Wiersze - Zygmunt Krasiński strona 2

Psalmy Przyszłości: Psalm Dobrej Woli

 
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie,
Z skarbu wiecznego miłościwej łaski!
Tysiącoletnie dałeś panowanie,
Ubrane w śnieżne, przechrześciańskie blaski
Nadeuropejskiej cnoty! -Twego Syna
Dałeś nam pierwszym w świeckie wpoić dzieje -
Z Polski - ojczyzna w przeszłości jedyna,
Co z piersi miłość, a nie rozbój, sieje;
Co mieczem - tylko świat ewanieliczy,
Gardzi grabieżą - nie garnie zdobyczy -
Spaja się z braćmi - a dumnych roztrąca,
Lecz i tych jeszcze w jawnym świetle słońca!
Teraz gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w niebie.
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
 
*
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie!
Gdyśmy zstąpili z życia Kapitelu
W porozbiorowej doliny otchłanie,
Zmarłych żywymiś trzymał na walk polu!
Choć nas nie było, przecieśmy bywali
Ponadgrobowo - choć w grobie złożeni -
Na bojowiska każdego przestrzeni
Z orłem ze srebra i szablą ze stali!
Do serc, wsmętnionych w cierpienia czyscowe,
Wlewałeś bicie śród nicestwa nowe -
Wiecznieś nas kąpał w jakiejś dziwnej cnocie -
Wrzkomo z nas trupy - a Duchy w istocie. -
Co elektrycznych nadziemnych strumieni,
Wszystkieś zgromadził wokół naszych cieni,
By nam powrotne, wstające z mogiły,
Na wstyd Europie - ciało uiskrzyły!
Teraz gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami.
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
 
*
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś. Panie:
Żywot najczystszy - a więc godzien krzyża -
I krzyż - lecz taki, co do gwiazd Twych zbliża -
Najwyższe dałeś w czasie powołanie!
Tchem dzieje świata Tyś przegiął jak kłosy,
Do pełniejszego dla nas wszędzie żniwa -
Ziemiś nam ujął - a spuścił niebiosy
I serce Twoje nas zewsząd przykrywa!
Lecz wolną wolę musiałeś zostawić -
Ty bez nas samych nie możesz nas zbawić!
Boś tak ugodnił wysoko człowieka
I naród każden - że Twój zamysł czeka,
Zawieszeń w górze, aż własnym obiorem
Człowiek lub naród jego pójdzie torem!
Z wolnością tylko Twój Duch się wciąż swata -
Nikt niewolnikiem w bezmiarach wszechświata!
Teraz gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
 
*
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie!
Przykład nieszczęsnej Twej Hierozolimy,
W której tak długo było Twe kochanie,
Aż się rozwiała w perzyny i dymy,
Rozdarta w sobie - a zemstą do końca
Przeciw ludzkości całej szalejąca!
I ona kiedyś być miała królową,
Pogańskim katom świecącą w koronie!
Lecz że wciąż śniła o tych katów zgonie,
A dość Twych iskier nie miała w swym łonie,
By nad nich podnieść się życiem na nowo,
Odkrólewszczona - i stała się wdową -
I dotąd płacze, na Twojego Syna
Za to, że plemion toporem nie ścina,
Jedno krzyż wziąwszy w zmartwychwstałe dłonie,
Światy obala - gdzie tym krzyżem wionie!
Teraz gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami ,
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
 
*
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś, Panie!
W ciemięzcach naszych sprośne gwałtu wzory,
Szkaradne rzezie i niecne zabory,
Za które dzieciąt przeklina ich łkanie,
Za które sami z łaski Twej promieni,
Jakby z pancerza, już odpancernieni,
Stoją w nagości popełnionych czynów
Bez starożytnych na czole wawrzynów,
Z żałob największą okryci żałobą -
Hańbą serc własnych, zhańbionych - przed Tobą!
Nie drugich śmiercią - lecz własną bezpłodnie
Kończą na ziemi wszystkie ziemi zbrodnie!
Żadna z nich żadnych nie ma przywilei -
Król czy gmin jaki dopuści się zdrady
Słowu Twojemu -przepada z kolei!
Aniołów nawet przepadły miriady!
Teraz gdy rozgrzmiał się już sąd Twój w niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!
 
