Wiersze - Pablo Neruda strona 5

Sto sonetów o miłości - XXVII

Naga jesteś tak prosta jak jedna z twoich dłoni,
gładka, ziemska, drobna, krągła, przejrzysta,
masz w sobie linie księżyca i drogi jabłka,
naga jesteś smukła jak nagie ziarno pszenicy.

Naga jesteś błękitna jak noc na Kubie,
masz powoje i gwiazdy we włosach,
naga jesteś olbrzymia i żółta,
jak lato w pozłacanym kościele.

Naga jesteś malutka jak jeden z twoich paznokci,
okrągła, delikatna, różowa aż po narodziny dnia
i wchodzisz wtedy w długie podziemie świata

jak w długi tunel ubrań i zajęć:
twój blask gaśnie, ubiera się, opada,
i znowu powraca, aby stać się nagą dłonią.

Światło

Światło

Czemuż ta woń, co łączy
nieskończoność i ciało,
w popołudniu spokojnym?

Od jakiej nadchodzącej i promiennej
kobiety idzie ku mnie jak wspomnienie
przyszłego szczęścia?

Tygrys

Jestem tygrys.
Czyham na ciebie w listowiu
szerokim niby sztaby
wilgotnego kruszcu.

Biała rzeka wzbiera
pod mgłą. Już idziesz.

Naga zanurzasz się.
Czekam.

I wreszcie w skoku
z ognia, krwi, zębów
ciosem szponiastej łapy drę
twoją pierś, biodra.

Piję twoją krew, kruszę
członki twe, jeden po drugim.

I odtąd już czuwam
latami w dżungli
nad twoimi kośćmi, twym prochem
nieruchomy, daleki
od gniewu i nienawiści,
w śmierci twej rozbrojony,
lianami pokrzyżowany,
bez ruchu w ulewie,
nieubłagana straż
mojej morderczej miłości.

Uwiązany pies

Uwiązany pies

Przyjście jesieni jest dla mnie tym
uwiązanym psem, mój Srebrzynku,
który szczeka przeciągle i czysto w sa-
motności dziedzińca, podwórka czy
ogrodu, co po południu zaczynają prze-
nikać zimnem i smutkiem... Zawsze,
gdziekolwiek bym nie był, Srebrzynku,
w te dni, które stają się coraz bardziej
żółte, słyszę owego psa uwiązanego,
szczekającego ku zachodowi słońca.
Jego szczekanie, bardziej niż cokol-
wiek innego, przysparza mi radości. Są
to chwile, kiedy całe życie uchodzi w
oddalającym się złocie, jak serce skąpca
w ostatniej uncji skarbu, co przepada. A
złoto ledwie istniej, chciwie skupione w
duszy i rozsyłane przez nią we wszyst-
kie strony - tak jak dzieci chwytają
słońce kawałkiem lusterka i przenoszą je
na ocienione ściany, łącząc w jednym
obrazie wizerunek motyla i suchego liścia.
Czeredy wróbli i kosów podrywają
się z gałęzi na gałąź pomarańczowego
drzewa lub akacji, coraz wyżej wstępu-
jąc wraz ze słońcem. Słońce staje się ró-
żowe i lila... Piękno uwiecznia przelotną
chwilę bez tętna, niby umarłą na za-
wsze, lecz jeszcze żywą. A pies przeni-
kliwie i zajadle szczeka na piękno, czu-
jąc być może, jak ono umiera...

W Tobie ziemia

Mała
różo,
różyczko,
czasami
malutka i naga,
jak gdybym cię mógł w jednej dłoni
zmieścić,
jakbym cię mógł tak złapać
i do ust podnieść,

nagle
stopy moje dotkną twoich stóp i wargi twych ust:
urosłaś,
ramiona twoje wznoszą się jak wzgórza,
piersi wędrują po mojej piersi,
moje ramię ledwie zdoła cię objąć w pasie
O linii wysmukłej niby księżyc na nowiu:
w miłości rozpłynęłaś się jak woda morska:
trudno mi zmierzyć najbardziej rozległe
oczy całego nieba
I do twych ust się schylam,
aby pocałować ziemię.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 ››