Wiersze - Kazimiera Zawistowska strona 4

Godzinki

Godzinki

Zacznijcie, wargi nasze, chwalić Pannę Świętą!
Chwal Niepojętą!
Chwal Ją ust krużo,
Warg grzesznych kwiecie,
Wykwitły w żarze niszczących słońc!
Niech się z dróg życia pątnice garną
I kornie ziemię całując czarną
Zawodzą pieśń!
Jak całopaleń łunę ofiarną
Niech palą pieśń!...
Bo Miłościwa, mknąc ku pomocy,
Skroń ściera węża, mrok gasi nocy
I stopą zgniótłszy wężowe jady
Dusz od szatańskiej broni zagłady...
Z gościńców życia pątnice blade,
Tułacze cienie w mękach pogoni,
Zawodźcie pieśń!
Klęczące z czarnym różańcem w dłoni,
Zawodźcie pieśń!
Kogo szatańskie uwiodło plemię,
W pragnień niesytość, w żaru płomienie,
Kto po snów łące gnał błędne cienie,
Niech padnie w proch!...
Na tęczach światu idzie Królowa
I grzechem Ewy nie naznaczona,
Wpierw w łonie Święta niźli zrodzona,
Pani wszech dziew -
Na umęczone warn zleje lica
Rosę, stopioną z bieli księżyca...
Otwórzcie oczy, co łzy zgasiły!...
Siedm kolumn złotych Dom ozdobiły,
Twierdzę przed czartem, Dom Bogu miły -
Na złotym stolcu... przed Świętych drzwiami.
Gwiazdę Jakuba ma pod stopami...
Z płomieni krąg...
O ziemię czołem!
Cienie się schodzą
Tych, co szatani po wydmach wodzą,
Wszystkie do białej zbiegają Pani -
Zbłąkane dusze, co bez przystani,
Zło swoje niosą upalną niwą,
Snów zżętych łanem, pustką straszliwą,
Niosą mrąc z mąk...
Bo oto skryła rąbki gwiezdnemi
Pomór, pożogę i nędzę ziemi.
Tron Swój, na słupie wsparłszy jasności,
Rozświetla szlaki błędnych ciemności
Jak Krzak Mojżeszów rozpłomieniona...
Witaj, rozkwitła różdżko Aarona!
Słodyczy miodna z plastru Samsona,
Schyl pociech dzban!
Napój słodkością łaknące usta -
Bo ziemskich uciech już kruża pusta
Gdzieś z niepowrotną pomknęła falą.
A dusze Tobie się, Pani, żalą,
Ze im pielgrzymie stopy skrwawiły
Moce nieczyste, co w błąd wodziły.
W ogrodach życia kwiat grzesznych woni
Krwawymi rosy przylepi do dłoni,
Ociekał krwią -
Więc pragnąc kwiatów z Twej kwietnej ręki
O białych lilii wołają pęki
Tysiącem ust!...
Łez ich różaniec opasał ziemię -
Na łez różańcu to Ewy plemię -
Gra swoją pieśń!...
Z szarych ugorów
Jak tęcza bieży siedmiu kolorów...
Czy słyszysz śmiech?
Krwawym rumieńcem róż opasani
Na skrzydłach moru lecą szatani
Przez krzyżów las...
Lecz moce Piekieł zwalczysz potężne!
Judyt ci dłonie poda orężne
I w proch się zetrze głowa wężowa,
Boś wojująca Ty Białogłowa!...
Witaj więc, Raju! Palmo Białości!
Pałacu Sromu! Cedrze Czystości!
O, witaj nam!
Witaj więc, Panno, zmazą nietkniona!
Bramo u Wschodu Świata stawiona,
O, witaj nam!
Pod stopy Twoje skrzydły białemi
Nad mór, pożogę i nędzę ziemi
Wzlatuje pieśń!
Kędy się krzyże czernią cmentarne,
Lśnią całopaleń łuny ofiarne
I wiodą pieśń!...
O, witaj bielsza niż Aniołowie!
Tyś po prawicy i w złotogłowie
Już widna nam!...
Porcie tonących! Moc piekieł łamie
Twa skroń dziewicza strojna liliami!
Imię, przed którym mrze moc straszliwa
Jako wylana wonna oliwa!
Ty w słońc gwiaździstej stojąc koronie
Oglądasz Boga w górnym Syjonie,
Wśród deszczu gwiazd!
Więc chroń, Jutrzenko morza i lądu -
Bo oto nadszedł dzień straszny sądu,
Oto otwarte obsiedli truny
Czarci, owici w trupie całuny!
I z smoczych paszczy jad ziejąc srogi,
Na skrzydłach moru, w łunach pożogi,
Wszystkie rozstajne osaczą drogi,
Bo archanielskie wezwały rogi
Na Boży Sąd!
Więc Ty wichr Pana, co gniewu pełny,
Do wątłej jagniąt dostosuj wełny -
I piorun zdzierż!...
Niech po różańców sypanym ziarnie
Rzesza się pątnic do Ciebie garnie
I wiedzie pieśń!
Niechaj ją wiedzie ust spiekła krużą,
Warg grzesznym kwiatem,
Rozwitym w żarze niszczących słońc!