*
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś. Panie!
My nad otchłanią, na ciasnym przesmyku -
Skrzydła nam rosną już na zmartwychwstanie -
Usta rozwarte do wesela krzyku -
Ku nam z błękitów - jakby z Twego łona,
Złote jutrzenki - jakby Twe ramiona,
Spieszą już na dół od nieba po ziemię,
By zdjąć nam z czoła wiekowych klęsk brzemię. -
Wszystko gotowe -wschód rozpromieniony -
Anioły patrzą - a tam, z drugiej strony,
Ciemność pod spadem bezgłębnym wybrzeża!
I pnie się - wzdyma - rośnie ku nam - zmierza
Przepaść - śmierć wieczna -w której nie ma Ciebie
Co od początku złych i pysznych grzebie,
A sama pychą i złością, i swarem,
I mężobójstwem onem, jak świat, starem,
I kłamstw, i blużnierstw rozkipionym warem!
I wstała, siwa, w pasach z czerwoności!
W czarnych błyskawic czarnej jaśni płynie!
Rdzę z krwi pokoleń i gruzy, i kości
Na swych topielach piętrzy ku wyżynie,
Gdzie wpół nad grobem, a wpół jeszcze w grobie,
Stoim w tej pierwszej odrodzenia dobie!
Jeśli zawrotnym na nią spojrzym okiem,
Jeśli się jednym ku niej ruszym krokiem,
Wnet zórz nam światło poblednie na skroni
I Syn nad nami Twój łzy nie uroni,
I Duch nie będzie nam Pocieszycielem!
Na dnie jej sobie nicestwo pościelom!
Zmiłuj się, Panie! broń nas - bądź Ty z nami!
Nie! - darmo - teraz tu stać musim sami!
Ach! wiem! - ta chwila już do nas należy;
W ostatniej losów tej naszych przemianie
Żaden Twój cherub nam w pomoc nie zbieży!
Wszystko nam dałeś, co dać mogłeś. Panie!
 
*
Lecz wspomnij - wspomnij, żeśmy dawne sługi -
Że nim wiek począł się ten dziejów drugi,
My w przeszłym wieku Twój nakaz już czcili
I nie czekali chwil spełnionych chwili,
By uznać Ciebie za ziemskiego władzcę
W Królowej polskiej - Twojej ziemskiej matce!
Odkąd z mgły czasów naród wyjawiony,
Z ciał polskich - polskich dusz wyszło miliony
Z Jej świętym w śmierci na ustach imieniem!
Niech im dziś Ona odwspomni wspomnieniem -
Niech, w wielką zmarłych tych ubrana chmurę,
Na Twych niebiesiech do Ciebie się modli,
By nie związali nam stóp, dążnych w górę,
Szatani z piekła - lub też ludzie podli.
 
Spójrz na Nią, Panie! - gdy z dusz onych rzeszą,
Co wokół wieńcem powietrznianym spieszą,
Z wolna ku Tobie wznosi się bezmiarem -
Wszystkie się ku Niej gwiazdy rozmodliły,
Wszystkie w przestworach wirujące siły
Zmiękły pod smętnym rozrzewnienia czarem!
Coraz to wyżej - jakby na powieniach,
Wschodzi, niesiona na tych bladych cieniach,
Płynie w lazury, za dróg mlecznych chmury,
Płynie za słońca, taka bielejąca,
Coraz to wyżej - do góry!
 
Spójrz na Nią, Panie! - Śród Serafów grona
Oto u tronu Twego rozklęczona -
A na Jej skroniach lśni polska korona -
I płaszcz błękitny zamiata promienie,
Z których tam przestrzeń - i wszystkie przestrzenie
Czekają - modli się bardzo po cichu -
Poza Nią, stojąc, płaczą ojców mary -
W dłoniach Jej śnieżnych jakby dwa puchary -
Krew Twoją własną w prawym Ci kielichu
Podaje, Panie -a w lewym, co niżej,
Krew krzyżowanych na tysiącach krzyży
Poddanych swoich - krew płynną przez lata
Po wszystkich ziemiach pod mieczem Trójkąta!
I boskim, tamtym wzniesionym kielichem
Błaga drugiemu przełaski Twej, Panie!
Przepaść tymczasem wielkim huczy śmiéchem -
Podplanetarnych fal jej słychać granie -
Wężowych głębin splotami wciąż toczy -
Mgłą, wichrem, pianą zalewa nam oczy,
By nas przesmiertnić w kłamcę i mordercę!
Nie widzi, marna, co dzieje się w górze -
Nie widzi, marna, że niczym jej burze,
Gdy takie za nas tam dręczy się serce!
 
O Panie, Panie! Więc nie o nadzieję -
- Jak kwiat się sypie - więc nie o zgon wrogów -
- Zgon ich na chmurach jutrzejszych już dnieje -
Więc nie o przestęp cmentarzowych progów -
- Przebyteć, Panie - ani o broń władną -
- Z wichrów nam spada - ni o pomoc żadną -
Zdarzeń otwarłeś już przed nami pole!
Lecz śród tych zdarzeń strasznego wybuchu
O czystą tylko błagamy Cię wolę
Wewnątrz nas samych - Ojcze, Synu, Duchu!
 
