Wiersze strona 22

"Całkowite zaćmienie" Paryż się budzi

Jean Arthur Rimbaud


"Całkowite zaćmienie"
Paryż się budzi



Hej, tchórze, na bulwary Paryża! Chodniki
Słońce oddechem płuc swych płomiennych otarło;
Tu niegdyś tłum Barbarów przelewał się dziki,
Święte się na zachodzie miasto rozpostarło!

Śmiało naprzód! Już wściekłe bałwany płomieni
Nie wrócą! Oto skwery, ulice, bulwary,
Domy na tle lazuru, gdzie blask się promieni,
A wtedy - z bomb czerwone buchały pożary!

Nad martwymi gmachami wznieście z desek budę!
W ów dzień straszliwy - przejrzał wasz wzrok osłupiały!
Oto biódr kręcicielek sunie stadu rude:
Szalejcie! Śmieszne będą wasze dzikie szały.

Zgrajo suk, rozjuszona nad ścierwem! Przyzywa
Was okrzyk z domów złota! Huzia, kraść, łajdacy!
Obżerać się! Noc uciech na ulicę spływa
Głębokim spazmem: pijcie, rozpaczni pijacy!

Pijcie! A gdy się światłość potężna rozpali,
Grzebiąc przy was w przepychu złocistych strumieni,
Nie będziecież w szklance śliny lać, zdrętwiali,
W białe dale bezmyślnie i niemo wpatrzeni?

Żryjcie! Na cześć królowej o zadzie falistym!
Napawajcie się pieśnią czkawek i bełkotów!
Słuchajcie, jak się w mroku ciskają ognistym
Chmary starców, lokajów, ochrypłych idiotów!

Zgrajo z sercem niechlujnym i potwornym pyskiem,
Puśćcie cuchnące gęby w ruch, a silnie, dziko!
Dawać dla tych zdrętwialców wina! Grzęzawiskiem
Hańby są brzuchy wasze, o zwycięska kliko!

Wzdychajcie mdłość wspaniałą, win zawrotne wonie,
Moczcie gardziele w trucizn okrutnych krynicy;
Na karki wasze kłoniąc skrzyżowane dłonie,
Poeta wam powiada: Szalejcie, nędznicy!

W brzuchu kobiety z pasją szperając ohydną,
Boicież się, że zadrga jeszcze kurczem żywym,
Co krzyczy, dusząc waszą czeredę bezwstydną
Na swej piersi ogromnej w ucisku straszliwym?

Syfilitycy, błaźni, brzuchomówcy, gachy,
Cóż dla Paryża-dziewki ten cały kram znaczy?
Wasze ciała i dusze, trucizny i łachy!...
Otrząśnie się z was, zgnilców i krzykaczy!

A gdy z jękiem na własne wyprute jelita
Padniecie przerażeni, płacząc złoto swoje,
Wypierśna nierządnica, w czerwień bitew spowita,
Z dala od was zaciśnie ciężkich pięści dwoje!

Paryżu! Gdy twe stopy tak gniewnie pląsały,
Gdy zniosłeś tyle ciosw, ran nożem zadanych,
Gdy leżysz z tlącą jeszcze w źrenicy zeszklałej
Resztą cichej płowych dni wiośnianych!

O ty miasto bolesne, stolico zamarła,
Łbem i pierśmi ciśnięta ku Przyszłości, która
Na twą bladość śmiertelną miliard wrót otwarła:
Błogosławić by mogła cię Przeszłość ponura!

O ciało, obudzone na nieludzki męki!
Znów wre życie potworne! I głuchną w twej głębi
Sine tętna poezji, śpiewnych wierszy dźwięki,
A miłość twą - dłoń błędna, dłoń lodowa ziębi!

Lecz choć zgrozą przejmuje wygląd twój okropny
I choć nigdy zielona Natura nie miała
Takiej krosty na sobie cuchnącej i ropnej -
- Cudownie piękna jesteś, stolico wspaniała!

Ochrzciła cię najwyższa poezja - orkany!
Krzepią cię przeogromnych potęg zawieruchy!
Dzieło twe wre, śmierć czyha... O grodzie wybrany,
Niech wrzask i jęk wypełni serce fletni głuchej!

Wtedy te wycia więźniów, te okrutne śpiewki,
Płacz wyrzutków wyklętych poeta pochwyci,
Promieńmi swej miłości będzie smagał dziewki,
Strofy jego podskoczą: Tak to, tak, bandyci!

