Wiersze - Mieszkańcy

Mieszkańcy

Straszne mieszkania. W strasznych mieszkaniach
Strasznie mieszkają straszni mieszczanie.
Pleśnią i kopciem, ciemne konanie.
Zgroza zimowa, ciemne konanie.

Od rana bełkot. Bełkocą, bredzą
Że deszcz, że drogo, ze to, że tamto.
Trochę pochodzą, trochę posiedzą,
I wszystko widmo. I wszystko wantom.

Sprawdzą godzinę, sprawdzą kieszenie,
Krawacie musną, klapy obciągną
I godnym krokiem z mieszkań - na ziemię,
Taką wiadomą, taką okrągłą

I oto idą, zapięci szczelnie,
Patrzą na prawo, patrzą na lewo.
A patrząc - widzą wszysko oddzielnie:
Że domy... że Stasiek... że koń... że drzewo...

Jak ciasto biorą gazety w palce
I żują, żują na papkę pulchną,
Aż, papierowym wzdęte zakalcem,
Wypchane głowy grubo im puchną

I znowu mówią, że Ford... że kino...
Że Bóg... że Rosja... radio, sport, wojna...
Warstwami rośnie brednia potworna
I w dżungli zdarzeń widmami płyną.

Głowę rozdartą i coraz cięższą
Ku wieczorowi ślepo zwieszają
Pod łóżka włażą, złodzieja węszą,
Łbem o nocniki chłodne trącając.

I znowu sprawdzą kieszenie, kwitki,
Spodnie na tyłkach zacerowane,
własność wielebną, święte nabytki,
Swoje, wyłączne, zapracowane

Potem się mdlą: \"... od nagłej śmierci...
...od wojny ...głodu ...odpoczywanie\"
i zasypiają z mordą na piersi
w strasznych mieszkaniach straszni mieszczanie