O Ty najdroższy, wszędzie utajony,
Widny zza światów przejrzystych opony,
Wszech Ty przytomny, nieśmiertelny, święty,
W serc i gwiazd wszelkim mieszkający ruchu,
Co tak gwiazd bunty rozwiewasz na szczęty
Jak serc przewrotność - Ojcze, Synu, Duchu,
Ty, coś rozkazał człowieczej iściźnie,
By, nędzna siłą i kolebką mała,
Przez moc ofiary się wyanielała -
I polskiej naszej rozkazał ojczyźnie,
By wwiodław miłość i mir ludy bliźnie
Niezatraconej prawości przykładem
Choć wciąż pod głazów grobowych opadem
Wszystkich tych ludów otruwana jadem!
Ty, co w dziejowych odmętów rozruchu
Wściekłych piorunem przybijasz do darni,
A zacnych zbawiasz - bo zacni - z męczarni -
Błagamy Ciebie, Ojcze, Synu, Duchu,
Z prostotą dzieciąt, w niewieściej pokorze,
Przed Tobą dzieci i niewiasty, Boże -
A światu męscy - my, co się nie boim
Od wieków walczyć przeciw wrogom Twoim,
Błagamy Ciebie razem z naszą Panią,
Co za nas Twego doprasza się słuchu,
My, zawieszeni pomiędzy otchłanią
A twym królestwem, Ojcze, Synu, Duchu!
Błagamy Ciebie z wrytym w ziemię czołem,
Skronią już w wiosen Twych kąpani dmuchu.
Czasów pryśniętych otoczeni kołem
I państw ginących - Ojcze, Synu, Duchu,
Błagamy Ciebie - stwórz w nas serce czyste -
Odnów w nas zmysły - z dusz wypleń kąkole
Złud świętokradzkich - i daj wiekuiste
Śród dóbr Twych dobro - daj nam dobrą wolę;
Teraz gdy rozgrzmial się już sąd Twój w niebie
Ponad lat zbiegłych dwoma tysiącami,
Daj nam, o Panie, świętymi czynami
Śród sądu tego samych wskrzesić siebie!

Psalmy Przyszłości: Psalm Miłości

 
Przeciw piekłu podnieść kord!
Bić szatanów czarny ród!
Rozciąć szablą krwawy knut
Barbarzyńskich w świecie hord!
Lecz nie nęcić polski Lud
By niósł Szlachcie polskiej mord!
Marne wrzaski -próżne mowy -
Z krwi i z błota stary świat!
My do innych idziem lat,
Promień z Niebios spadł już nowy!
 
Gdy z kolebki Duch się budzi,
Niemowlęctwem wolnych ludzi
Giliotyna i grabieże!
Dzieciom luby wściekły gniew!
I w wylaną bratnią krew
Wierzą, ciemne, w ślepej wierze!
Nie wolności dotąd człowiek,
To wolności wstało zwierzę!
Lecz czas łuskom odpaść z powiek -
Czas już przejrzeć Boga wolę!
Czas anielski podjąć trud,
Czas odrzucić wszelki brud
I tym samym znieść niewolę! -
 
Nie jest czynem - rzeź dziecinna!
Nie jest czynem -wyniszczenie!
Jedna prawda boska, czynna,
To przez miłość przemienienie!
Jeden tylko, jeden cud:
Z Szlachtą polską - polski Lud,
Jak dwa chóry - jedno pienie! -
Wszystko inne - złudą złud!
Wszystko inne -plamą plam!
I ojczyzna tylko tam! -
Jeden tylko, jeden cud:
Z Szlachtą polską - polski Lud,
Dusza żywa z żywym ciałem,
Zespojone świętym szałem;
Z tego ślubu jeden Duch,
Wielki naród polski sam,
Jedna wola, jeden ruch,
O! zbawienie tylko - tam! -
 
Kto chce iskier z czarta kuźni,
By przepalić czarta moc,
Ten świat w gorszą wpycha noc,
Ten mądrości wiecznej bluźni. -
Choćby nie był Moskal rodem,
Ten Moskalem stał się z ducha,
Ten mongolskich natchnień słucha -
Moskwa-piekło mu narodem. -
 
*
Szata Polski nieskalana,
Przenajczystsza i świetlana -
Jak niewinność trudu trudów,
Jako odkup wszystkich Ludów,
Dotąd w Polski grobie leży! -
Ten, kto wzniesie pierwszy rękę,
By śnieg zetrzeć z tej odzieży,
Kto przemieni w zbrodnią -mękę!
Kto przekuje w nóż kajdany,
A nie w szablę - ten przeklęty! -
Tego straszna gna pokusa -
Ni mu rozwój światów znany -
Ni objawień mu Duch święty,
Ni pamiętan duch Chrystusa! -
On bez myśli, on bez serca -
W Boga skarbcach nic nie kupi -
On nieszczęsny i on głupi,
Jak kat każden i morderca!
 
Gdy zstępują w świat geniusze,
Innym sprawę wiodą torem!
Nikt przez mordy i katusze
Nie był wieków Dyktatorem!
Raczej żyją niebezpiecznie,
Raczej w końcu giną sami,
Lecz zwycięstwo ich trwa wiecznie -
A z nich żaden się nie splami
Terroryzmem - by do szaty
Purpurowej brał szkarłaty
Z braci swoich zżętej głowy -
Ani Cezar stary w Rzymie!
Ani Francji Cezar nowy!
Każde krwawe w dziejach imię,
Ach! nosiła mierna dusza!
Słaby tylko rzeź wybiera:
Czy mu imię jest -Mariusza,
Czy mu imię -Robespiera!
 
