Wiersze - William Wordsworth strona 2

Gorzej, daleko gorzej znosić jest niewolę...

Gorzej, daleko gorzej znosić jest niewolę -
Nie temu, kogo więzi strop, podłoga, ściana,
Kto, zamknięty samotnie, jest rabem tyrana -
A temu, kto ogląda i niebo, i rolę,
Podczas gdy jego naród znosi ciężką dolę:
Na duszy ma kajdany. Bo któż byłby zdolny -
Choćby najlepszy - w takich warunkach być wolny
Od wyrzutów, którymi sumienie go kole,
Jako i całą ludzkość? Bodajby nie było
Nam dane widzieć słońca, jak blask sieje jasny,
A wiedzieć, że uczuciom wzniosłym, z męską siłą,
Zamiast przybierać mocy - trzeba schnąć i gasnąć;
A ziemia,gdzie od kwiatów i owoców miło,
Więdnie, dzieląc z człowiekiem schyłek jego własny.


Prz. Stanisław Kryński

Jest nas siedmioro

William Wordsworth
 
JEST NAS SIEDMIORO
 
— — — Zwykłe dziecko,
Spokojnej oddech piersi,
W każdej jest chwili pełne życia.
Cóż ono wie o śmierci?
 
Wiejską dziewczynkę zobaczyłem.
Jej główka w lokach cała,
Ogarniających kark i czoło.
Lat — rzekła — osiem miała.
 
Wieśniaczym, leśnym była skrzatem,
Dziwnie odziana była.
A oczy piękne, bardzo piękne.
Ta piękność mnie wzruszyła.
 
„Ile was w domu jest, maleńka?
Ile jest sióstr i braci?"
„Ile? Siedmioro jest nas wszystkich."
Zdziwiona na mnie patrzy.
 
„Gdzie oni wszyscy są? Opowiedz."
„Siedmioro nas — powtarza. —
Dwoje z nas mieszka tu, w Conwayu,
A dwaj to marynarze.

Londyn 1802

Milionie, tyś powinien tu być w tej godzinie.
Anglia cię potrzebuje! To stojąca woda
Ten nasz kraj dzisiaj: ołtarz i miecz, i zagroda,
Chata, rycerski zamek — jak to wszystko ginie!
 
Jak się angielskie serca dziedzictwa wyzbyły:
Szczęśliwości wewnętrznej. Myśmy samoluby.
Przebudź nas, wróć raz jeszcze, uchroń nas od zguby!
Nadaj nam obyczaje, cnotę, wolność, siły.
 
Głos twój szumiał jak morze, gdyś się dla nas trudził.
Twoja dusza, jak gwiazda, osobno mieszkała.
Czysty jak niebo w swojej nagiej wspaniałości
 
Przeciągałeś nad życiem pospolitych ludzi.
W tym była twego serca pogodnego chwała:
Najpokorniejsze brało na się powinności.

Oda: Przeczucia pamiętane z wczesnych lat dzieciństwa

Była taki czas,
gdy łąkę, gaj czy nurt strumienia,
Każdy z ziemi codziennych widoków,
władza mego spojrzenia
przyodziewała w światło znad obłoków,
w świetność i świeżość sennego marzenia.
Dzisiaj nie tak jest ze mną:
gdziekolwiek się obrócę
i na cokolwiek okiem rzucę -
nie widzę rzeczy, które wtedy olśniewały. [....]
 
Narodziny wtrącają nas w sen, w zapomnienie:
Dusza - Gwiazda,
przez życie wiodąca człowieka-
Gdzie indziej stroi się w promienie
I przybywa z daleka:
Nie nadzy więc, nie z całkowicie
Pustą pamięcią w nasze życie
Wkraczamy(..)

Siedmioro nas jest, panie

Dziecina prosta, proszę Was,
Gdy życie w niej pulsuje,
Oddycha łatwo drobna pierś -
Czyż ona śmierć pojmuje?

Dziewczynkęm wiejską spotkał. Lat
Liczyła osiem pono,
Włos w gęstych puklach głowę krył
Czuprynką rozwichrzoną.

Z wyglądu - sielsko-leśny stwór,
Dziwaczne też ubranie;
Twarz, oczy śliczne miała, stąd
Z rozkoszą patrzę na nie.

"Z ilu sióstr, braci, dziecię me,
Rodzina twa się składa?"
"Siedmioro nas wszystkiego jest" -
Zdziwiona odpowiada

"I gdzież są, proszę, powiedz mi?"
"Siedmioro - rzecze dziecię -
Stąd niedaleko, w Conway, dwie,
A dwaj na morzu, w świecie.

I na cmentarzu dwoje też,
Brat i siostrzyczka mała.
W cmentarnej chatce przy nich tuż
Jam z mamą zamieszkała."

"Jeśli mieszkają w Conway dwie,
Dwaj popłynęli w morze,
Skądże was, drogie dziecko me,
Siedmioro aż być może?"

Na to dziwczynka mówi mi:
"Siedmioro nas wszystkiego,
Pod cmentarnianym drzewem zaś
Złożonych dwoje z tego."

"Ty mylisz się, dziecino ma -
Przekonać pragnę małą -
Gdy na cmentarzu dwoje już,
Pięcioro was zostało!"

"Niech pan zobaczy groby ich,
Zieloniusieńkie całe!
Dwanaście kroków od nich jest
Do naszej chatki małej

Pończochę często robię tam,
Obrębiam też chusteczkę,
Na ziemi siadam przy nich, by
Zaśpiewać im piosneczkę,

A często po zachodzie, gdy
Jest jasny,z swym talerzem
Zabieram się do mogił ich
I u nich jem wieczerzę.

Pierwsza umarła mała Jane.
Jęczała wciąż w chorobie,
Aż ulżył jej cierpieniom Bóg
I poszła od nas sobie.

Gdy na cmentarzu była już,
Że lato suche było,
Około grobu z Jasiem się
Bawiłam ogromnie miło.

Gdy przyszła zima, biały śnieg,
ślizgawka i mróz ostry,
Jaś także musiał rzucić nas
I leży obok siostry."

"Więc ileż was jest, policzże -
Ponawiam swe pytanie -
Gdy tamtych dwoje w Niebie już?"
"Siedmioro nas jest, panie!"

"Lecz dwojga zmarłych nie ma wszak,
Już w Niebie ich mieszkanie!"
Cóż, gdy na upór słów mi brak,
Wciąż jedno słyszę: "Ależ tak,
Siedmioro jest nas, panie!"

‹‹ 1 2 3 ››