Wiersze - Kazimiera Zawistowska strona 7

Lwica

Lwica

Dwa cielska krwią ociekle pod pustynną spieką.
Lwy, w miłosnych zapasach, piersią o pierś wsparte.
Dwa cielska kłów białością wzajem w siebie wżarte,
Drgające pod skier żarnych złotopłynną rzeką.

Opodal - świecąc w słońcu rozwartą paszczęką -
Lwica gibkie swe ciało powoli rozpręża
I krew wietrząc, ruchami leniwego węża,
Siedzi przebieg tej walki przymkniętą powieką...

I cisza - w skwarnej dżungli, w ziół gęstym sitowiu,
Dziko chrapiąc, zwycięzca otrząsł krwawą grzywę
I leżącej na bujnym wonnych traw wezgłowiu

W topazowych źrenicach niesie skry pieściwe.
A ona, gnąc lubieżnie ciemnopłowe krzyże,
Z obroczonych mu piersi krwawą farbę liże!

Magdalena

Magdalena

Drobną stopą zdeptawszy syryjskie purpury
Słuchała nieruchoma, przegięta niedbale
Owych pieśni śpiewanych ku jej ciała chwale
W świetlicy obwiedzionej kwiecianymi sznury.

Lecz z jej oczu jak tygrys, co ukrył pazury,
Już dziki szał, przyczajeń, zrywał się zuchwale
I ust zniżał dyszące, wilgotne korale,
I rozpalał łaknących ramion jej marmury.

I blada pod złoconych warkoczy promieniem
Z piersi, z bioder, szat więzy zerwała i kwiaty...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lecz nagle przez jutrzniane różowe poświaty
W jej rozwarte od trwogi i lęku źrenice
Jak mistyczny krąg światła wejrzy blade lice,
Krwawe skronie owite cierni obramieniem.

Męka

Gdy łaknę samotności męką rozgorzała,
Myśl jak piorun czerwony zapala me loże!...
Obłęd staje u kotar - a piersi mi orze
Zachłanna żądza moja... żądza rozszalała!...
 
 
Niby burza błyskawic w obłędzie myśl gorze!...
Pali mnie szata moja... Otom cała naga
Spalam się ogniem własnym... udręka mi dała
W piersi burzę, co wyje rozpętana... Boże!
 
 
Włosy jak błyskawice czerwone mnie palą.
Wszystkie gromy w mej piersi, cały orkan burzy!...
Usypiam... szał nademną o powrocie wróży...
 
 
Gdybyż zbudzić się rano - słodkich ramion stalą
Owinięta jak płomień w uściski zuchwałe,
I znaleźć na swych ustach - usta rozszalałe!...

Mniszki

Mniszki

Idą ciche, powiewne przez jasne przestrzenie,
Przez łąk szmaragd sycony złocistymi skrami,
Przez biel sadów... tak idą białymi parami
Jak stężałe w powietrzu modlitewne pienie.

Idą senne jak duchów zakwefione cienie
I tuląc wiotkie dłonie jak konchy perłowe
Sypią wokół okrągłe ziarna różańcowe -
Na zasiane fiołkami sypią traw zielenie.

W skrach słonecznych te mrokiem wybielone ręce
W jakiejś pieśni świetlanej akordy się wiążą...
I zda się, że tak idąc, wiedzą, kędy dążą...

Oczy mniszek rozwarte, jasne i dziecięce,
Lotne stopy prowadzą, skrzydlate zachwytem,
W Atlantydy kraj śniony, przepojon błękitem.

Moja dusza

Moja dusza

Moja dusza jest łąką chaotycznych kwieci -
Czasem nęcą ją gwiazdy, czasem usta świeże,
A czasem księżycowe ściele sobie leże
I z niego w wir życiowych rzuca się zamieci.

Moja dusza jest pieśnią lat długich stuleci -
Czasem rzewna jak święte prababek pacierze,
Czasem myślą goniąca mord, krew i grabieże,
Jak rumak bezwędzidlny rozhukany leci.

Tej duszy śnią się święte lub kurtyzany -
Dym kadzideł, skąpany w bachicznej wonności -
I wówczas jej weselne śpiewają peany,

Że Rozkoszy potęgą świat powstał z nicości...
Lecz niebawem pokutna, znowu w prochu leży
I z żalu na twarz padłszy - w Niebo jasne wierzy.

‹‹ 1 2 4 5 6 7 8 9 10 11 12 ››