W poświęcenia świętej dumie
Poprowadzi Lud do bitwy,
Kto prowadzić Lud ten umie:
Szlachta Polski - Rusi - Litwy!
Pierśże czyja kwitnie w blizny?
Kto się palił wciąż ofiarą
Na ołtarzach tej Ojczyzny?
Kto nad Ludu błędną marą,
Nad przepaścią ciemną jeszcze,
Skrzył się cały w żary wieszcze?
Kto sam z władz swych się rozbierał.
Narodowi pootwierał
Przyszłe, wielkie bytu niwy?
Ani kupcy - ni Żydowie -
Ani mieszczan też synowie -
Lecz ród szlachty nieszczęśliwy! -
Ród, co nie znał z wrogiem miru,
Żniwem trupim ścinan w boju
Lub zapędzan do Sybiru -
Oni tylko - dotąd oni,
Z Polską w sercu -z mieczem w dłoni -
Dniem i nocą bez pokoju!
 
Któż, zachwycon zdarzeń ściekiem,
Nie popełnił nigdy winy?
Chyba jeden - ten Jedyny,
Co był Bogiem a Człowiekiem!
Jakiż naród - jakiż stan -
Wiekźe jaki z czystym czołem
Krzyknąć może: "Jam aniołem!
Jam nie zadał drugim ran!"
 
Lecz się grzechy mazać winny,
Gdy z grzesznika człowiek inny
Wylatuje śród cierpienia -
Tak jak Feniks, co się zmienia -
Nieśmiertelny -śród płomienia!
A wyleciał ptak ten nowy,
Syn zbudzonych z snu rozbiorem!
Ani zasnął ojców wzorem!
Zjeżył skrzydła - ścisnął szpony
I w powietrzu gryzł korony,
Berła, miecze i okowy,
Które trzyma ptak dwugłowy!
 
Wszędzie, wszędzie na planecie
Braci moich ryty ślad!
Wy go słówmi nie zmażecie,
Bo tchnie w dziejach Boży ład!
Ich za Polskę - ścigał świat,
Ich za Polskę - męczył kat -
Nie od wczoraj - od lat wiela
Pierś im palił skwarny brzeg -
Lub krył oczy wygnań śnieg
I więziła Cytadela!
 
Na alpejskich skał wyżynie,
Po śródziemnych fal błękicie,
Na italskim Appeninie,
Na hiszpańskich Sierrów szczycie,
Na germańskich niw równinie,
Po moskiewskich wszystkich lodach,
Na francuskim każdym polu,
Po wszechziemiach - po wszechwodach
Sieli przyszłej Polski siew!
Boże ziarna - własną krew -
I wy syny tego bólu! -
 
Tam Lud święty Szlachta święta,-
Nie kto inny -prowadziła! -
A ją natchnień wiodła siła -
Bez niej dzisiaj wam by pęta
Ducha żarły, a nie ciało -
Bo Lud martwy sam - to mało -
Ogrom leży, a bez czucia -
Jeszcze trzeba iskry z nieba,
A nie z ziemi - do rozkucia
Marzącego w śnie olbrzyma -
I bez Szlachty Ludu nié ma! -
 
Z życiem wiernie przechowanem
Ona stoi na mogile,
W której zmartwychwstańców tyle! -
Ona Ludu, dziś kapłanem! -
Dzierży w ręku moc ofiary -
Gróźb nie lęka się ni kary -
Bo zdeptała świat wasz stary,
Świat zawiści - mordu - ciemna -
W którym tylko moc ujemna.
Wie się ona przeznaczoną
Do noszenia tu korony!
Lecz jedyną tu koroną
Wylać Ducha na miliony!
Ciałom wszystkim rozdać chleba -
Duszom wszystkim - myśli z nieba!
Nic nie spychać nigdy w dół,
Lecz do coraz wyższych kół
Iść przez drugich podnoszenie -
Tak Bóg czyni we wszechświecie!
Bo cel światów - szlachetnienie!
 
Wy, co wyższe zniżać chcecie,
Patrzcie! patrzcie! - Od kamienia
Jak stopniami Pan przemienia
Duchy stworzeń. - Zrazu senny
Wszczątek życia, aż powoli
Wydobędzie się z niewoli;
- Walka trudna i trud boli
Lecz podnosi się kształt zmienny,
Wreszcie przywian Duch z daleka
Wdziewa na się pierś człowieka. -
Głaz, kwiat, zwierzę śniły z cicha -
On ku niebu pnie już głowę -
Do aniołów pieśnią wzdycha,
Między gwiazdy eterowe!
 
Wszystko, wszystko, wiecznie, wszędzie
Rwie się w górę z Bożej myśli!
Z wiecznym Bogiem ten nie będzie,
Kto inaczej świat swój kryśli!
Kto nie zszlachcić naród cały,
Lecz chce szlachtę zedrzeć z chwały -
Może chwilkę w gruzach siędzie,
Braci schłopi lub obali -
Lecz nie wzniesie Ludu daléj. -
Bo wszechświata prawom wbrew
Sennych zbudzi nie na ludzi -
Zbudzi sennych na zwierzęta! -
Miasto świateł wielkiej burzy,
Ujrzy ziemskiej dno kałuży
I w niej polską, spiekła krew!
- To nie polskie będą święta! .-
 
*
Powiedz, orle! orle mój!
Białoskrzydiny, niezmazany,
Skąd tych czarnych myśli rój?
One rosną - gdzie kajdany!
Ach! niewola sączy jad,
Co rozkłada Duchów skład!
Niczym Sybir - niczym knuty
I cielesnych tortur król!
Lecz narodu duch otruty -
To dopiero bólów ból! -
 
