybrzydzał się kiep na harmonii mdły jęk.
Akordeon też już wydał ostatni dech,
I znów obrus i tłuszcz i znów czkawka i śmiech.

Jest port wielki jak świat, co się zwie Amsterdam,
Marynarze od lat zdrowie pań piją tam.
Pań tych zdrowie co noc piją w grudzień czy maj,
Które za złota trzos otwierają im raj.

A gin, wódka i grog, a grog, wódka i gin,
Rozpalają im wzrok, skrzydeł przydają im.
Żeby na skrzydłach tych mogli wzlecieć hen, tam,
Skąd się smarka na świat i na port Amsterdam.

BAlanga

Dali mi prowadzić okręt typu Mak,
Na wypranej mapie pokazali szlak,
Sami do kabiny na gorzałki zew,
Wkrótce usłyszałem z wnętrza jachtu śpiew:

Ref: Na jeziorze wielkie fale, Oj-ra-ri-o!
Lecz się nie boimy wcale, Oj-ra-ri-o!
Ciche porty opuszczamy, Oj-ra-ri-o!
W tataraki wypływamy, Oj-ra-ri-o!

Na Mazurach klawe życie, Oj-ra-ri-o!
Skrzynka piwa już w kokpicie, Oj-ra-ri-o!
Żagle, szoty, fały, wanty, Oj-ra-ri-o!
Pośpiewamy sobie szanty, Oj-ra-ri-o!

Za czerwoną boją stary wędkarz śpi,
Moczy w wodzie kija, ryba mu się śni!
Kiedy nas zobaczył, ciszy daje znak,
A my po spławikach i śpiewamy tak:

Stary cisnął czapką, długo krzyczał coś
I machał rękami, elokwentny gość!
My grzejemy dalej, trzeszczy każdy bryt,
Balanga w kabinie osiągnęła szczyt!

Dobiłem do brzegu i zrobiłem klar,
Chłopcy zaś w kabinie dalej brali bar,
Coś niecoś przegryzłem i do koi- myk!
A gdy zasypiałem, wciąż słyszałem ryk:

Gdy się obudziłem, dech zaparło mi:
Każdy tak jak siedział, obrzygany śpi,
Jak natrętną muchę odganiali mnie,
A mi na dzień dobry śpiewać chciało się:

Ballada A

A czego trzeba,
prócz wiatru aby w żagle dął.
Kawałek nieba
Znad swego domu w podróż wziąć

Za rufą port któryś z rzędu,
Na kursie dni które będą,
A parki trzy
Żeglarską przędą nić…

A jeśli sztorm zły,
łupiną miota pośród fal.
Zmoczone włosy,
Na mokrej szyi- mokry szal

A jeśli słońce,
Jak białe ptaki mkniemy w dal
Wodą pachnące
Kartki w dzienniku suszy wiatr

Ballada o Botany Bay

1.Podeprzyj bracie ciężki łeb, na ławie ze mną siądź.
Posłuchaj, a opowiem Ci dziwną historię mą,
Jak za żeglarski trud i znój odpłacił mi się los,
Że Anglii mej wysoki brzeg już tylko wspomnień mgłą.

2.Powiedział gruby sędzia mi: "Tyś winny, Jimmy Jones.
Nie będziesz się już więcej śmiał, odpłacisz drwinę krwią.
Gdy do zdradliwej Botany Bay twój statek znajdzie kurs,
To ugnij kark, bo jeśli nie - wisielczy poznasz sznur.

3."I wielkie fale poniosły nas do przeznaczenia bram.
Wtem czarny okręt zjawił się, świtała wolność nam.
I choć w kajdanach każdy z nas, to jednak chwycił broń
I popatrz Stary - ręką tą skreśliłem szansę swą.

4.Nic nie wskórała piracka brać, nie pomógł także sztorm.
W żelazne łapy Botany Bay złożyłem głowę swą.
Wypełniał się skazańca los w słonecznym piekle tym.
W kajdanach dzień, w kajdanach noc i bicz nad karkiem mym.

5.Myślałem: "Przyjdzie zdechnąć tu. To mej wędrówki kres.
"Lecz jednak przyszedł tamten dzień, żelazo pęka też.
Uciekłem w busz, tam Jack Donahue przygarnął mnie jak brat
I dzięki niemu wiem już dziś, jak słodki zemsty smak.

6.Z chłopcami z buszu pójdę w noc rachunki równać krzywd.
W dalekiej Anglii zadrży ktoś, pomścimy druhów swych.
I wstanie nad zatoką tą wolności pierwszy dzień.
Tak zmienię treść legendy o przeklętej Botany Bay.

‹‹ 1 2 3 4 5 34 35 ››