Wiersze - Thomas Stearns Eliot strona 3

T. S. Eliot - Gerontion

"Thou hast nor youth nor age
But as it were an after dinner sleep
Dreaming of both. "
W.Shakespeare
 
 
Here I am, an old man in a dry month,
Being read to by a boy, waiting for rain.
I was neither at the hot gates
Nor fought in the warm rain
Nor knee deep in the salt marsh, heaving a cutlass,
Bitten by flies, fought.
My house is a decayed house,
And the jew squats on the window sill, the owner,
Spawned in some estaminet of Antwerp,
Blistered in Brussels, patched and peeled in London.
The goat coughs at night in the field overhead;
Rocks, moss, stonecrop, iron, merds.
The woman keeps the kitchen, makes tea,
Sneezes at evening, poking the peevish gutter.
I an old man,
A dull head among windy spaces.
Signs are taken for wonders. "We would see a sign":
The word within a word, unable to speak a word,
Swaddled with darkness. In the juvescence of the year
Came Christ the tiger
In depraved May, dogwood and chestnut, flowering Judas,
To be eaten, to be divided, to be drunk
Among whispers; by Mr. Silvero
With caressing hands, at Limoges
Who walked all night in the next room;
By Hakagawa, bowing among the Titians;
By Madame de Tornquist, in the dark room
Shifting the candles; Fraulein von Kulp
Who turned in the hall, one hand on the door. Vacant shuttles
Weave the wind. I have no ghosts,
An old man in a draughty house
Under a windy knob.
After such knowledge, what forgiveness? Think now
History has many cunning passages, contrived corridors
And issues, deceives with whispering ambitions,
Guides us by vanities. Think now
She gives when our attention is distracted
And what she gives, gives with such supple confusions
That the giving famishes the craving. Gives too late
What's not believed in, or if still believed,
In memory only, reconsidered passion. Gives too soon
Into weak hands, what's thought can be dispensed with
Till the refusal propagates a fear. Think
Neither fear nor courage saves us. Unnatural vices
Are fathered by our heroism. Virtues
Are forced upon us by our impudent crimes.
These tears are shaken from the wrath-bearing tree.
The tiger springs in the new year. Us he devours. Think at last
We have not reached conclusion, when I
Stiffen in a rented house. Think at last
I have not made this show purposelessly
And it is not by any concitation
Of the backward devils.
I would meet you upon this honestly.
I that was near your heart was removed therefrom
To lose beauty in terror, terror in inquisition.
I have lost my passion: why should I need to keep it
Since what is kept must be adulterated?
I have lost my sight, smell, hearing, taste and touch:
How should I use it for your closer contact?
These with a thousand small deliberations
Protract the profit of their chilled delirium,
Excite the membrane, when the sense has cooled,
With pungent sauces, multiply variety
In a wilderness of mirrors. What will the spider do,
Suspend its operations, will the weevil
Delay? De Bailhache, Fresca, Mrs. Cammel, whirled
Beyond the circuit of the shuddering Bear
In fractured atoms. Gull against the wind, in the windy straits
Of Belle Isle, or running on the Horn,
White feathers in the snow, the Gulf claims,
And an old man driven by the Trades
To a sleepy corner.
Tenants of the house,
Thoughts of a dry brain in a dry season.

T. S. Eliot - Hysteria

As she laughed I was aware of becoming involved in her
laughter and being part of it, until her teeth were
only accidental stars with a talent for squad-drill. I
was drawn in by short gasps, inhaled at each momentary
recovery, lost finally in the dark caverns of her
throat, bruised by the ripple of unseen muscles. An
elderly waiter with trembling hands was hurriedly
spreading a pink and white checked cloth over the rusty
green iron table, saying: "If the lady and gentleman
wish to take their tea in the garden, if the lady and
gentleman wish to take their tea in the garden ..." I
decided that if the shaking of her breasts could be
stopped, some of the fragments of the afternoon might
be collected, and I concentrated my attention with
careful subtlety to this end.