Wiecznie stoi Przywłaszczyciel
Przed wszystkich oczyma! -
Tym, że stoi, już kusiciel:
- Chyba Boga nié ma!
Sprosnościami hydnej durny -.
Pomięszał rozumy!
Rozwiązuje sam sumienia
Przez ogrom cierpienia!
Sieje kłamstwo i ciemnotę,
Zmieni zbrodnią - w cnotę!
Bohatyrów on przekaci
Na trupach ich braci!
On przyuczy dzieci małe
Wierzyć w mord jak w chwałę!
Wezmą sztylet mdłe panienki,
Jak różę, do ręki!
Powie siostra: "Bracie, weź,
Bo zbawieniem rzeź!!"
Oszaleją jego szałem,
Rozwściekną -wścieklizną!
Jak on będą - piekłem całem,
Nie niebem, ojczyzną! -
 
Precz tym złudom, o ma Święta!
Złej godziny to są mary!
Ty zostaniesz nie dotknięta!
Ty nie zbędziesz dawnej wiary,
Że ten tylko więzy przetnie,
Kto namaszczeń cnoty znakiem.
Że na ziemi być Polakiem
To żyć bosko i szlachetnie!
 
Niechaj szepczą jezuity,
Niechaj wrzeszczą demagogi,
Że cel wielki a ukryty
Odwszetecznia podłe drogi -
Że przypadków idąc kołem,
Wolno w bagna zajść szatana!
Potem dusza w nich skąpana
Znów odnajdzie się aniołem -
Że się zmaże hańby kartę!
Że królestwo Boże z czarta -
Że wszechdobro złego warte -
Że wszechmiłość - zbrodni warta!
 
Precz tym złudom, o ma Święta!
A otacza cię ich wiele -
Wszystkie świata chcą zwierzęta
W zwierzę zmienić cię, Aniele!
U stóp świętych twej Golgoty
Wszystkie złości zgromadzone!
Wszystkie Fałsze i Ciemnoty -
Wszystkie czarne wieku Duchy!
Ci z nożami - ci z łańcuchy -
A chcą wszystkie mąk koronę
Zwiać ci z czoła w piekieł stronę -
Byś zmartwychwstań wielkim czynem
Nie zabłysła Serafinem! -
By krwi twojej i łez strugi
Nie mieszkały w przyszłym niebie!
By się na nic nie przydało
Chrystusowe w tobie ciało
Umęczone po raz drugi!
By z najdroższej Panu - z ciebie,
Pozostała w dziejach świata
Jakaś brudna tylko szata -
By ty znikła - ty, zbawczym,
Córko Boża, ty - daremno -
I w sławiańskich niw pustyni
Już na wieki było ciemno! -
 
Jakież straszne ich postaci,
Tych kuszących bezbożników!
Tysiącami wściekłych ryków
Proszą ciebie o mord braci!
Inni każą w imię Cara
Wierzyć tobie - żeś ty mara!
Kościotrupie u nich lice -
Boże! Boże! -to upiory,
Z cmentarzowej wyszłe nory! -
W oczach żądła - nie zrzenice -
Pod żebrami serca nié ma -
W miejscu serca wąż się zżyma
I wyłażą z piersi gady,
Wszystkie hańby - wszystkie zdrady -
Obrzydliwym gnąc się ruchem,
Każda wije się łańcuchem,
Z drugą wiąże się w przestrzeni!
Już się coraz bardziej zbliża
Tłum plugawy ten do ciebie!
Łańcuchami żmij złączeni,
Do twojego idą krzyża,
Co na wzgórzu, w czystym niebie.
Już stanęli - wznoszą głowę -
Plwają śliny swe nieczyste
Na twe ciało promieniste -
Zarzucają z wężów wieńce
Na przebite twoje ręce,
Na twe stopy marmurowe!
Oni ciebie by rozdarli,
Ciebie przyszłą - ci z przeszłości
Ciebie żywą - ci umarli,
Co nie wejdą do twych włości!
 
*
Polsko moja! Polsko święta!
Nad zwycięstwa stoisz progiem;
Kres to męki twój ostatni!
Niechaj tylko uwydatni,
Żeś wszechzłego wiecznym wrogiem!
Potem prysną śmierci pęta
I ty będziesz wniebowzięta,
Bo aż w śmierci byłaś z Bogiem!
 
Gdy ostatnia chwila
Zgon w życie przesila,
Najsroższy bój!
Szloch zwątpień - jęk skargi
Jęczą mrące wargi -
O! Boże mój! -
 
W męczeńskiej twej sile
Pokonaj tę chwilę,
Ten zwycięż ból -
A wstaniesz na nowo,
A wstaniesz Królową
Sławiańskich pól! -
 
Moskiewskie mamidłała,
Obietnice, sidła,
Nie zwodzą już!
Dziesięć Ludów czeka
Na myśl - lub człowieka -
Myśl twoja - tuż! -
 
Nie zsamobójczona,
Z własną krwią u łona,
Przed Bogiem stań!
By wziął cię z kolei
W poczet swych idei,
Tych świata pań! -
 
Dziś wschodni ląd
Dwóch bójką wiar -
- Ty i Car. -
Car, życia trąd -
Ty, życia prąd,
Ty, życia dar!
 
