Wiersze - Z głową na karabinie

Z głową na karabinie

Nocą słyszę, jak coraz bliżej
drżąc i grając krąg się zaciska.
A mnie przecież zdrój rzeźbił chyży,
wyhuśtała mnie chmur kołyska.

A mnie przecież wody szerokie
na dźwigarach swych niosły płatki
bzu dzikiego: bujne obłoki
były dla mnie jak uśmiech matki.

Krąg powolny dzień czy noc krązy,
ostrzem świszcząc tnie już przy ustach,
a mnie przecież tak jak i innym
ziemia tęga - nie pusta.

I mnie przecież jak dymu laska
wytryskała gołębia młodość;
teraz na dnie śmierci wyrastam
ja - syn dziki mego narodu.

Krąg jak nożem z wolna rozcina,
przetnie światło, zanim dzień minie,
a ja prześpię czas wielkiej rzeźby
z głową ciężką na karabinie.

Obskoczony przez zdarzeń zamęt,
kręgiem ostrym rozdarty na pół,
głowę rzucę pod wiatr jak granat,
piersi zgniecie czas czarną łapą;

bo to była życia nieśmiertelność,
a odwaga - gdy śmiercią niosło.
Umrzeć przyjdzie, gdzie się kochało
wielkie sprawy głupią miłością.