Piosenki - Szanty strona 19

Margot

Margot lubi, ech, biri-bi,
A kształtna jest jak kliper.
Ja też lubię z nią, biri-bi
Tańcować jako szyper.
Moje ręce są jak załoga, co
Z jej masztów płótna zwija.

Hej!
Więc hisuj go,
A potem coś
Golniemy za Margot!

Margot lubi, ech, biri-bi,
Wysmukła jak katedra.
Ja też lubię w niej, biri-bi,
Jak biskup chrzcić niewiernych.
Moje ręce są jak dewotki, co
Gromnicę wielką dzierżą.

Margot lubi, ech, biri-bi,
Przytulna jak oberża.
Ja też lubię z nią, biri-bi,
Tam ciasto mieszać w dzieżach.
Moje ręce są jak piekarze, co
Bułeczki słodkie pieszczą.

Margot lubi, ech, biri-bi,
A piękna jak królowa.
Ja też lubię, z nią, biri-bi,
W jej włościach poharcować.
Moje ręce są jak myśliwi, co
W bór wyszli zapolować.

Margot kiedyś tak mówi mi,
Myślałem, że źle słyszę:
Będziesz małe miał, biri-bi,
Ach spójrz na mój dołyszek!
I nie ręce to ten zasiały plon.
Ja chyba połknę stryczek!

Hej!
Więc hisuj go, golniemy coś,
Niech trafi szlag Margot!
Biri-bi!

Marry z Rotterdam

Na północnym krańcu Rotterdam
żył stary barman Joe.
On bardzo młodą córę miał,
I piękną, że ho, ho.
Lecz Mary miała myśli złe,
Więc o jej los się bardzo bał
I w dobre ręce jak najszybciej
Oddać dziewczę chciał.

Dalej więc, płyńmy tam,
Do pięknej Mary z Rotterdam.

Piękna Mary ciągle miała chęć, nieważne z kim i gdzie,
Lubiła w nocy robić To, lubiła i we dnie,
A stary ojciec czekał wciąż, by w mieście tym się zjawił ktoś,
Kto taki wigor będzie miał, że mała pierwsza powie dość.

No i zjawił się któregoś dnia, gdy pił w tawernie rum,
Bo bardzo mocną głowę miał i silny był jak tur.
Gdy wiara spała już pod stołem, on żeglarskie pieśni grał
I zawsze miał panienki, te najlepsze w Rotterdam.

A gdy w morze przyszło ruszyć mu, by z wrogiem przelać krew,
Do knajpy wszedł i w progu już usłyszał Mary śpiew.
Z uśmiechem rzekła mu, że harce zna nie gorsze niźli on -
Sprawdzali je przez całą noc i nieźle im to szło.

Żeglarz z panną tak szczęśliwy był, że został z nią lat pięć,
Lecz jednak wciąż o morzu śnił, a znając Mary chęć,
Zostawić nie chciał jej w miasteczku, więc na pokład z sobą wziął
I ludzie mówią, że do dziś pływają gdzieś, wciąż razem są.
I odtąd wciąż pływają gdzieś, i szczęśliwi są.

Marsz irlandzki

Kiedy szedłem w dół przez Holy Road
W głowie szumiał jeszcze tęgi grog
Zobaczyłem jak zza rogu wnet
Mundurów rząd wyłania się.
Nim pojąłem co się dzieje tu
Na bruk posłał mnie żołnierski but,
Krzyknął sierżant- bierzcie go!
Teraz armia będzie matką twą!

Hej, irlandzka świnio szansę masz,
By za króla w walce życie dać
Armatniego mięsa flocie trza
Tam prowadzi teraz droga twa.
Gdym zrozumiał co powiedział mi
Kolba w łeb dostałem razy trzy,
Zapamiętaj dobrze lekcję tą
Tak ćwiczy Navy własność swą.

Minął miesiąc, potem drugi, hen
Bat na plecach znaczył dzień za dniem.
W imię króla bił nas bosman drań-
Niejeden wtedy zdechł od ran.
Palił żar i siekł nas zimny deszcz
Z którym krew i pot mieszały się
Do armaty przypisanyś,
To armia domem twoim, aż po grób.

Śmierć kosiła nas jak łan,
Gdy do wielkiej bitwy szliśmy tam.
Wielu chłopców oddało życie swe,
By król mógł spokojnie bawić się.
Płaczcie matki wśród Irlandii wzgórz
Synów wam nie odda Navy już
Werbowników znowu wyśle-
Krew dla Anglii! dla was śmierć i ból.

