Wiersze - Michaił Lermontow strona 3

Posłuchaj: gdy los nam porzucić pozwoli,
Ten świat, gdzie tak duszą stygniemy powoli,
Być może, w krainie, gdzie kłamstwo nie znane,
Ty bęziesz aniołem, ja będę szatanem!
Przysięgnij, żę raju szczęśliwość porzucisz
I że do dawnego kochanka powrócisz!
Wygnaniec, skazany przez los na zatratę,
Niech bęzie ci rajem, a ty mi - wszechświatem!

Rozłąki żegnasz mnie słowami,
Nadziei pełna dusza twa,
Że inne życie jest przed nami,
I śmiało wierzysz w nie... lecz ja?...
Nie żałuj - zostaw mnie w udręce:
Gdziekolwiek jest ten błogi świat,
Dwa razy godne życ twe serce,
A dla mnie dość mych młodych lat.
Jak ten w bezkresy ma ulecieć,
kto w krótkiej drodze opadł z sił?
Strach mi, że wieczność mnie przygniecie,
Że bez spoczynku będę żył!
Przeszłość na zawsze mi została,
A przyszłość obojętna jest,
Co ziemskie, ziemia juz zabrała
Nieodwołalny kładąc kres!...

Ona urody majestatem
Młodzieńców nie przynęca śmiałych
I nie prowadza swoim śladem
Tłumu wzdychaczy oniemiałych.
W jej kształtach nie ma nic z bogini,
Jej pierś nie wznosi się jak fala,
Nikt jej świętością swą nie czyni
I nie upada na twarz z dala.
Ale we wszystkich jej spojrzeniach,
W uśmiechu, w rysach, w każdym geście
Tyle jest życia i natchnienia
I tyle wdzięku w nich się mieści.
Ale jej głos gdzieś w duszy dźwięczy
Jak echo pięknych dni przeszłości
I serce kocha się, i męczy,
Wstydząc się prawie swej miłości.

Co za sens żyć!... Czy to w spokoju,
Czy w wirze zdarzeń - nuda wokół,
Wszędzie jak geniusz niepokoju,
Jak wierna żona przy twoim boku!
To rozkosz - w ciżbę wejść balową,
Siedzieć za ścianą marmurową,
Miłości, gniewu popróbować,
By raz móc o nich poplotkować,
Poznawać, kręcąc się po świecie,
Pod maską wyniosłego czoła
W mężczyźnie kłamcę i matoła,
Judasza w każdej zaś kobiecie.
A teraz, jesli łaska, stwierdź
Czy nie weselsza będzie smierć!


Koniec! To słowo dźwięczy dzwonem,
jak wiele treści w nim - jak mało!
Ostatni jęk - i załatwione,
Bez dalszych pytań: co zostało?


Zamknie sie teraz trumna przyzwoita,
Robaki nażra się do syta,
A spadkobierca twój w humorze
Pomnikiem cię przygniecie może,
Przebaczy każdą wine drobną,
Ach, co za dobroc niezmierzona!
Dla twej korzyści (i diakona)
Z pewnościa da na mszę żałobną,
Której (powiedzieć strach!), no cóż,
Nie będziesz mógł wysłuchać już.


A jesli zmarłeś w wierze świętej,
Jak chrześcijanin to w granicie
Na kilkadziesiąt lat mniej więcej
Imie twe przetrwa twoje życie.
Gdy na cmentarzu tłok powstanie,
Wtedy znów wąskie twe mieszkanie
Rozkopie czyjaś ręka smiała,
Stanie przy tobie trumna biała
I cicho legnie przy twym boku
Dziewica tkliwa! Dla sąsiada
Miła, uległa, chociaż blada...
Lecz ni w oddechu, ni we wzroku
Nic sie nie zmąci spokój twój.
Jakie to szczęście, Boże mój!

Głos-li twój posłyszę,
Dźwięczny i słodki -
Jak ptaszek w klatce
Serce zatrzepocze;
Oczy-li ujrze twe
Błękitne, głębokie -
Nprzeciw nim serce
Z piersi się wyrywa,
I tak radośnie,
I płakać aż chce się,
I tak na szyję
Tobie bym rzucił się.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 15 16 ››