- Wszystko znów, proszę państwa, w porządku: znów płaczą
W dawnych zamtuzach orgie, rżąc po dawnemu,
A na murach brunatnych latarnie majaczą,
Płonąc blaskiem złowrogim ku niebu blademu.

tłum. Julian Tuwim

 Jestem herezjarchą wszystkich kościołów
Przekładam cię nad wszystko co warte jest życia i śmierci
Przynoszę ci kadzidło z miejsc świętych i piosenkę z rynku
Spójrz na moje kolana skrwawione od modlitw do ciebie
Na moje porażone oczy żywiące się twoim tylko płomieniem
Jestem głuchy na każdą skargę z nie twoich ust
Świadomość milionów śmierci dopada mnie dopiero z twoim jękiem
U twoich stóp kaleczą mnie wszystkie kamienie dróg
Wszystkie ogrodzenia z drutów kolczastych szarpią twe ramiona
Wszystkie dźwigane ciężary świata są twoim męczeństwem
Każde nieszczęście ziemi jest twoją pojedynczą łzą
Nigdy wcześniej od ciebie nie zaznałem cierpienia
Cierpienia czy zaznało cierpienia
Wyjące zwierzę zranione
Jak można porównywać cierpienie i stworzenie
Ten witraż z tysiąca kawałków gdzie dokonuje się ukrzyżowanie dnia
Nauczyłaś mnie alfabetu boleści
Umiem już odczytywać lamenty One noszą twoje imię
Twoje imię jedyne imię roztrącone imię róży opadłej
Twoje imię Ogród każdej Męki
Twoje imię które nawet w piekielnym ogniu pisać będę w obliczu świata
Jak okryte tajemnicą litery Chrystusa
Twoje imię krzyk mojego ciała i ranę duszy
Twoje imię dla którego spaliłbym wszystkie książki
Twoje imię powszechną wiedzę u kresu ludzkiej pustym
Twoje imię które jest dla mnie historią wieków
Pieśnią nad pieśniami
Szklanką wody w łańcuchu galerników
I wszystkie słowa stają się nagle śmietniskiem pod przeklętym miastem
Kiedy twoje imię śpiewa na moich spękanych wargach
Twoje imię jedyne i niech mi wycinają język
Twoje imię
Muzyka w godzinę śmierci
Przełożył
Artur Międzyrzecki

Pożegnanie

 
 
Zerwałem tę gałązkę wrzosu
Wspomnieniem będzie jesień ścięta
Rozłączą nas wyroki losu
Przeszłości woń gałązka wrzosu
O tym że czekam cię pamiętaj
 
 
tłum. Julia Hartwig
 

Ach, mogiły dokoła, mogiły, mogiły!
Miałem ja niegdyś liczne grono przyjacieli -
Każdy mi był kochany, każdy mi był miły,
A dziś - wieczna niebytu granica nas dzieli.
 
I jestem na tej ziemi wciąż bardziej samotny -
Bo każdy się kolejno kładł w podziemne łoże:
I opuszczał na zawsze ten padół przelotny,
I odchodził w nieznane, tajemnicze zorze.
 
O, przyjaciele moi i nieprzyjaciele
(Gdyż pamięc nieprzyjaciół jest mi równie droga!),
Gdzież wy teraz? W mogiłach. Wiele mogił, wiele -
Coraz więcej - i coraz pustsza moja droga.
 
Tak chytrze mnie zwodziła śmierć, że mnie nie tyka -
Lecz wszystko, co mi było najdroższe - i wszystko,
Com kochał - wciąga w pomrok swego matecznika -
I dokoła mnie rośnie wieczne cmentarzysko.
 
Drogie oczy, zielone jako morza fale,
Które widzę i których nigdy nie zapomnę -
Gdzie wy? Jakie was kryją mgły, jakie oddale?
Jakie nieskończoności złote i ogromne?

Bez odpowiedzi

 
 
Już znika z mapy
Kalifornia
i coraz więcej białych plam
ale gdy wczesna noc zapada
dzwonię
tam nikt nie odpowiada
kolibry śpią i kormorany
w mroku
co milczy nieprzebrany
w ramionach palm


sierpień 2002

‹‹ 1 2 19 20 21 22 23 24 25 43 44 ››