rezon 1 wpis dla sprawdzanej frazy

Wiersze

  • Atlantyda
    Wystan Hugh Auden
    Uparłszy się, że popłyniesz
    Przez morze ku Atlantydzie
    Odkrywasz, że w tamte strony
    Co można było przewidzieć
    Statek Wariatów jedynie
    Kursuje, gdyż silne cyklony
    Przewiduje prognoza na sezon;
    Musisz więc cały swój rezon
    Wysilić na burdy i bzdury,
    Aż dzięki nim może ujdziesz
    Za jednego z Chłopaków, który
    Też lubuje się w bibie i bujdzie.

    Jeśli sztormy rzecz tam dość zwykła
    Cały długi tydzień na cumie
    Będą trzymać cię w jakiejś Ionii
    (Starym porcie), niech ci się nasunie
    Pomysł, aby pogadać na przykład
    Z kimś niegłupim z miejscowym uczonym,
    Który dowiódł, że Atlantyd nie ma;
    Zgłębiaj logikę tych jego mniemań,
    Ale zważ: pod subtelnym dowodem
    Żal się kryje, prosty i bezbrzeżny;
    Tak przyswoisz sobie metodę
    Nieufania temu, w co się wierzy.

    Jeśli potem wiatr cię pchnie ku brzegom
    Najeżonej przylądkami Tracji,
    Gdzie przez całą noc przedstawiciele
    Jakiejś nagiej barbarzyńskiej rasy
    Skaczą jak w amoku do schrypłego
    Wtóru konchy, grzmiąc w gong i czynele
    Na to dzikie, skaliste pustkowie
    Wstąp, zrzuć odzież i tańcz też, albowiem
    Celu swej podróży nie osiągniesz,
    Jeśli przedtem ci się nie wyda,
    Że potrafisz doszczętnie zapomnieć,
    Iż istnieje gdzieś Atlantyda.

    Jeśli trafisz po pewnym czasie
    Tam, gdzie Korynt albo Kartagina
    Nowych uciech szuka co minuta,
    Przyłącz się; a gdy w barze dziewczyna
    Powie, burząc ci włosy: "Głuptasie,
    Atlantyda jest właśnie tutaj",
    Daj jej mówić i słuchaj z uwagą
    Historii jej życia; bo jaką
    Masz gwarancję, że rozpoznasz jutro
    Atlantydę w prawdziwej postaci,
    Jeśli dziś nie zapoznasz się z butną
    Armią jej tandetnych imitacji?

    W końcu jednak przybijesz załóżmy
    Do tak długo szukanego brzegu
    I rozpoczniesz wędrówkę w głąb wyspy,
    Przez obdarte lasy, zwały śniegu,
    Mroźne tundry, gdzie błądzi podróżny;
    Jeśli wtedy staniesz, w oczywisty
    Sposób sam, opuszczony przez wszystko,
    Mając za jedyne towarzystwo
    Lód, głaz, ciszę, powietrze o, wspomnij
    Wielkich zmarłych i uczcij Opatrzność
    Za swój los wojażersko-bezdomny,
    Dialektyczność jego i dziwaczność.

    I człap dalej, chwiejnie, lecz rad z łaski;
    A gdy nawet wreszcie na przełęczy
    Już ostatniej któregoś dnia staniesz
    I, padając z nóg tak cię przemęczy
    Marsz w jarzące się w dolinie blaski
    Atlantydy zejść nie będziesz w stanie,
    Mimo wszystko bądź dumny chociażby
    Z faktu, że, ostatecznie, nie każdy
    To osiągnął: olśnionym oczom
    Nagle udostępnione zjawienie
    Atlantydy; wdzięczny, możesz spocząć:
    Zobaczyłeś swe własne zbawienie.

    Wszystkim mniejszym, domowym bogom
    Zbierze się na płacz, lecz ty wypowiedz
    Pożegnanie, postoju poniechaj,
    Wypłyń w morze, niezłomny wędrowiec;
    Hermes, który patronuje drogom,
    Lub feniccy Kabirowie niechaj
    Służą ci i maja cię w opiece;
    Niech ci Stary Władca Dni obieca,
    Że tym wszystkim, czego musisz dokonać,
    Pokieruje w myśl własnych obliczeń,
    Że powiedzie cię zapalona
    W górze lampa: Jego oblicze.