T. S. Eliot - Jałowa Ziemia - II Partia Szachów

Krzesło w którym siedziała, jako lśniący tron
Łuną płonęło na marmurze, gdzie zwierciadło -
Wsparte słupami rzeźbionymi w kiście winnych gron
Z których złocisty wyglądał Kupido
(A drugi oczy ukrył za skrzydłami)
- Siedmioramiennych kandelabrów zdwajało płomienie,
By odbić światło w inkrustacjach stołu, skąd
Blask jej klejnotów szedł im na spotkanie
Z puzder z atłasu - w rozrzutnym nadmiarze.
W otwartych fiolkach z szkieł barwionych i słoniowej kości
Czaił się dziwny zapach sytentycznych perfum,
Maście, pudry i płyny - w niespokojnych i zwodzących
Woniach topiły zmysły; gdy wzbijał je wiew
Niosąc chłód od okna - wznosząc się -
Tuczyły złoty długi płomień świec,
I kładąc dym ich na plafonie
Mąciły deseń liści w kasetonach.
Sczerniałe w morzu drzewo, nabijane miedzią,
Zielenią i oranżem płonąc wśród barwnych kamieni
Rzucało blask posępny - w nim rzeźbiony delfin płynął.
Ponad antycznym kominkiem, jak gdyby
W otwartym oknie widok, a w nim leśna scena:
Przemiana Filomeli, przez barbarzyńskiego króla
Tak okrutnie zgwałconej; i dotąd tam słowik
Dziewiczo czystym głosem napełnia pustkowie,
I ciągle płacze, ciągle ściga świat:
"Dżag Dżag" dla brudnych uszu.
I inne wyschłe pniaki i strumienie czasu
Były opowiedziane w krąg na ścianach; twarze
Wychylone i pochylone, uciszały pokój.
Szelest stóp wchodził po kamiennych schodach.
W świetle kominka, pod szczotką jej włosy
Rozsypywały się w iskrzące punkty
Jarzyły w słowach, potem milkły zagniewane.

"Źle z moimi nerwami tej nocy. Źle. Ach, zostań ze mną.
Mów do mnie. Czemu nigdy nic nie mówisz. Mów.
0 czym ty myślisz? Co ty myślisz? Co?
Ja nigdy nie wiem, o czym myślisz. Pomyśl."

Myślę - jesteśmy w szczurzym zaułku
Gdzie zmarli ludzie pogubili kości.

"Co to za hałas?"
     Wiatr pod drzwiami.
"Co to za hałas znowu? Co ten wiatr wyrabia?"
     Nic, znowu nic.
               "Czy
Ty nic nie wiesz? Nic nie widzisz? Nie pamiętasz
Nic?"
     Pamiętam
Perły lśnią - kiedyś to były oczy.
"Czy jesteś żywy, czy umarly? Nic nie ma w twej głowie?"
                         Tylko
0 0 0 ten szeksphirowski szlagier
Taki elegancki
Tak inteligencki
"I co mam teraz robić? Co mam robić? Co?
Wyjść tak jak stoję i iść po ulicy
Z włosami rozwianymi, tak. A co zrobimy jutro?
I co w ogóle mamy robić?"
                         Gorąca woda o dziesiątej,
Zakryty wóz o czwartej, gdy ulica deszczem lśni,
I rozegramy partię szachów, oczy bez powiek zaciskając
I oczekując na stukanie w drzwi.

