Wiersze - Marcin Sendecki strona 2

To i to

Piesek wybiega na śnieg  z czerwonego domku.
Jak mi powiedziano, po feerii przedstawień pracujemy
wreszcie na surowych danych. Niektórym
trzeba by łopatą do głowy. Tutaj się pożegnamy.
Z czerwonego domku piesek wybiega na śnieg.

Wypowiedź

Spektrum wydarzeń, które przynosi nam życie, jest nieodgadnione.

Zakładay naprawcze taboru kolejowego

(B. Z., z wyrazami)

Zanim nastąpi tąpniecie kolekcjonuj
znaki Niebo traci kolory
zapamiętaj natrętnie terkoczący kod
Zanika? No to koniecznie
zrymuj nieważkie tony "kostuchy"
z "nieuniknioną" trąbą Kanonada
zagłuszy niechybną transmisję kazania
zawierającego nostalgiczne trzaski komiczne
zaklęcia nader tkliwe kuplety
Zniosło nas troszkę, kolego?
Zraziły nas te kłamstewka?
Zawiniła niejaka toporność: klisze
zamiast niegrzecznych transgresji kadeckie
zadęcie nieistotne trele Kogo
z nich to kołysze?
Zaręczam - nikogo Tandetny koniec
z niewyraźnym taktem: kapiszonowe
zrywy naszej tyraliery kąsają
złotookie niebo Transmisja kaput!
Zanim nadciągnie tender klapnij
z nami To "kod"

Tym razem obędzie się bez ofiar

Będzie święto, nagłe i podnisłe, pełne
słońca i nowych, błyszczących butów. Tym
razem mikrofony nie zawiodą, chłopcy będą
radośnie pluć z balkonów i mięso, mięso
ruszy ulicą, zapalimy papierosy od podręcznych
zniczy. I tyle będzie słów, jasnych jak miedż,
jak drzwi kościoła. Będzie święto, będziemy jeść
ciastka

21 lipca

Z okna autobusu: sztandary połykane przez wiatr i
mężczyzna w drelichu, który zapala znicz: na próbę: ale
tłusty dym jest prawdziwy i miękko wstępuje w powietrze
pocięte liniami granic. Jeszcze tutaj, po tej stronie lipca,
gdzie dopiero wciska się drewniany język dekretów i: już tutaj
pod płaskim śliskim od potu słońcem, w skórzanych ubraniach, z
założonymi -- na kark -- rękami, w okopach z papieru, w otwrtych
ustach, w których znikamy podnosząc szklanki i głos. Już tu.

‹‹ 1 2