Niech miłośnie,
Jak ku wiośnie,
W twą patrzą twarz!
Bądź mistrzynią,
Co krzywości
Świata prości,
Przewodczynią
Wszechmiłości!
 
Grzech wszelki maż -
Łzę wszelką susz -
Depcz ziemski szał -
Rządź światem dusz,
Gardź państwem ciał
Nieś dech Pana,
Nie skalana
Żadnym kałem!
Ludy z trzody
Stwórz w narody:
Stań nad niemi
Ich na ziemi
Ideałem!
 
Przeciw piekłu podnieść kord
Bić szatanów czarny ród!
Rozciąć szablą krwawy knut
Barbarzyńskich w świecie hord!
Lecz nie nęcić polski Lud,
By niósł Szlachcie polskiej mord!
Jedno tylko, ach! zbawienie,
Jeden tylko - jeden cud:
Z Szlachtą polską - polski Lud,
Jak dwa chóry - jedno pienie! -
 
Hajdamackie rzućcie noże
I oszczerstwa, i bluźnierstwa!
By Carycy w grobie kości
Nie skleiły się z radości,
Trup nie parsknął w śmiech szyderstwa!
 
Hajdamackie rzućcie noże,
By nie klęły na was wieki,
Że cel wieków - znów daleki!
Żeście w dumie -żeście w szale
Przewrócili losów szale
I rozbili się na skale,
Kędy wiecznie się wyrodni
Rozbić muszą - bo na zbrodni!...
 
Hajdamackie rzućcie noże,
Jeśli w głębi serca wiecie,
Że w planety tego dzieje
Pan wciąż z niebios myśl swą sieje.
- Nie przypadek rządzi w świecie -
Nikt nie stawia gmachu z błota
I najwyższy rozum - cnota! -
 
Hajdamackie rzućcie noże!
Bo gdy miną fale godzin,
Co nas dzielą od odrodzin,
Będzie Polska zmartwychwstała
Wszystkich zbójców przeklinała!
- Tamci lepsi - i mniej śmieli,
Skradli ziemię - czci nie tknęli,
Sławy wieków nie zatarli!
Niech głos Ludów to opowie!
My jaśnieli, choć umarli,
Jako jaśnią aniołowie!
 
Hajdamackie rzućcie noże!
A gdy zagrzmi - o żniw porze,
Wtedy naprzód - w imię Boże!
Bierzcie szable - sierpy -kosy -
Dać żniwiarzom wszystkim grunt -
Rozpłomienić święty bunt -
Lecić będą, lecić kłosy,
Ziemię zbroczy gęsty wróg,
Twierdz i więzień prysną mury -
Duchem zatlon, ogrom zgorze
Jak suchego siana stóg!
A patrzący wiecznie z góry
Nie odwróci twarzy Bóg! -

Psalmy Przyszłości: Psalm Nadziei

Dość już długo - dość już długo
Brzmiał na strunach wieszczów żal!
Czas uderzyć w strunę drugą,
W czynów stal! -
 
Wszystkim ciało dał Jehowa -
Duszę wszystkim Chrystus dał,
A Duch Święty żywot chowa,
By wraz ciało z duszą zlał!
 
Ja wam mówię - niedaleki
Zbawiciela Objawiciel!
Niedaleki - nam przed wieki
Obiecany Pocieszyciel!
 
Oto idzie już godzina!
Poznan będzie - niepojęty!
Z Ojca weźmie, weźmie z Syna
I rozleje się Duch Święty! -
 
A nie trony - ni korony
Pierwsze ujrzą Cię na niebie -
Lecz niewinnie umęczony,
Ten, o Duchu, ujrzy Ciebie!
 
Kto lat tysiąc wieku strawił,
Kościół broniąc od poddaństwa!
Milionową pierś wciąż krwawił,
Aż rozdeptał gad pogaństwa!
 
Kto śród ludów nie miał brata,
Ten, na czyim już pogrzebie
Były wszystkie króle świata,
Ten, o, pierwszy ujrzy Ciebie!
 
Bo - choć krwawy, choć zemdlony,
Wzrok utopion trzyma w niebie!
A kto patrzy w ducha strony,
Ten, o Duchu, ujrzy Ciebie! -
 
*
 
Ni zmysł kupców, ni dłoń kata
Przeciw prawdzie nie pomoże!
O, przyjdź prędzej, wiosno świata!
O, przyjdź prędzej, Duchu-Boże!
 
Wszak my duchy. Duchu Święty?
Wiecznie wstajem z własnych kości -
Wszak, jak Chrystus wniebowzięty,
Wniebowstąpim w Raj miłości?
 
Wszak my jedni i ciż sami,
Tylko coraz wyżsi, Panie?
I garniemy się wiekami
W ostateczne Zmartwychwstanie?
 
Jawem życia - czy snem w grobie,
Z wiosny w wiosnę - wciąż ku wiośnie -
Kwiat niebieski - duch nasz - rośnie,
Wszyscy rośniem wciąż ku Tobie!
 
Kto opisze - kto opowie?
Bóg jest jeden - jeden - sam!
Przecież w Bogu dano nam,
Że my będziem jak Bogowie!
 