Kiedy mąż Lilki wracał do cywila. To powiedziałam -
Nie owijałam w bawehię, powiedziałam jej prosto z mostu,
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
Teraz gdy Albert wraca, oporządź się trochę.
Będzie chciał wiedzieć, co zrobiłaś z forsą, którą ci dał
Abyś wstawiła zęby. Dał ci, sama to widziałam.
Wszystkie jej wyrwij Lilka i wpraw sobie nowe,
Tak powiedział - przysięgam, już nie mogę patrzeć
Na ciebie - i ja również, powiadam, i pomyśl o biednym Albercie,
Cztery lata był w woju, teraz chce mieć frajdę,
A jeśli ty nie zechcesz, to znajdą się inne.
0 czyżby, odpowiedziała. Coś w tym rodzaju, mówię.
To choć wiem komu dziękować, i łypnęła na mnie okiem.
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
Jak ci się nie podoba, to się wypchaj, mówię.
Inne tylko czekają na taką okazję.
Lecz jak Albert da nogę, wspomnisz moje słowa.
Jak ci nie wstyd, powiadam, wyglądać jak antyk
(A ma tylko trzydzieści jeden lat).
Nic na to nie poradzę, mówi, twarz jej się wyciąga,
To przez proszki, powiada, co brałam na spędzenie.
(Ma już piątkę, przy Jurku omal nie umarła)
Aptekarz mówił - będzie dobrze, ale nie jestem ta sama.
Jesteś lepsza idiotka, powiadam,
Jeśli ci Albert nie da spokoju, tak już będzie,
Po coś ty wyszła za mąż, jak nie chcesz mieć dzieci?
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
Dobra, w niedzielę Albert był już w domu - ugotowała golonkę,
Mnie zaprosili na obiad, bym skosztowała pyszności...
PROSZĘ SZYBCIEJ JUŻ CZAS
PROSZĘ SZYBCIEJ ZAMYKAMY
Dobranoc Bill. Dobranoc Lu. Dobranoc May. Dobranoc.
Pa pa. Dobranoc. Dobranoc.
Dobranoc paniom, dobranoc wdzięcznym paniom, dobranoc, dobra noc. Jałowa Ziemia - II. Partia Szachów

T. S. Eliot - Jałowa Ziemia - III Kazanie Ognia

Jałowa Ziemia - III. Kazanie ognia

Namiot rzeki już pękł; ostatnie palce liści
Chwytając się kurczowo, toną w rozmokłym brzegu. Wiatr
Przebiega brunatną ziemię, bezgłośnie. Nimfy odpłynęły.
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń.
Rzeka nie niesie już pustych butelek, śniadaniowych papierów,
Jedwabnych chustek, niedopłaków, pudełek,
I innych świadectw letnich nocy. Nimfy odpłynęły.
I ich przyjaciele, obiboki - synowie dyrektorów,
Spłynęli, nie zostawiając adresów.
Nad wodami Lemanu siedziałem płaczący...
Słodka Tamizo, płyń łagodnie nim skończę mą pieśń,
Słodka Tamizo, płyń łagodnie, bo cichy i krótki mój śpiew.
Lecz za plecami, skąd wiatr zimny dmucha
Klekot kości, i chichot od ucha do ucha.

Szczur pełznął miękko pomiędzy chwastami
Wlokąc swój śliski brzuch po brzegu,
Gdym łowił ryby w zatęchłym kanale
W zimowy wieczór w pobliżu gazowni
Dumając o tym jak utonął mój brat, król
I o wcześniejszej śmierci króla - mego ojca.
Na mokrym brzegu nagie białe ciała
Kości rzucone na ciemne poddasze,
Chrobocą tylko pod nogami szczurów, rok po roku.
Lecz za plecami słyszę od czasu do czasu
Dźwięki klaksonów i motorów - które wiozą
Sweeneya wiosną do pani Porter.
Nad panią Porter księżyc wschodzi
Usiadła z córką w światła powodzi
I myją nogi w sodowej wodzie
Et O ces voix d'enfants, chantant dans la coupole!

Tłit tłit tłit
Dżag Dżag Dżag Dżag Dżag
Tak okrutnie zgwałconej
Tereu

Nierzeczywiste Miasto
Pod mgłą brunatną w zimowe południe
Pan Eugenides, handlowiec ze Smyrny
Nie ogolony, w kieszeniach rodzynki,
Dokumenty: C.i.f. Londyn, płatne przy odbiorze,
Zaprosił mnie w ludowej francusczyżńie
Na lancz w Hotelu Cannon Street
A następnie na weekend w Metropolu.

