była sobie babuleńka 1 wpis dla sprawdzanej frazy

Wiersze

  • Babuleńka, historya prawdziwa
    Władysław Bełza
     
     
    Była sobie babuleńka
    Taka stara, że aż strach;
    Miała chatkę bez okienka,
    A nad chatką stary dach.
    Miała w ręku kij sękaty,
    A na plecach duży garb;
    Starą suknię w same łaty:
    I to był jej cały skarb.

    Wszystko w chatce było stare:
    Koło domu stary płot,
    Pajęczyny w oknach szare,
    A za piecem stary kot.
    Był tam jeszcze pies na progu,
    Łysy, chudy, niby wiór;
    Ślepa kurka na barłogu,
    I to był jej cały dwór.

    Chatka stała na uboczu,
    Porośnięta w cierń i głóg;
    Nikt nie zwracał na nią oczu,
    Ani wstąpił na jej próg.
    Czasem tylko w tej ustroni,
    Co za jakiś brano cud:
    Małe dzieci biegły do niej,
    Na jagody lub na miód.

    Zresztą bliscy i przechodni,
    Omijali chatki dach;
    Bo odpychał wszystkich od niej
    Jakiś dziwny wstręt czy strach.
    Nie spotkałeś tam nikogo,
    Choćbyś chodził wzdłuż i wszerz;
    Nikt tamtędy nie szedł drogą,
    Chyba jaki zbój lub zwierz.

    Bo szeptano w tajemnicy
    O tej chatce bardzo źle:
    Że to nora czarownicy,
    Co się Babą-Jagą zwie.
    Że tam ona w leśnej głuszy
    Musi straszne zbrodnie knuć:
    Jadowite zioła suszy,
    Aby nimi ludzi truć.

    Lecz naprawdę tak nie było,
    Jak to plotka chciała mieć;
    Babci ani się nie śniło
    Ludzkie dusze łowić w sieć.
    Choć wiedziała o potwarzy,
    Nie płaciła złem za złe;
    Tylkoś często na jej twarzy
    Zabłąkaną widział łzę...

    Tylko co dzień, jak przed laty,
    Ukończywszy dzienny znój,
    Zasiadała w progu chaty,
    Na wieczorny pacierz swój;
    I modliła się za ludzi,
    Zapatrzona w nocy cień,
    Niewiedząca czy się zbudzi,
    Gdy nazajutrz błyśnie dzień.

    Wstał raz dzionek cały w złocie,
    Lecz mu czegoś było brak;
    Nie rozlegał się na płocie
    Jak codziennie, kurki gdak;
    Ani babcia stała w progu,
    Ni się kotek łapką mył:
    Tylko burek na barłogu,
    Przeraźliwie wył i wył...

    I gruchnęło w okolicy,
    (Bo jak w dudkę każdy dął):
    Że się zmarło czarownicy,
    Że ją wreszcie diabeł wziął.
    Dużo było też uciechy
    Dla patrzących na jej grób:
    Że już babcia za swe grzechy
    Siedzi w piekle po sam czub.

    Ale jakiż tłumów licznych
    Był niezmierny dziw i lęk:
    Gdy z kościołów okolicznych,
    Nagle zabrzmiał dzwonów jęk...
    Gdy sam Biskup z pastorałem,
    Posłyszawszy smutną wieść:
    Z duchowieństwem przybył całem,
    Aby zmarłej oddać cześć.

    Cóż dopiero, gdy z ambony
    Ksiądz roztoczył blask jej cnót;
    Kiedy poznał lud zdumiony
    Jej nazwisko i jej ród...
    Jej dla bliźnich tkliwe serce,
    Co przestało nagle bić,
    I to życie w poniewierce,
    I jej smutków długą nić...

    Bo to była kasztelanka,
    Co rzuciwszy marny świat,
    Żyła tutaj jak wygnanka,
    Na pokucie szereg lat.
    Co rozdała szczodrą ręką,
    Skarby swoje między lud;
    I pod Bożą kląkłszy męką,
    Trud znosiła, nędzę, głód...
    Słuchał tego lud zebrany,
    Z okiem pełnem gorzkich łez;

    Słuchał kotek zapłakany,
    Ślepa kurka, wierny pies...
    Nawet Biskup, wierzchem czapki,
    Otarł z ócz płynącą łzę;
    Tylko czysta dusza babki,
    Radowała z niebios się!