Wiersze - Wizyta floty

Wizyta floty

Z pustych w środku cielsk krążowników
Na ląd schodzi tłum marynarzy;
Ostrzyżony świat czytelników
Komiksów, żyjący baseballem:
Jeden homer więcej dla nich waży*
Niż pięćdziesiąt trojańskich wojen.

Nie są pewni, czego się spodziewać
Po tym nieamerykańskim kraju,
Gdzie miejscowi są tak pewni swego
Miejsca, losu i obyczaju;
Oni sami nie są tu ponieważ
Ale tylko jakby co do czego.

Nawet alfons czy kurwa portowa,
Choć stanowią dość oślizły tandem,
Są na służbie Społecznego Baala,
Gdy wtryniają im swój marny towar;
Fach matrosa to nie przemysł, nie handel –
Nic dziwnego, że trzeba się zalać.

Lecz okrętom, już bez marynarzy,
Przy nabrzeżu, w błękicie i plusku,
Z ich nieróbstwem jest właściwie do twarzy:
Kiedy ludzka wola niczyja
Nie wskazuje im, kogo zabijać,
Zachowują się bardziej po ludzku,

A ich egzystencja jest celowa:
Każdy z nich wygląda jak wszczęta
Ręką mistrza abstrakcyjnej kreski
Kompozycja, wzór z szaroniebieskich
Plam, z pewnością wart każdego centa
Z tych miliardów, jakie musiał kosztować.