Ballada telefoniczna
Ballada telefoniczna
w tej rozległej przestrzeni
co nas łączy i dzieli
jesteś tak mała
że mieścisz się w uchu
jestem tak mały
że mieszczę się w twym uchu
między nami wielka woda
po dnie której biegniemy do siebie
co tchu
po nitce
do kłębka słuchawki
z dwu przeciwnych stron
przez współotwarte okno
cisną się obłoki
i długo jeszcze widzę twój głos
wibrujący kręgami
w przestrzeniach nieba
choć telefon
ten wąż kusiciel
dawno już zwinął się w kłębek
i skamieniał
Sztokholm, czerwiec 1998
Ballada wielkanocna
ojciec chce wstawać do pola
już wiosnę czuje przez ściany
jest trzecia on wszystkich budzi
na wpół sparaliżowany
gniadego chce zaprzęgać
siać orać jechać do siana
po rośnym koniczu brodzić
daj spokój mówi mu mama
dopiero przewróciłam cię na bok
zapomniałeś że nie możesz chodzić
lecz przez ojca woła wielkim głosem
coś co chce ciemności rozproszyć
które przygniatają go do łóżka
ciężkie jak zwalisty kamień
w zimnych nogach czuwa czujnie śmierć
w głowie ojca wiosenny Jawień
i tak ciężko z losem Łazarza
zaznajamiać się tej Wielkiej Nocy
chciałby los podźwignąć i nie może
musi syn poduszki mu podłożyć
chciałby wstawać ojciec do pola
bo jak długo można tak wyleżeć
lecz przestało ciało ojca słuchać
może Bóg nie przestał w ojca wierzyć
Ballada zimowa
z tobą pić nie muszę alkoholi
żebyś uderzyła do głowy
gdy przez stół patrzymy sobie w oczy
to się człowiek do dna zauroczy
co masz w środku pod tymi lodami
jak je stopić serca dotykiem
żebyś wybuchnęła w dłoni
najgorętszym nagim erotykiem
jeszcze dzieli nas lodowa tafla
lecz już tu i tam zaczyna trzaskać
to wezbrane zduszone słońca
pragną się wyłamać z potrzasku
już ruszają w lutych oczach pierwsze lody
rozstępują się śniegi na trwałe
i tak mocno uderza do głowy
twoich spojrzeń wiosenny szalej
Bezszelestnie
bezszelestnie
otwarły się
okiennice snu
i ze wszystkich stron
powiało tęsknotą
na parapecie
usiadł biały kruk bezsenności
czy to ty myślisz o mnie przez sen
w środku nocy
Bukolina borzęcka
stygnie w ogrodzie
parny
lipcowy dzień
stygną w nas
wszystkie gorączkowe
dzienne sprawy
- pomilczmy o wieczności -
szepce księżyc
wplątując się ukradkiem
w rozmowy na ganku
cytcytcytcyt
przemijają w trawie
pośpieszne pasikoniki