Wiersze - Sławomir Matusz strona 2

NA PLACU

1. Na placu ktoś zastrzelił
moją młodość. Oglądam wyblakłe,
rozmyte napisy na murze. Chcę poprawić
litery. Podnoszę cegłę. Czy obraz
prawdziwy powinien być ostry?


2. Poeta czyta wiersze
z tomików. Później z kartek maszynopisu.
Słuchają. Kiedy kończy - nikt
tego nie zauważa - bierze do ręki
słownik, czyta dalej. Ludzie rozchodzą
się do domów, pokrzepieni.


3. Czy słowa i zdania
dzielą się jak dźwięki:
- na te, które przenikają,
- słyszalne i pojmowane,
- które niszczą wprost?


4. Gubię - jak przed laty -
trzymane pod pachą ksiąźki. Pytam,
czy dojrzałość teraz polega
na nieodwracaniu się, kiedy ktoś mierzy
słowem do Ciebie?
Podnoszę książki - wysuwa się list.
Z Europy.


1989

DO PIOTRA ANTOLOGISTY

"Hamlet jest Żydem" - grzmiał
po spektaklu w Teatrze Starym
jakiś facet ze znaczkiem
w klapie. - Jak Jezus - odpowiedziałem.
- I kobietą
jeszcze... A grała
Teresa Budzisz-Krzyżanowska.


Wiele wnosi to do historii
Narodu Żydowskiego, wiele znaczy
w biografii chłopca - myślałem
w szatni, odbierając
rzeczy. Przyjrzę
się sprawie uważnie... Wiersz, Piotrze,
napiszę później.

Wspólne fotografie

1.
Rozwieszam pieluchy. Pamiętam, jak
pierwszy raz poplamiliśmy z Alą
prześcieradło. Wypłukałem je i powiesiłem
na tym samym sznurze. Jacyś zdziwieni
sąsiedzi przyglądali się temu z drugiego
balkonu. - Było to w końcu nasze
wspólne zwycięstwo...

2.
Ala jest w drugim miesiącu połogu.
Teściowa ostrzega ją, by pilnowała
przede mną dziecko - bo podobno
mogę mu coś złego zrobić. „Wszyscy
mężczyźni tacy są” - paple, kiedy mnie
nie ma. Ala mówi mi o tym, a ja uspokajam
ją. Powtarzamy sobie, że to żart w złym
guście, nic takiego, ale już mamy czym
się martwić.

3.
Śniadanie. Modlę się nad talerzem
z manną. Ala próbuje przystawić Barnabę
do piersi. Mały tarmosi rączkami sutek
i odwraca buzię. Patrzę na nich,
a iskierka na mnie zerka. Chyba myślimy
o tym samym - jak zamienić się miejscami?

4.
Kiedy byliśmy w ciąży - Ala nosiła -
bała się, że pies będzie zazdrosny
o dziecko. Jednak odkąd podotykali
się nosami, Czort przynosi Barnabie
wszystkie zabawki wyrzucane z łóżeczka.
Pies prawie oszalał - na spacerach
przegania inne psy, które podejdą
za blisko i ogląda się za kobietami
z wózkami.

5.
Teściowie poszli sobie. Ala może
wreszcie połasić się. - Staje przede mną,
unosi koszulę i drażni sutkami moje usta
i nos. Piersi ma ciepłe i nabrzmiałe.
Zaczynam ssać, naśladując Barnabę.
Teraz rozchyla się i wsuwa moją dłoń
sobie między uda. Mruczy, przytula się
i głaszcze mnie po głowie. A ja ssię
i masuję. Codzienna przyjemność
ściągania resztek pokarmu - by jutro
nie było zastoin. Rytuał, który mógłby
wiecznie trwać.

6.
Ala karmi Barnabę leżąc na boku.
Kładę się z głową u jej pępka
i wsuwam między nich - powoli,
by nie przeszkadzać dziecku.
Przyglądam się, a potem przystawiam
do drugiej, wolnej piersi. Kiedy
Barnaba kończy, równo obdzielam
całusami tłusty policzek syna
i pomięty sutek Żony. Śmiejemy się -
Ala mówi, że czuje się z nami jak
wilczyca. Rzymu raczej nie założymy,
ale kto wie...

7.
Barnabę i mnie zafascynował księżyc.
Gapimy się w niego co wieczór
jak najęci. Ala twierdzi, że dużo go
w moich wierszach i martwi się.

8.
Do kiedy Ala karmiła tylko piersią,
oboje z Barnabą pachnieli tak samo.
Teraz Barnaba ma już swój zapach.
Ala mówi, że pachnie mną. Przeczę
i kręcę głową, a trochę jestem z tego
dumny. A na wszelki wypadek myjemy
się z synem dokładniej, bo też nie jestem
pewien o co Jej chodzi.

9.
Czytam książkę o historii Ameryki,
Ala gaworzy z Barnabą. Trudno się
skupić. Odkładam książkę i ze śmiechem
dołączam do nich. Mówię Ali, że łatwiej
byłoby Barnabie pogadać z jakimś małym Inką
i opowiedzieć wszystko, niż nam czytać.
- Ależ On się rozwija! A co z konkwistą? -
poważnieje Ala.

10.
ALA CZESZE PSA.
JA CZESZĘ ALĘ.
BARNABA ŚPI -
ISKA GWIAZDY.

Barnaba

Barnaba przyjaźni się z mrówką,
z igiełkami sosnowymi - które głaszcze,
z poziomkami, malinami, jagodami,
z runem leśnym. Przyjaźni się z Czortem.
Uczymy go z Alą zaglądać pod listki,
a co sami znajdziemy, dajemy wprost
do buzi. Ale Barnaba dzieli się tym
jeszcze z psem - szukają i zbierają razem.
Kiedy dziecko zrywa owoc z krzaczka,
pies zręcznie całuje rączkę
i wyjada kulkę. Bronimy małego,
jednak Barnaba cieszy się i nie daje odgonić
przyjaciela - wszystkie owoce daje psu,
podtykając mu nos do oblizania. Idziemy
za nimi, trzymając się za ręce i śmiejemy się.
Jest ciepło, zaczynają ciąć komary, a malinka,
którą zostawiliśmy sobie poci się w dłoniach
i też chce być zjedzona. Barnaba udaje,
że niczego nie widzi. Spragnieni i rozbawieni
przystajemy na chwilę i nie zawodzimy syna...

Z Eduarda Einsteina

mojej Żonie, Ali

1.
ten kto tęsknie wyciąga ramiona
zawsze
będzie odepchnięty

2.
nie ma nic gorszego
niż spotkanie kogoś
poza kim
cała jego egzystencja
i wszystkie wysiłki
tracą sens

3.
najgorszym przeznaczeniem
jest nie mieć przeznaczenia
i nie być także przeznaczeniem
dla nikogo innego

‹‹ 1 2 3 4 ››