Piosenki - Hymn chemików

Turystyczne

Hymn chemików

Był sobie chemik piękny i młody, smukły jak wieża Glovera
I tylko jedno miał on marzenie: mię dyplom MAG-INŻYNIERA.

Miał oczy jasne i rozum bystry i umysł całkiem realny
W piersi mu biło serce przeczyste jak kryształ heksagonalny.

Będąc raz w parku doznał olśnienia, poznał tam dziewczę prześliczne
Chodziła sobie tam i z powrotem, tak jak wahadło fizyczne.

Ciało jej białe jak siarczan baru, nos miała na kształt probówki,
Jedno jej oko, ultramaryna a drugie jak błękit pruski

Trudno wyrazić, trudno opisać wielką urodę jej ciałka
Tak zbudowane było prześlicznie z aminokwasów i białka

Aż w jego sercu miłość wybuchła jak gaz wodorotlenowy
I kupił w celu zaręczynowym piękny pierścień benzenowy.

I z tym pierścieniem udał się do niej: czy zechcesz być moją żoną?
Tak utworzymy wspaniałą parę jak dwa atomy ałączoną.

Jego wyznanie zimno przyjęła jak hel skroplony okrzykiem:
Nie będę, mówi, zawierać związku z byle tam jakim chemikiem.

Nasz biedny chemik w ciągłej rozpaczy, na próżno płacze i szlocha
I w międzyczasie biedny chłopczyna pije C2H5OH.

Ale to wcale mu nie pomogło, znać go nie chciała dziewczyna
I w rezultacie biednego chłopca zalała hemoglobina.

Bo ona serce jak korund miała, które nie znało litości,
I swe uczucia ciągle zmieniała jak mangan wartościowości.