*
Lecz wprzód ziemia ta stroskana
Pokój przyjąć musi wszędzie!
Wszak kazana w imię Pana
Ewangelia wieczna będzie? -
 
Wszak z planety, co się rozciął
Na odłamków tyle - tyle -
Będzie jeden świat i kościół!
Daj nam, Duchu - daj tę chwilę! -
 
Chrystusowy uścisk bratni
Gdy okoli wszystką ziemię,
Wejdzie, wejdzie wiek ostatni,
I ostatnie ludzkie plemię.
 
Żegnaj, ziemio, z bólem! z żalem!
- Wszędzie, święte ze świętemi,
Nowe błyszczy Hieruzalem
Na padole starej ziemi!
 
Długa droga - trud był śliski -
Krwi spłynęło i łez morze!
Lecz anielstwa czas już bliski -
- Pójdą - pójdą w Ciebie, Boże!
 
*
Tak wam z krzyża, o plemiona,
Dziś proroczy polski naród;
Choć mówicie: "Ot, już kona!"
W nim przyszłości waszej zaród.
 
Polsko, Polsko! grób twój tylko
Był kołyską nowej zorzy,
Śród wieczności jedną chwilką,
W której począł się dzień Boży!
 
Czas już zedrzeć z wieku chmurę!
Idącego Pana chwalmy!
Rzucać palmy - rzucać psalmy -
Kwiaty na dół - pieśni w górę!
 
O! rzucajcie pieśni, kwiaty!
Oto idzie - idzie Pan,
A nie smętny, jak przed laty -
Wolny cierniów, gwoździ, ran!
 
- Przemieniony, z niebios szczytu,
Znad wszechświata gwiezdnych ścian,
Jak widnokrąg wszechbłękitu,
Ku nam spływa - spływa Pan!
 
O! ten błękit pijcie duszą,
A wam wszystko zbłękitnieje!
Choć was męczą - choć was kuszą -
Uwierzycie w mą nadzieję! -
 
Niech was darmo nie przestrasza,
Że dziś podłość górą wszędzie!
Z wiary waszej - wola wasza,
Z woli waszej - czyn wasz będzie!
 
Nie powróci stara klęska -
Duchom - duchom tryumf dań!
Oto idzie moc zwycięska,
Panujący idzie Pan! -
 
Dość już długo - dość już długo
Brzmiał na strunach wieszczów żal!
Czas uderzyć w strunę drugą,
W czynów stal! -

Psalmy przyszłości: Psalm Wiary

Dusza i ciało to tylko dwa skrzydła,
Którymi Czasu i Przestrzeni sidła
Duch mój lozcma w postępowym locie!
Gdy się zużyją przez chwil i prób krocie,
Odpadać muszą - lecz on nie umiera -
Choć to się śmiercią nazywa u ludzi!
On zwiędłe zrzuca, a świeże przybiera
I w nie otulon, znów na jaw się budzi!
A to się zowie: narodzin godzina!
I Duch mój, wziąwszy skrzydła niezmęczone,
Nimi znów leci - lecz już w wyższą stronę!
Tak coraz wyżej ku Panu się wspina,
Ciała i dusze własne poza sobą
Sypie, jak liście zżółkłe i strząśnięte,
Wciąga do siebie siły, im odjęte -
On sam wciąż żyje ich zgonów żałobą!
 
Za nim - przeszłości zmierzchające tonie!
Przed nim - rozwarte wszechbezmiarów błonie!
Przed nim świat wszystek - Czas, przestrzeń bez końca,
Piętra z dróg mlecznych i dni z lat tysiąca;
A dalej, wyżej, nad niemi - za niemi -
Ten, co jest wszystkim i wszystko obleka,
Duch twórczy gwiazdy, anioła, człowieka,
Cel a początek i nieba, i ziemi;
Ten, który zawsze i wyżej, i daléj,
Niedoścignięty, nad wszystko się pali:
Spokój - a jednak razem siła tchnąca -
Blask najwyższego duchów, Ducha-Słońca!
 
K'niemu wciąż dążę - zrazu tam iść muszę
Przez piekła trudu - przez czysce zasługi -
Aż zacznę wdziewać i ciała, i dusze
Bardziej promienne - i wstąpię w świat drugi!
W świat, co od wieków zwań okręgiem nieba -
I w nim letargów mi już nie potrzeba
Ani przebudzeń z grobu, by iść wyżej!
Tam żywot wieczny - żywot nieustanny -
Grób ł kolebka konieczne są niżej,
Na tych planetach, gdzie świt Ducha ranny,
Gdzie człowiek Boga niemowlęciem jeszcze
I kwili tylko przeczucia swe wieszcze -
Lecz dla aniołów śmierci nigdzie nie ma!
Przeszłość i przyszłość ostrymi oczyma
Widzą i znają - dla nich przemienienie
To jedna chwila - to dalsze natchnienie!
Jak my na ziemi w godzinie zachwytu
Nikłą pieśń z serca czerpiem - tak tam oni
Kształt rzeczywisty czerpią z fal wszechbytu,
Szaty przemienne czerpią z życia toni
I coraz dalej ku Panu - ku górze
Lecą w królewskiej ciał i dusz purpurze!
 
