Wiersze - Wallace Stevens strona 3

(PL) Planeta na stole

Ariel był dumny, że napisał swoje wiersze
Mówiły o pamiętnych czasach
Albo o czymś, co mu się spodobało

Inne dzieła słońca
Były jałową plątaniną
Poskręcanym, starym krzewem

Jego jaźń i słońce były jednym
A jego wiersze, choć były dziełem jaźni
W nie mniejszym stopniu były zasługą słońca

Nie było ważne, że przetrwały
Ważne było przez co przeszły
Pewne ich cechy i charakter

obfitość, na wpół uchwycona
w ubóstwie słów planety
której były częścią

(przekład: Bigos)

(PL) Sześć ważnych obrazków

I

Starzec siedzi
W cieniu sosnowego drzewa
W Chinach.
Widzi delfinium:
Błękit i biel
Na krawędzi cienia
Falują na wietrze.
Jego broda faluje.
I sosna też faluje.
I tak woda płynie
Nad chwastami.

II

Noc ma taki kolor
Jak ramię kobiety:
Noc, kobieta,
Ciemna,
Pachnąca i miękka,
Ukrywa się.
Sadzawka lśni
Jak bransoletka
Potrząsana w tańcu.

III

Porównuję się
Ze smukłym drzewem.
I widzę, że jestem wyższy,
Bo ja sięgam aż do słońca
Mym wzrokiem;
I sięgam aż do brzegów morza
Mym słuchem.
Mimo to, nie lubię
Sposobu, w jaki mrówki
Pełzają w moim cieniu.

IV

Gdy mój sen był przy księżycu,
Białe fałdy jego sukni
Zażółciły się.
Spody jego stóp
Sczerwieniały.
W jego włosach
Wykwitły niebieskie kryształy
Od gwiazd
Nie tak odległych.

V

Żadne noże słupów latarń,
Ani dłuta długich ulic,
Ni wielkie młoty kopuł
Czy wysokich wież
Nie wyrzeźbią tego,
Co może jedna gwiazda
Świecąc przez liście winogron.

VI

Racjonaliści w kanciastych czapkach,
Myślący w kanciastych pokojach,
Patrzący w podłogę,
Patrzący w sufit,
Ograniczają się
Do trójkątów prostokątnych.
Gdyby pomyśleli o rombach,
Stożkach, krzywych, elipsach -
Jak na przykład elipsa półksiężyca
- Wtedy racjonaliści nosiliby sombrera.

(PL) Świeczka w dolinie

Moja świeczka płonęła w wielkiej dolinie
promienie ogromnej nocy skupiały się na niej
aż powiał wiatr
wtedy promienie ogromnej nocy
skupiły się na jej obrazie
aż powiał wiatr

(tłumaczenie: bigos)

[ANG] A High-Toned Old Christian Woman

Poetry is the supreme fiction, madame.
Take the moral law and make a nave of it
And from the nave build haunted heaven. Thus,
The conscience is converted into palms,
Like windy citherns hankering for hymns.
We agree in principle. That's clear. But take
The opposing law and make a peristyle,
And from the peristyle project a masque
Beyond the planets. Thus, our bawdiness,
Unpurged by epitaph, indulged at last,
Is equally converted into palms,
Squiggling like saxophones. And palm for palm,
Madame, we are where we began. Allow,
Therefore, that in the planetary scene
Your disaffected flagellants, well-stuffed,
Smacking their muzzy bellies in parade,
Proud of such novelties of the sublime,
Such tink and tank and tunk-a-tunk-tunk,
May, merely may, madame, whip from themselves
A jovial hullabaloo among the spheres.
This will make widows wince. But fictive things
Wink as they will. Wink most when widows wince.

[ANG] Anecdote of the Jar

I placed a jar in Tennessee,
And round it was, upon a hill.
It made the slovenly wilderness
Surround that hill.

The wilderness rose up to it,
And sprawled around, no longer wild.
The jar was round upon the ground
And tall and of a port in air.

It took dominion everywhere.
The jar was gray and bare.
It did not give of bird or bush,
Like nothing else in Tennessee.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 9 10 ››