Wiersze - Władysław Broniewski strona 6

Homo sapiens

Wśród mrocznych miast, po, mrocznych stronach,
jak stada wypędzanych szczurów,
gromady ludzi przerażonych
pełzają u strzaskanych murów;
bezdomni, ślepi i wylękli,
ruszają chyłkiem, znów przyklękli,
złowrogo patrzą w niebo, szepcą,
że głód, że śmierć, że - wszystko jedno,
i przeklinając ziemię biedną,
ruszają znów, po trupach depczą,
znikają mroczni i samotni...
Ja lecę ku nim, mściwy lotnik,
i świecąc reflektorem serca,
bombami słów złowieszczo zbrojny,
ciskam je w zaciemnienie wojny,
jak jeden z Czterech, co uśmierca.
A pierwszą bombę ciskam w Berlin!
Za zbrodnie wojny, za pancerny
raid przez Ojczyzny mojej piersi,
za drapieżniki pod Warszawą,
za rozwalony dom, za krwawą
kałuże świata, co mnie mierzi,
za pychę, podłość, mordy, gwałty
za pohańbienie słowa: człowiek -
lecą me bomby w ich blackouty -
niechaj im sen spędzają z powiek.
A druga bomba - w grób Smoleński!
Niechaj rycerze zmartwychwstaną
i swiecąc każdy piersi raną,
świadectwo dadzą krwi męczeńskiej,
tej krwi niewinnej, z ręki kata
przelanej w obcą ziemię czerstwą,
ze zgrozą, lecz milczeniem świata
za wolność, równość i braterstwo.
A trzecia bomba - w tych, co wierzą,
że dość jest rozdać broń żołnierzom
i poszczuć ludy, poszczuć armie
-
wtedy się więcej złota zgarnie,
by knuć nazajutrz nowe wojny,
by kuć już dzisiaj nowe pęta.
Bije w nich gniewny i spokojny.
Nie trzeba złota. Krew jest święta.
Zachowam jeszcze bombę jedną
na czas,gdy blaski wojny zbledną
gdy bliski będzie już dzień kary
za Wielki Zaciemnienie sumień,
gdy możni szukać będą miary
wolności ludów...
Gdy w ich tłumie
nie będzie Polski - wtenczas, pieśni,
aż w serce ziemi bij! Twe bomby
niech jak Jerycha wrzasną trąby,
niech biją w ludzkość najboleśniej,
niech do otchłani sumień dotrą,
by na skrwawionej globu mapie
stanął do walki przeciw łotrom
dobry, spokojny - Homo Sapiens.

Hymn polskiego żołnierza na pustyni

Dobrze się czasem
bawić kutasem:
mając pięć palców
na swe usługi,
wspominasz dupy
jedną po drugiej...
To bardzo odświeża
polskiego żołnierza!

Jaskółka

Napłynęła na mnie fala miłosna,
jak powódź, co lody znosi.
Ty nie jesteś już taka młoda, ale jak wiosna,
i kto ciebie o to prosił? Może moje serce prosiło na klęczkach
w rozmaitych rozpaczach i klęskach,
całując z rozpaczą na spółkę
ciebie - jaskółkę? A może te jaskółki w niebie,
podobne do ciebie,
latały, kwiliły i wylatały,
żebym był radosny i śmiały?

Jasność

Obudziłem dobrego pisarza,
byłem trochę zawiany;
to się zdarza,
jestem z tego przesadnie znany. Obudziłem go w dobrym celu
i wiersz położyłem obok,
powiedziałem mu: "Przyjacielu,
patrz: obłok, przyjrzyj się, to moja córka,
widzisz, fruwa,
spójrz - takie same piórka..."
i łeb mi się mgłą zasnuwa... A ja z tej mgły chcę uciec
w jasność,
powrócić do jasności, powrócić,
zasnąć.

Kabała

Ten walet schnie z miłości, a ty go dręczysz wzgardą,
dwa serca wyrwał z piersi i przekuł halabardą.

Żołędny król go wezwał. W karecie z dzwonków pędzi.
Ach!... Czeka go w podróży nieszczęście od żołędzi.

Już wjechać ma w dąbrowę, a jeszcze się ogląda,
on nie wie, że przy tobie dzwonkowy, jasny blondyn.

Nie ufaj blondynowi, choć list czerwienny wyśle,
spal złoty włos nad świecą, a poznasz jego myśli.

On brzęczy dzwonnym złotem, do ucha pięknie szepce,
uśmiecha się do ciebie, a serce dał brunetce.

Brunetka jest zazdrosna i ciebie źle wspomina.
Wystrzegaj się tej damy. Ach, nie pij tego wina!

To wino jest zatrute miłosnej łzy diamentem,
z dziesięciu serc czerwiennych okrutnie wyciśnięte.

Pijany czarnym winem, twój walet w snach się błąka,
z rozpaczą szuka serce - w żołędziach, w winie, w dzwonkach

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 8 9 40 41 ››