Wkoło niebieskich coraz więcej darów,
Grzmiących dźwięczności i światła pożarów;
Mnożą się mleczne pierścienie i pręgi,
Coraz to szersze lazurowe kraje
- Przestrzeń pełniejszą potęg się wydaje -
- Czas coraz bardziej się przeterażniejsza .-
A jednak przyszłość, co od końca dzieli,
W nieskończoności swej nigdy nie mniejsza. -
Bo Pan wszystkiego jest wszystkim na wieki;
Choć coraz bliższy. On równie daleki!
Jego to. Jego żądają anieli!
Żądza bez miary, co chwila rosnąca,
Miłość bez granic - to życie bez końca!
 
On ogniw wszechstworzenia wiązannym łańcuchem,
On Bytem, Myślą, Życiem - Ojcem, Synem, Duchem!
On jak Myśl w świecie mieszka i jak Byt wieczysty,
Lecz za świata krańcami On jest osobisty -
On Duchem świętym, jednym, który wie sam siebie,
Rozlał się po wszej ziemi, a został na niebie!
A my wszyscy i wszędzie Jegośmy obrazem,
I wstępując stopniami w coraz wyższe włości,
Żyć musim nieśmiertelnie, z Nim żyć musim razem,
Zrodzeni z Jego łona, żyć w Jego wieczności!
I jako On nas stworzył, tak my tworzyć dalej
I z wewnętrza nas samych wyprowadzać światy, -
By prząść Mu, jak nam uprządł, widomości szaty,
O ile możem, biedni, w anielskiej pokorze,
To, coś Ty nam dał z łaski - oddawać Ci, Boże,
A nigdy nie móc, nigdy nic Ci oddać, Panie,
I tak żyć w Tobie wiecznie przez wieczne kochanie!
 
*
Lecz szkołą Duchów są Ludzkości dzieje -
Drogą do niebios planety koleje!
Na nim to, na nim pójdą zasłużeni
- A wszyscy razem - do innych przestrzeni,
Gdy Syn Twój, sędzia, zmartwychwstałych książę,
Losy tej ziemi w dzień sądu rozwiąże
I z nich anielstwo ludziom wypromieni!
A do dnia tego wiodące tu wschody
To w łasce Twojej poczęte narody! -
Garść im powołań sypnąłeś z wysoka -
W każdym z nich żyje myśl jakaś głęboka,
Co z piersi Twoich zesłanym jest tchnieniem
I narodowi odtąd - przeznaczeniem!
A są wybrane jedne przed innemi,
By b Twą piękność walczyły na ziemi
I krzyż lat wielu wlokąc krwawym śladem,
Były śród świata - anielskim przykładem,
Aż nie wywalczą straszną walką w grobie
Wyższego w ludziach pojęcia o Tobie,
Więcej miłości i więcej braterstwa
W zamian za tkwiący w piersiach nóż morderstwa!
 
Takim jest naród Twój polski, o Boże!
Kto cząstką jego - niech wie się Twej woli
Cząstką na ziemi - i choć go świat boli
Tak, że aż zwątpić o nadziei może,
Niech w tym cierpieniu wytrwa niesłychanem,
Boć on, zaprawdę, w Twego ducha chrzczony,
Boć on, zaprawdę, Twym ziemskim kapłanem,
Jeśli się cierniów nie wstydzi korony,
Jeśli pojmuje, że kochasz bezmiernie
Synów tych, których koronujesz w ciernie,
Bo cierń, w krwi maczan - to kwiat wiecznotrwały -
I nim odmładzasz świat Ludzkości cały! -
 
*
Chrystus wciąż w tobie mieszka, o Ludzkości!
W twych piersiach żyje, w twoich losach gości,
Krwią twą - krew Jego i ciałem twym - ciało!
Stanie się tobą, co Jemu się stało!
On wcielił w siebie wszystkie twe koleje,
On ci objawił wszystkie twe nadzieje.
Skądeś zrodzona? - Z przeczystej dziewicy,
Bo z myśli Bożej w Boże podobieństwo! -
Ku czemu idziesz? - Ku Ojca stolicy. -
Przez co przejść musisz? - Przez trud i męczeństwo!
A kiedy Chrystus nad Taboru szczytem
Już się otacza wieczności przedświtem,
Czy ty nie widzisz, co ten znak ci wróży?
Nim los twój ziemski w pełni się dokona,
I ty. Ludzkości, będziesz przemieniona!
Zostawisz w dole u stóp ciemnych wzgórzy
Wszystko, co zwodzi, i wszystko, co boli;
Zostawisz w dole szataństwo niewoli,
Zostawisz w dole kłamstwa opętanie,
Zostawisz w dole tajemnic zawiłość,
A weźmiesz z sobą duchowe poznanie
I serca wieczną, nieskończoną miłość!
I z tymi dwoma świętymi potęgi,
Jak Chrystus, w światła wzbijesz się okręgi!
Z czoła się twego grzech wszelki twój zetrze;
Jak pióra, lekkie będą twe ramiona!
Ręce pokładniesz na białe powietrze
I w nim się ważyć będziesz - spowietrzniona! -

‹‹ 1 2