-zmiana tempa i melodii-

Przy brasach stoją chłopcy z Port,
Na rei z Gilford rudy John.
Z Connambury kilku też
Przy kabestanie trudzi się.
Braci tu Irlandii kwiat marnuje młode lata
Nie dla nich pięknych dziewcząt śpiew,
Kat prędzej ich wyswata.

Jeszcze raz pijmy grog,
Za Irlandię, w górę szkło!!!

Wspominam pierwszej bitwy dzień,
Pamięta ten kto przeżył.
Armatni dym wycisną łzy,
Gdy wściekle wróg uderzył.
I tylko bosman kazał nam
Nienawiść czuć do niego.
Zginęło wtedy chłopców stu-
Kapitan dopiął swego.

Lecz nadejdzie taki czas,
Że wyrównamy krzywdy swe.
I zadrży Anglia i jej król,
Poleje się brytyjska krew.
Nie pójdzie zdychać żaden z nas
Dla nie wiadomo czego.
Niech angol toczy wojnę swą,
Nam, bracie, nic do tego.

Marynarskie portki

Z obory wzięli ją, niewinny wiejski kwiat,
Nie miała jeszcze chłopa, choć 16 miała lat,
W hotelu księcia Jurka, kelnereczką była tam,
Szefowa strzegła cnoty jej, ta najgroźniejsza z dam.

Marynarskie portki opięte tu i tam,
A w środku kawał chłopa, to marzenie każdej z dam.

Do miasta w marszu przybył 42 pułk,
Łajdaków i bękartów banda, każdy z nich to zbój.
Burdele zatłoczyli, zapchali każdy bar,
Lecz kelnereczka wywinęła się z plugawych łap.

Dragoni Księcia Walii, przybyli wkrótce też,
Ogiery słynne, wygłodzone, wśród zimowych leż,
I w całym mieście słychać było kobiet płacz i krzyk,
Lecz hotelowej kelnereczki znów nie dorwał nikt.

Aż kiedyś przybył żeglarz, zwyczajny łotr i cham,
Z dębowym sercem, krzepi w krzyżu postrach cór i mam,
Przez siedem lat czy więcej, żeglował gdzieś przez świat,
I widać było o czym myślał przez te parę lt.

Poprosił ją o świecę, by drogę znaleźć mógł,
A potem o poduszkę i ciepły koc do nóg,
Obiecał, że nie dotknie jej, że jej nie przerwie snu,
Lecz gdyby mogła wejść do wyra, cieplej będzie mu.

Niewinna kelnereczka bezmyślnie wlazła tam,
A on się na niej znalazł w mig, ten brutal, drań i cham,
I wykorzystał do dna różnicę obu płci,
Na koniec tylko rzekła: chyba teraz ciepło ci?

Gdy wczesnym rankiem żeglarz, bezsilny z łóżka wstał,
Za kłopot i siniaki jej pieniążek srebrny stał
Powiedział- jeśli córka będzie, w domu trzymaj ją,
A gdyby to był chłopiec, to n morze wyślij go.

Niech marynarskie portki, jak ja na zadku mam,
Jak jego tatko niech ma reje gdy mu każą gna.

Matthew Anderson

Nazywam się Mathew Anderson green hornem byłem gdy
wlazłem na pokład jednego z tych co hen na południe szły
a był to w mym życiu pierwszy rejs poznałem więc morza smak
ciężka robota tam prędko też przygięła mój sztywny kark.

Way, hej żegluj no strzeżcie córek swych w Hilo
Jankeski statek w zatokę wszedł potańcujemy tam sobie fest.

Harpunnik stary nauczył mnie przeliczać długie dni
na krągłe kształty baryłek co w gardziele ładowni szły
a kiedy dzielny statek nasz miał tranu pełen brzuch
odwrócił swój dziób i pochylił maszt na Hilo Town obrał kurs.

Słońcem nas przyjął Hilo port na brzegu dziewczyny już
kolanem ech o kolano trą a mężczyźni rwą czapki z głów
a kiedy już nasz cuchnący tran na złoto zamienił się
portowym uciech szedłem szukać tam nie wiedząc że zgubi mnie to.

Małej Jill wpadłem w ręce miała oczy jak morza toń
podniosła raz rzęsy a ciepło ich przypomniało stracony dom
oddałem się jej niby dzieciak o swym ojcu mówiła mi
że pastorem jest i jak walczy ze złem niczym tarcza w tym mieści tkwi.

Jak słońce co wiosną roztapia kry tak szybko sprawiła że
padłem na kolana i zgodziła się przysięgać na dobre i złe
nie zobaczę już Atlantyku chmur, gór mięsa płynących krwią
może czasem sztorm przyniesie mi mej wolności piosenkę tą.

‹‹ 1 2 16 17 18 19 20 21 22 34 35 ››