Kałuża
odkryć w mętnej kałuży
oprawionej w leśną dróżkę
(którą tyle razy przejeżdżałeś)
Pałace Blasków
Niebotyczne Maszty Sosen
Zbłękitniałe Dale
to tak jakby znać kogoś
lecz nie znać go wcale
aż raptem zdumieć się obłoczną
perspektywą odbitego
w nim do góry nogami
świata
Kapelusz
na początku był kapelusz
cyrkowy kapelusz
z którego Bóg
ku własnemu zdumieniu
wyciągnął samego siebie
potem wkładał rękę
do kapelusza
i przez sześć dni z rzędu
wyciągnął Niebo i Ziemię
oraz pięć dowodów
na własne istnienie
z magicznego kapelusza
wyskakiwały planety
jak piłeczki pingpongowe
a Bóg kolejno
jedną za drugą
wprawiał bożymi palcami w wirowanie
Planety rozmnażały się
z zatrważającą szybkością
a On
uwijał się jak w ukropie
w środku wirującego planetarium
uważając aby z palca żadnej nie uronić
tymczasem na widowni
siedzieli już Adam i Ewa
i prawdę mówiąc
nic a nic
własnym oczom
nie wierzyli
Krótka adoracja królewskiej lipy
cóż mówić o kosmosie
gdy się w lipę wpatrzeć
można się zatracić
karuzela spiętrzonych gałęzi
wirująca szaleńczo
w skołowanej głowie
liść goni liść
a jest ich tyle
trzepotliwe zielone motyle
idealna jedność w wielości
symetria powtarzalności
rozmnażanie się
przez klonowanie
liściastych planet
wiatrem napędzanych
a wszystkie takie same
i każda taka samotna
amen
Latawiec
jeszcze coś dopiszę
jeszcze coś skreślę
zanim ten list do Najwyższego
pisany na pergaminie duszy
jak latawiec
w obłoki
wyślę
Letni ogrodowy poranek
ranek czysty
jak łza
jak dzieciństwo
lub w snach
odchuchane wspomnienie
sprzed lat
w sadzie
westchnienie kukułki
turkot mleczarskiej dwukółki
w szybie uśmiech
przychylnego Nieba
błyszczy rosa na trawie
obietnicą dzień cały
rozciągnięty po błękitu kres
i za -
przystaw drabinkę do dnia
(czubek nieba sam ku ziemi
się przychyli)
i obieraj
chwilę po chwili
jak wisienki
z których każda
się przymili
by ją rwać
tak smakując chwil
z słońce trwaj!