Wiersze - John Keats strona 6

Sonnet

After dark vapours have oppress'd our plains
For a long dreary season, comes a day
Born of the gentle South, and clears away
From the sick heavens all unseemly stains,
The anxious month, relieved of its pains,
Takes as a long-lost right the feel of May;
The eyelids with the passing coolness play
Like rose leaves with the drip of summer rains.
The calmest thoughts come round us; as of leaves
Budding - fruit ripening in stilness - autumn suns
Smiling at eve upon the quiet sheaves -
Sweet Sappho's cheek - as smiling infant's breath -
The gradual sand that through an hourglass runs -
 A woodland rivulet - a Poet's death.

Staffa

Nawet Aladyna dziwy,
Wszystkie moce sztuk straszliwych
Nie zdołały nigdy stworzyć -
W śnie czy w jawie - takiej wizji.
Nawet Jan, apostoł święty,
Co na Patmos, w samym wirze
Swojej męki, widział siedem
Złotych świątyń, zbudowanych
W głębi nieba - nawet on
Nigdy w życiu swym nie stanął
Pod sklepieniem takich gmachów.
I ujrzałem - spał tam ktoś
Na marmurze zimnym, nagim,
A spienione fale morza
Jego stopy obmywały
I płaszcz biały się szamotał
Wśród posępnych skał, a w górze
Bujne włosy drżały w wietrze.
"Gdzie ja jestem? Kim tyś jesteś?" -
Tak szepnąłem, dotykając
Głowy ducha. - "Kim tyś jest?
Czyj ten pałac?" - I pragnąłem
Ucałować jego rękę,
By rozewrzeć jego oczy.
Więc się zbudził dziwny duch
I rzecze: "Jam jest Lycidas,
Sławny w żałobnych balladach.
A pałac ten wzniósł swą mocą
Potężny Król Oceanu.
Tu jego wody ogromne
Głuchą organów muzyką
Dudnią. I płynął tu zewsząd
Płetwiste pielgrzymy, delfiny,
W pyszczkach swych perły niosą,
By składać dary i hołd.
Niejeden dzisiaj śmiertelny,
Zuchwały człowiek śmie wkroczyć
I dotknąć dłonią bezbożną
Świętej Katedry Morza.
Jam był najwyższym kapłanem,
Gdzie wody nieukojone
Łomoczą ciągle, gdzie zamieć
Ptaków, skrzydłami szumiąca,
Wzbija się w górę. Proteusz
Pomagał mi w tajnych obrzędach
Święty nasz ogień ukryłem
Przed wzrokiem ludzi śmiertelnych.
Lecz oczy ich nierozumne
Zdołały jednak się przedrzeć
Poza skalistą tę bramę,
Więc już na wieki opuszczę
Przybytek splamiony, roztrwonię
Przepych tutejszych tajemnic.
Teraz dla głupców otworem
Stoi świątynia, dla kutrów
Rybackich, dla modnych łodzi.
Krawaty widzisz, spódniczki
W świątyni morskiej. Więc morze
Zgruchocze ją. Jego chwała
Nie będzie kręcić się w rytm
Modnego tańca" - rzekł duch.
I spojrzał na mnie. I runął
W tę ciemną głąb!

[1818 - 19]

przełożył Zygmunt Kubiak

Ta żywa ręka...

Ta żywa ręka, gorąca i skłonna
Do uściśnienia - gdyby była martwa
I lodowata w milczeniu mogiły -
Byłaby zmorą twoich dni i nocy,
A ty, by zgłuszyć wyrzuty sumienia,
Serce byś własnej pozbawiła krwi,
Byle w mych żyłach znów mogła popłynąć
Czerwoną strugą... patrz, oto ma dłoń,
Którą wyciągam ku tobie...

[1819]

przełożył Włodzimierz Lewik

To Autumn

Season of mists and mellow fruitfulness, Close bosom-friend of the maturing sun: Conspiring with him how to load and bless With fruit the vines that round the thatch-eves run; To bend with apples the mossed cottage-trees, And fill all fruit with ripeness to the core; To swell the gourd, and plump the hazel shells With a sweet kernel; to set budding more, And still more, later flowers for the bees, Until they think warm days will never cease, For Summer has o'er-brimmed their clammy cells.   Who hath not seen thee oft amid thy store? Sometimes whoever seeks abroad may find Thee sitting careless on a granary floor, Thy hair soft-lipped by the winnowing wind; Or on a half-reaped furrow sound asleep, Drowsed with the fume of poppies, while thy hook Spares the next swath and all its twinèd flowers: And sometimes like a gleaner thou dost keep Steady thy laden head across a brook; Or by a cider-press, with patient look, Thou watchest the last oozings hours by hours.   Where are the songs of Spring? Ay, where are they? Think not of them, thou hast thy music too,-- While barrèd clouds bloom the soft-dying day, And touch the stubble-plains with rosy hue; Then in a wailful choir the small gnats mourn Among the river sallows borne aloft Or sinking as the light wind lives or dies; And full-grown lambs loud bleat from hilly bourn; Hedge-crickets sing; and now with treble soft The red-breast whistles from a garden-croft; And gathering swallows twitter in the skies.

Wiersze

Nieodczuty, niewidziany, bezsłowy
Odchodzę od mojej królowej;
Jej ramiona srebrny sen obezwładnił.
W ich uścisku, wiążącym przez chwilę,
Przyzwolenia lub szaleństwa ile
Okrutnego - któż to wie, któż odgadnie?

Te powieki gładkie jak z jedwabiu!
Te wargi wilgotne, co wabią
W dojrzałej ciszy dźwięków słodkimi cieniami!
W ucho mej wyobraźni sennej
Wsączają prawdy cenne,
Że miłość nie zna pełni ani granic.

To prawda! Do czułych napomnień,
Do waszych nakazów się kłonię:
Ten słodki dzień zrodzony dla kochanków!
Nic tu już dodać nie trzeba:
Niech znów otworzą mi się nieba,
Mimo rumieńców śpiesznego poranku.

[1816 - 17]

przełożyła Ludmiła Marjańska

‹‹ 1 2 3 4 5 6