0 fioletowej godzinie, gdy oczy i plecy
Podniosą się znad biurka, gdy ludzka maszyna
-Jak taksówka drżąc, czeka,
Ja Tejrezjasz, choć ślepy, drżący między dwoma żywotami,
Starzec o piersiach sflaczałych, kobiecych, widzę
0 fioletowej godzinie, wieczór, który dąży
Do przystani: wiedzie marynarza z okrętu do domu;
I maszynistkę - sprząta resztki po śniadaniu,
Zapala piecyk, z puszek wyjmuje jedzenie,
Jej niebezpiecznie w oknie wiszącą bieliznę
Grzeją ostatnie słoneczne promienie,
Na tapczanie (co w nocy jest łóżkiem) - niedbała
Sterta - gorset, stanik, pończochy, pantofle.
Ja Tejrezjasz, o zwiędłych kobiecych wymionach,
Pojąłem scenę, dalszy ciąg przepowiedziałem
- Ja też na gościa o zmierzchu czekałem.
Wchodzi - w krzykliwym stroju i pryszczaty
Chudy pisarczyk - zuchwale spoziera,
Jeden z maluczkich, których pewność lśni
Jak jedwabny cylinder bradfordzkiego milionera.
Skończyła jeść, siedzi zmęczona i znudzona,
Chwila jest teraz pomyślna - zgaduje,
Pieszczotą pragnie skłonić ją do pieszczot,
Ona nie broni się, ale i nic nie czuje.
Gwałtowny, szybki, szturmuje od razu,
Rękę przesuwa wciąż w nowe regiony
- Nie oczckuje żadnej odpowiedzi,
Wystarczy mu, że nie jest odtrącony.
(I ja Tejrezjasz przeżyłem to wszystko
Co się odbyło tu, na tym tapczanie;
Ja który zszedłem w świat umarłych nisko
I stałem w kurzu przy tebańskiej bramie)
W drzwiach jeszcze całus protekcyjny dodał
I po omacku schodzi po nie oświetlonych schodach...

Ona odwraca się i chwilę patrzy w lustro,
Wie że był tutaj, lecz o nim nie myśli;
I czuje tylko w głowie wielką pustkę:
"Poszedł, jak dobrze, że już jest po wszystkim".
Gdy z drogi cnoty schodzi śliczna pani -
Przed lustrem staje z pochyloną głową,
Włosy upina drżącymi rękami
I na gramofon kładzie płytę nową.

"Muzyka ta, obok mnie pełzła nad grzbietami fal"
Wzdłuż Strandu szła, do Queen Victoria Street.
O Miasto miasto, czasem jednak słyszę
Stojąc przed barem na Lower Thames Street,
jak mandolina delikatnie łka
I gwar i brzęk który dobiega z wnętrza
Gdzie ryb handlarze schodzą się w południe: gdzie ścian
Magnusa Męczennika przepych i prostota
Jest niepojętym pięknem jońskiej bieli oraz złota.

               Rzeka wypaca
               Ropę i smar
               Fala zawraca
               Odpływa w dal,
               Żagle czerwone
               Szerokie
               W stronę wiatrów zwrócone
               Na ciężkich rejach.
               Za galarami kłody na fali
               Płyną ku Greenwich
               Psia wyspa w dali.
                              Wajalala laja
                              Wallala lajalala
               Elżbieta i Leicester
               Rytmiczne wiosła
               Rufę jak złotą
               Muszlę
               Uniosły,
               Wiatr rześki marszczy
               Fale na brzegu
               Wiatr południowy
               Niesie w dół biegu
               Dzwonów dzwonienie
               W śród białych wież
                              Wajalala laja
                              Wallala lajalala

               "Tramwaje oraz drzewa w kurzu.
               Zrodziło mnie Highbury. Richmond i Kew
               Zgubiły mnie. - Pod Richmond nogi rozłożyłam
               Leżąc na wznak, na czółna wąskim dnie."

               "Moje stopy na Moorgate, serce
               Rzuciłam pod stopy. Po wszystkim
               Płakał, szeptał >>zaczniemy od nowa

T. S. Eliot - Jałowa Ziemia - IV. Śmierc w wodzie

Jałowa Ziemia - IV. Śmierć w wodzie


Fenicjanin Flebas, martwy od dwu niedziel,
Zapomniał krzyku mew, i morza przypływów
Zysków i strat.

 
Głębinowy prąd
Obgryzał jego kości szepcąc. Wznosił się i spadł -
Płynąc pośród dojrzałych oraz młodych lat
Aż wchłonął go wir.

 
Niewierny czy Żyd
0 ty - który obracasz kołem i spoglądasz w wiatr,
Wspomnij Flebasa, co był piękny i smukły - jak ty.

  

‹‹ 1 2 3 4 5 6 8 9 ››