Wiersze - Bar Pod Zdechłym Psem

Bar Pod Zdechłym Psem

Zanim się serce rozełka
-czemu? -a bo ja wiem?-
warto zajrzeć do szkiełka
w barze \"Pod Zdechłym Psem\".

Hulał po mieście listopad,
dmuchał w ulice jak w flet,
w drzwiach otwartych mnie dopadł,
razem do baru wszedł.

\"Siadaj, poborco liści,
siewco zgryzot wieczornych!
Czemuś drzew nie oczyścił?
Kiepski z ciebie komornik.

Lepiej by z trzecim kompanem...
Zresztą - można i bez...\"
Ledwiem to rzekł, już stanął
trzeci mój kompan: bies.

\"Czym to ja się spodziewał
pić z takimi jak wy?
Pierwszy będzie mi śpiewał,
drugi będzie mi wył.

Cyk! kompania! Na zdrowie!
Pijmy głębokim szkłem.
Ja wam dzisiaj o sobie opowiem
w barze \"Pod Zdechłym Psem\"...\"

I poniosło, poniosło, poniosło
na całego, na umór, na ostro.
I listopad pijany, i bies,
a mnie gardło się ściska od łez.

I poniosło, poniosło, poniosło,
w sali uda o uda trze fokstrot,
wkoło chleją, całują się, wrzeszczą,
nieprzytomnie, głupawo, złowieszczo,

przetaczają się falą pijaną,
i tak - do białego dnia...
Milcząc pijemy pod ścianą
diabeł, listopad i ja.

\"Diable, bierz moją duszę,
jeśli jej jesteś rad,
ale przeżyć raz muszę
moje czterdzieści lat.

Daj w nowym życiu, diable,
miłość i śmierć, jak w tem,
wiatr burzliwy na żagle,
myśl - poza dobrem i złem.

Znów będę bił się i kochał,
bujnie, wspaniale żył.
Radość, a nie alkohol,
wlej mi, diable, do żył...\"

Diabeł był w meloniku,
przekrzywił go: \"Żyłeś dość,
to dlatego przy twoim stoliku
siedzimy: rozpacz i złość.

Głupioś życie roztrwonił.
Życie - to jeden haust.
Słyszysz, jak kosą dzwoni
stara znajoma, Herr Faust?

Na diabła mi dusza poety
- tak diabeł ze mnie drwi -
w wiersześ wylał, niestety,
resztki człowieczej krwi...\"

Zniknęli czort z listopadem,
rozwiali się - gdzie?- bo ja wiem?
a ja na podłogę padam
w barze \"Pod Zdechłym Psem\".

Szumi alkohol i wieczność...
Mruczą: \"Zalał się gość...\"
A ja: \"Zgódźcie na Drogę Mleczną
taksówkę... Ja już mam dość...\"