Córki wybierają się w góry
patrzę na moje córki
jak wybierają się w góry
ładując do plecaków
marzenia o szczytach
jeszcze śnią mi się wierzchołki
lecz już schodzę
cienistym poboczem
mojej Baraniej Góry
poezja ulata
pozostaje gorzki owoc spełnienia
twarda proza do rozgryzienia
na równinach
Czarny kot
pytałem starego człowieka
jak mu przeszło życie
otworzył
na oścież drzwi
po chwili
zawarł
- tak mi przeszło
odrzekł
(do izby
wskoczył z sieni
czarny kot
i usiadł na jego ramieniu)
Czerwieni się jarzębina
czerwieni się jarzębina
już jesień się zaczyna
słychać gniewną mowę wiatru
za oknami
opadają ciężko z jabłoni
owoce miłości
słońca z ziemią
tłukąc się nocami
po dachówkach
o zimna o daleka
słonecznopaździernikowa
krążąca gdzieś
po nieznanych orbitach
czy możliwe
że niedawno
byłem tak oślepiony
twoją bliskością
że nie widziałem
świata poza tobą
Akersberga, 1995
Dewotki
bo one ciągle nie wierzyły
że pójdą do nieba
klękały
waliły głową o konfesjonał
obłapiały za nogi
Bogu ducha winnego Pana Jezusa
i opowiadając mu jedne i te same grzechy
aż do znudzenia jedne i te same
żebrały o kawałek raju
pod wieczór
nerwowy kościelny
wyrzucał je za bramę
dopiero wtedy Jezus
mógł rozprostować kości
i dla odprężenia
zagrać z apostołami w karty
Dni jak płonące sztandary Hasiora
dni jak płonące Hasiora sztandary
w podmuchach wiatru żarzą się i trzeszczą
emocje stadionów gorączkowe sprawy
wszystko to tylko wieczności opałem
o zimne ognie złości łzy miłości skry
tych kilka róż uratowanych z płonącego lasu
zwęglonych znaków drukarskich ot cała historia
więc czy warto z zapałem rzeźbić dzień po dniu
płoniemy w brzasku i blasku
pośród nocnej ciszy
skwierczą minuty w zegarku
i gwiazdy na niebie
płoniemy jasnym blaskiem życiodajnym blaskiem
by nie wyziębło wszystko nie stało się martwe