Wiersze - Władysław Bełza strona 10

Kamień

Ot, niepozorna bryła kamienia!
Lecz głaz ten martwy w artysty ręku,
W cudne się dzieło sztuki przemienia,
Nabiera kształtu, życia i wdzięku.
Tak z twym umysłem, o! dziatwo miła!
Dziś on jak kamień leży odłogiem;
Lecz gdy go wesprze nauki siła,
Lśnić będzie jasno, przed ludźmi, Bogiem.
I jak z granitu, pod cięciem młota,
Iskra zeń wiedzy wybłyśnie złota.

Katechizm polskiego dziecka

- Kto ty jesteś?
- Polka mała.
- Jaki znak twój?
- Lilia biała.
- Gdzie ty mieszkasz?
- Między swemi.
- W jakim kraju?
- W polskiej ziemi.
- Czem ta ziemia?
- Mą ojczyzną.
- Czem zdobyta?
- Krwią i blizną.
- Czy ją kochasz?
- Kocham szczerze.
- A w co wierzysz?
- W Polskę wierzę.
- Coś ty dla niej?
- Wdzięczne dziecię.
- Coś jej winien?
- Oddać życie.

Kłamstwo brudzi

 
 
Brzydko gdy chłopcy kłamią, ale stokroć gorzej
I smutniej tacie i mamie,
Kiedy serce dziewczynki do kłamstwa się wdroży,
Kiedy dziewczynka kłamie!
Bo skoro dobry Pan Bóg dał nam piękną mowę,
Niech słowa prawdy z niej wieją...
A kto kłamie, takiemu wnet usta różowe,
Z wstrętu do kłamstwa — czernieją.
Mama Zosi raz w piątek poszła na targ wcześnie,
A idąc rzekła do córki:
— Zosiu! ja ci przez Rózię nadeślę czereśnie,
A ty smaż konfiturki;
Tylko nie zjedz mi żadnej, mama o to prosi,
A nic nie skryjesz przed matką. —
Innaby posłuchała... gdzie uprosić Zosi,
Co była łaściuch jak rzadko!
Zaledwie że czereśnie dała na stół Rózia,
Wnet na nie Zosia napada,
Pakuje je w usteczka, aż puchnie jej buzia,
Z takiem łakomstwem zajada!
Wtem mateczka się zjawia.
— No cóż, moja córko!
Czemżeś tak bardzo zajęta?
— Czem, mamo?
— Tak, czem, pytam.
— Ach! tą konfiturką,
Smażę, aż bolą rączęta.
— I żadnej nie ruszyłaś?
— Żadnej, proszę mamy,
Niech mama Rózię zapyta!
— A skądże buzia czarna, skąd na niej te plamy?
— Bo jeszcze dzisiaj nie myta!
— I stąd czarna, nieprawdaż? O! dziewczynko mała,
Złe się bardzo uczucie w twem serduszku budzi:
Ty skłamałaś, więc buzia od kłamstwa zczerniała,
Bo kłamstwo duszę kala i usteczka brudzi!

Kogo masz kochać

Kogo masz kochać?... Chcesz dziatwo droga,
Bym z tobą o tem pogwarzył?
Oto nasamprzód dobrego Boga,
Który cię życiem obdarzył.

Kochaj Go w gwiazdce co z niebios świeci,
W całym tym świecie widomym,
W zielonej trawce, w śnieżnej zamieci,
W każdym robaczku znikomym.

Kochaj serdecznie mamę i tatka,
Najgłębszą dziecka miłością;
Oni nad tobą w dziecięce latka,
Z taką czuwali tkliwością.

O! za wylane te łzy matczyne,
Przy twej pościółce dziecięcej,
Mateczce swojej, dziecię jedyne,
Winnoś miłości najwięcej!
Kochaj rodzeństwo: siostry i braci,
I tych, co sercu są blizcy;
A czy ubodzy, czy to bogaci,
Wszak braćmi sobie my wszyscy.

Tego biedaka, co stoi w progu,
I tę sierotkę znędzniałą,
Kochaj miłością pierwszą po Bogu,
I braćmi nazwij ich śmiało.

Bo kto przytuli biednych, nędzarzy,
Sierotom otrze łzę skrycie,
Tego Bóg łaską swoją obdarzy,
I wynagrodzi sowicie.

Zresztą dla wszystkich, luba dziecino,
Z jednakiem sercem być trzeba;
Bo równie tobą jak i ptaszyną,
Bóg opiekuje się z nieba!

Kościół

Nie tylko szukać należy Boga,
Gdzie poświęcane błyszczą podwoje,
Bowiem świątynią, dziecino droga,
Może być także serduszko twoje.
Gdy drogą cnoty idziesz na świecie,
Gdy bliźnim świadczysz dobrego wiele,
To w sercu twojem, kochane dziecię,
Pan Bóg zamieszka niby w kościele.
Więc ucz się, pracuj, módl się kochanie,
Wciąż się oglądaj za swym Aniołem,
A gdy Bóg w tobie znajdzie mieszkanie,
To się twe serce stanie kościołem.

‹‹ 1 2 7 8 9 10 11 12 13 16 17 ››