Wiersze - Seamus Heaney strona 2

Okonie

Okonie, tuż pod powierzchnią, na wysokim szczeblu czystej wody

Rzeki Bann, gdzie gliniasty brzeg i olch nakrapiane migoty -



Okonie zwane przez nas "chrząkami", ruchliwe rybie krasnale:

Widziałem je i widzę dziś, w ciele rzeki, w jej czystej chwale,



Której dostąpić można, choć dostępu do brodu broni

Od dna do wodnego dachu straż drzemiących, lecz czujnych okoni.



Chłoną nurt i stawiają mu opór, całe z mięśnia i nieuchwytności

Rozpłetwione okonie, olszyny zanurzone po pas paproci



W powietrzu wód, w dywanach rzeki Bann, w których się splata

I każde "Wszystko płynie", i każde "Trzymaj kurs!" świata.

Opowiadanie żony

Gdy rozłożyłam wszystko na lnianym obrusie
Pod żywopłotem, krzyknęłam, żeby przyszli.
Szum i klekot młockarni kończył się nareszcie
I taśma zatoczyła obrót i stanęła
Z wiszącą słomą nie wektniętą do gradzieli.
Było tak cicho, że słyszałam, jak ich buty
Depczą ściernisko o dwadzieścia kroków dalej.

On się rozłożył, mówiąc: "Daj tym ludziom najpierw.
Mnie się nie spieszy", i zaczął skubać trawę
I rzucać źdźbła za siebie. "Wygląda nieźle".
(Z uznaniem skinął na to białe płotno w trawie)
"Powiem tak: baba umie nakryć nawet pole
Choć takich jak my mało wzruszają nakrycia".

Puścił oko i spojrzał jak napełniam kubek
I smaruję te grube pajdy, które lubi.
"Omłoty lepsze niz myślałemi w dodatku
To dobre czyste ziarno. Idź i zobacz sama".
Za każdym razem muszę chodzić coś oglądać
Chociażbym nawet nie wiedziała dobrze, co.

Ale włożyłam rękę do półpełnych worków
Wiszących przy otworach. Było twarde jak śrut
Chłodne i nieprzeliczone. Worki ziewały
W stronę zsuwni, co szła od umilkłego bębna,
A w ziemię wbite były widły, pochylone
Jak oszczepy po jakiejś zapomnianej bitwie.
Na powrót, przez ściernisko, wróciłam między nich.

Leżeli wśród skórek i resztek pożywienia
Paląc i nic nie mówiąc. "Dobre zbiory,nie? -
Powiedział z taką dumą, jakby sam był ziemią -
Wystarczy tego i na mąkę, i pod zasiew".

I tyle. Podeszłam, pokazał mi to wszystko,
A ja przestałam wtedy byc juz im potrzenba.
Pozbierałam kubki, zwinęłam serwetę i
Poszłam. Lecz oni dalej się wylegiwali
Rozpięci, wyciągnięci błogo, pod drzewami.


przekład Piotr Sommer

Otchłań

Rybacy z Ballyshannon
Razem z łososiami
Złowili zeszłej nocy niemowlę.
Nieślubne nasienie,

Malec na powrót oddany
Wodom. Lecz jestem pewien
Że kiedy stała na płyciźnie
Zanurzając go czule,

Aż zziębnięte kostki przegubów
Zmartwiały jak żwir,
Był płotką i hakiem
Rozdzierającym ją na wskroś.

Brnęła przez wodę pod
Znakiem swego krzyża.
Jego wyciągnięto z rybami.
Odtąd otchłań będzie

Zimnym odblaskiem dusz
Spod dalekiego pasma morza.
Nawet nie zagojone dłonie Chrystusa
Pieką i nie mogą tam łowić.

Podana nuta

Na wysuniętej najdalej na zachód
wyspie Blasket wysłyszał ten śpiew z głębi mroku,
kiedy nocował w domku z niespojonych głazów.

Inni, ci wszyscy, co byli tam po nim,
także słyszeli dziwne dźwięki, brzmienia
niesione wiatrem, głuszone przez sztormy,

ale nie mogli w tym wykryć melodii.
On winił za to ich słuch i brak praktyki,
paluchy umiejące jedynie rzępolić –

bo zaszedł wtedy dalej, wędrując przez wyspę,
i przyniósł stamtąd ze sobą to wszystko,
czym dom pulsuje teraz jak nabrzmiałe skrzypce.

Czy więc nazywa to, czy nie, muzyką
duchów, to dla mnie nieważne. Wiem: wziął to
z wichrów wiejących ponad Atlantykiem.

On jednak twierdzi, że znikąd. Zawiesza
Smyczek nad struną, z powagą zaczyna
Przekład muzycznej frazy na składnię powietrza.

Robotnik drogowy

W sztywnym jak kora drelichu,
z młotem przykuwającym mu przeguby
do iłołupka, stoi tam
gdzie nawierzchnia jest nierówna

i gdzie wyboje zachodzą
na wolniejsze pasmo szosy,
i macha, żeby zwolnić. Bagniska
które omija tłuczeń drogi

połknęły przed czterema laty
jego żółty buldożer i ułożyły go
w pobliżu siedlisk nad jeziorem, wydrążonych łodzi,
dzid, toporów, kościanych szpilek,

tego wszystkiego, co jest mu obojętne.
Nie zmiękł pod wpływem
niepogody ani obelg,
mój podłączony do twardego rdzenia

brat i stróż,
wyrównujący dalej
tę odciśniętą pręgę
krzywej świata.

‹‹ 1 2 3 ››