Wiersze - Sylvia Plath strona 10

Śmierć i spółka

Śmierć i spółka
Dwaj, naturalnie, że jest ich dwóch
To mi się wydaje oczywiste -
Jeden z nich nie patrzy nigdy w górę, jego oczy zakryte
Wyłupiaste jak u Blake'a,

Znamiona jego są znakiem handlowym -
Blizna od sparzenia wodą,
Naga
Śniedź kondora.
Jestem dla niego świeżym mięsem. Jego dziób

Klekocze: Nie jestem jeszcze jego.
Mówi mi jak bardzo źle wychodzę na zdjęciu.
Mówi mi jak miło
Wyglądają niemowlęta w swoich szpitalnych
Lodówkach, ze skromną

Falbanką wokół szyi,
Potem z jońskimi fałdami
Ich całunów,
Na koniec dwie małe nóżki
Nie uśmiecha się, nie pali papierosa.

Za to ten drugi właśnie to robi
Jego włosy są długie i nienaganne.
Bastard
Masturbujący odblask,
Chce być kochany.
Nawet nie drgnął.
Mróz maluje kwiat,
Rosa tworzy gwiazdy,

Umarły dzwon,
Umarły dzwon

Ta inna

Przychodzisz późno wycierając usta.
Co pozostawiłam nietknięte na swoim progu-

Biała Nike,
Płynąca wśród moich ścian?

Z uśmiechem błękitna błyskawica
Przyjmuję, jak hak na mięso, ciężar jego części.

Policja lubi cię, gdyż wszystko wyznajesz,
Lśniące włosy, czarnidło do butów, stary plastyk,

Czyż moje życie jest tak ciekawe?
Czy to dla niego powiększasz cienie pod oczami,

Czy dla niego pyłki powietrzne wzlatują?
To nie pyłki, to ciałka krwi.

Otwórz swoją torebkę. Cóż to za odór?
To twoja robótka, pracowicie

Zaczepia oczko o oczko,
I twoje kleiste cukierki.

Twoja głowa na mojej ścianie.
Pępowina sinoczerwona i lśniące,

Krzyk z mojego brzucha, jak strzały, które ujeżdżam.
O, chorobliwy blasku księżyca,

Skradzione konie, cudzołóstwa
Okrążają łono z marmuru.

Dokąd idziesz,
Połykając oddech jak mile?

Siarczane cudzołóstwa nękają we śnie.
Zimne szkło, jak wciskasz się

Pomiędzy mnie a mnie.
Drapię jak kot.

Płynąca krew przypomina ciemny owoc-
Efekt, kosmetyk.

Uśmiechasz się.
Nie, to nie jest śmiertelne.

The Colossus

I shall never get you put together entirely,
Pieced, glued, and properly jointed.
Mule-bray, pig-grunt and bawdy cackles
Proceed from your great lips.
It's worse than a barnyard.
Perhaps you consider yourself an oracle,
Mouthpiece of the dead, or of some god or
other.
Thirty years now I have labored
To dredge the silt from your throat.
I am none the wiser.
Scaling little ladders with glue pots and pails
of lysol
I crawl like an ant in mourning
Over the weedy acres of your brow
To mend the immense skull plates and clear
The bald, white tumuli of your eyes.
A blue sky out of the Oresteia
Arches above us. O father, all by yourself
You are pithy and historical as the Roman
Forum.
I open my lunch on a hill of black cypress.
Your fluted bones and acanthine hair are
littered
In their old anarchy to the horizon-line.
It would take more than a lightning-stroke
To create such a ruin.
Nights, I squat in the cornucopia
Of your left ear, out of the wind,
Counting the red stars and those of plum-
color.
The sun rises under the pillar of your tongue.
My hours are married to shadow.
No longer do I listen for the scrape of a keel
On the blank stones of the landing."

Wiąz

Znam dno, mówi, dotykam go swym wielkim korzeniem:
Tego się właśnie boisz.
Ja się nie boję; ja tam byłam.

Czy słyszysz we mnie morze,
Jego skargę?
Czy też głos nicości, będącej twym opętaniem?

Miłość to cień.
Leżysz i płaczesz po niej -
Posłuchaj stuku jej kopyt, ona odbiegła jak rumak.

Całą noc będę tak dziko galopować,
Aż twa głowa stanie się kamieniem, a poduszka trawą,
Budząc echa, echa.

Czy mam przynieść ci rytm zatruty?
Ten wielki spokój to deszcz.
Jego owoc: cynowobiały jak arszenik.

Wycierpiałam okrucieństwo zachodów słońca.
Wypaliłam się do korzenia.
Moje czerwone włókna płoną jak druciana ręka.

Rozpadam się na kawałki wirujące jak maczugi.
Tak gwałtowny wicher
Nie zniesie obojętności: muszę krzyczeć.

Księżyc jest tez okrutny; przyciąga mnie
Bezlitośnie, gdyz jest bezpłodny.
Jego blask rani mnie. Być może go schwytałam.

Puszczam go wolno, puszczam wolno.
Okrojonego jak po ciężkiej operacji.
Jak twoje złe sny opętały mnie i wzbogaciły.

Zamieszkuje mnie krzyk,
Nocą wzlatuje,
By wczepić swe haczyki w obiekt miłości.

Przeraża mnie ta ciemna istota
Uśpiona we mnie:
Cały dzień czuję jej delikatne obroty i złośliwość.

Chmury przepływają i nikną.
Czy to twarze miłości blade, bezpowrotnie stracone?
Czy to dla nich niepokój targa mym sercem?

Nie pojmuję nic więcej.
Co to za twarz,
Tak śmiercionośna w gąszczu gałęzi? -
Wsącza swój jad żmii.
Poraża wolę. To poszczególne grzechy,
Co niosą śmierć, śmierć, śmierć.

19 kwiecień 1962
tłum.T. Truszkowska

Wisielec

Za korzonki mych włosów jakiś bóg schwytał mnie.
Skwierczałem pod jego napięciem jak prorok na pustyni.

Noce migały jak powieka jaszczurki;
Świat pustych bezbarwnych dni w oczodole bez cienia.

Sępia nuda przybiła mnie do tego drzewa.
Gdyby on był mną, uczyniłby to samo co ja.

‹‹ 1 2 7 8 9 10 11 ››