Herodiada

 
Herodiada
 
Czy wiesz co to rozkosz? Czy cię nie poruszy
Szept bladych kwiatów w takie noce parne?
Pójdź!.....ja ci włosy me rozplote czarne,
Wężem pożądań wejdę do Twej duszy!
 
Płomiennym szeptem odemknę Twe uszy,
Podam Ci usta drżące i ofiarne,
I ust swych ogniem ciało Twe ogarnę,
Aż pieszczot moich fala Cię ogłuszy!....
 
Pójdź!.....ja rozkoszą śćmię Tobie Jehowę......
Zapomnisz, twarzą padłszy na me łono,
 Pijąc źrenicę me błyskawicowe......
 
Lecz pójdź!....bo czasem w oczach mi czerwono,
I z piekielnymi zmagam się widmami,
I wiem, że dłonie krew mi Twoją splami.
 
 

Idziesz ku mnie?

Idziesz ku mnie?

Idziesz ku mnie?... Poza mną las krzyżów sczerniały,
Więc strudzonam już bardzo... czczych szukałam cieni.
Po życiowych gościńcach pielgrzymie sandały
Opylając w błotnistej łez i krwi bezdeni.

Zwiędłe kwiaty, blademu urągając czołu,
Wyostrzają się w kolce cierniowej obręczy -
A dłonie grzebią w urnie stygłego popiołu
Swój umarły, a świetlny ongi, sen młodzieńczy.

O biedny, wyszydzony, na strzępy podarty,
Śnie młodzieńczy o jasnym gmachu kryształowym -
Gdzie zaklęty królewicz, śniąc na lutni wsparty,
Ust mych czekał, by życiem natchnęły go nowym!

O sny zwiędłe, o kwiaty otrząśnięte z rosy!
Błękitne nad strumieniem niezabudek twarze!
O wonne młodym zielem polne sianokosy!
0 cicho rozespane stepowe cmentarze!

Wszystko widzę dziś znowu w szeleście Twych kroków -
Słyszę baśnie i wonie z ogrodów młodości -
1 czuję, jak Twe dłonie już z błękitnych mroków
Idą po mnie, o Dobra, o pełna Litości...
. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Lecz czemuż się do Ciebie trzeba wlec tak długo!...
I wpierw gorycz ssać z kwiatów bezwonnych korony...
I wpierw wargi napoić przydrożną trza strugą -
Aż przesytu dławiące w pierś się wedrą szpony,

Aż w Rozpaczy się przejrzym upiornej źrenicy,
Wężem Wstrętu omdlałe opaszem ramiona -
I strudzeni się staniem jak bladzi pątnicy
Na Golgocie swych marzeń, gdzie Bóg w prochu kona.

Inez De Castro

Inez De Castro

Milsza mu była niż sceptr i korony,
Okrutny tyran kastylskiej stolicy
Drżał pod pieszczotą jej czarnej źrenicy,
Do krosien jedwab zwijając czerwony.

Lecz zemsta grandów bijących pokłony
U stóp królewskiej, nieślubnej łożnicy
Po cichu wbiła w serce miłośnicy,
Po samą głownię, sztylet wyostrzony.

Oszalał z bólu, krwi toczył szkarłaty,
Kąpał się we krwi - więził, ścinał, palił,
A potem kamień grobowy odwalił.

I stroił trupa w swe królewskie szaty -
I do sewilskiej wiódł tronowej sali,
By dłoń szkieletu możni całowali.

J.D.

J. B.

Z polskich kłosów wiatr zebrał ów wszystek, pył złoty,
Co świeci skier blaskami w warkoczy Twych wianku.
Z polskich łanów w Twą duszę wiatr zwiał o poranku
Wszystką nieba słoneczność i wszystkie tęsknoty.

Więc dusza ci się w dziwne powiichrzyła loty
I ze swych prostych, a polnych, zbłąkawszy się szlaków,
Leci czasem samotna, na kształt rannych ptaków,
Nie wiedząc, gdzie tułacze rozpiąć swe namioty!

Leci w dziwną krainę, a raczej w cmentarze -
Lecz tam żywym przystępu bronią duchów straże,
A kto wchodzi, ten w progu złotą młodość grzebie,

By potem zmartwychwstawszy po wielkim pogrzebie,
Z pielgrzymich swych sandałów pył otrząsnąć ziemi -
I gonić wizje złote skrzydły słonecznemi.

‹‹ 1 2 3 4 5 6 7 11 12 ››