Wiersze - John Keats strona 3

Hymn do Apollina

Boże złotego łuku
I liry złocistej,
Boże złotego ognia,
Złotowłosy i promienisty.
Cierpliwych lat woźnico,
Czy gniewne twoje lico?
Gdzie - gdzie spał twój gniew ognisty,
Gdym jak bezmyślny głupiec nakładał z laurowych

[ listków

Wieniec twój i twoją chwałę,
Twego życia światło całe,
Czy też jak robak - ku śmierci pełznąłem zbyt nisko?
O Apollo z Delf!

Gromowładny sięgał i sięgał,
Gromowładny marszczył się pod nosem,
Pierzasta grzywa orła
Z gniewu sztywniała, a głosy
Dojrzewających gromów
Sennie i po kryjomu
Mruczały, by je uwolnił, by zajął się ich losem.
O, czemuś się zlitował i dla podłego istnienia
Dotknął swej lutni palcami,
Aż grom oniemiał i zamilkł,
Dlaczego mnie nie zgniotłeś, nędznego nasienia?
O Apollo z Delf!

Plejady były wysoko,
Patrząc w ciche przestrzenie.
Nasiona, korzonki w ziemi
Pęczniały letnim brzemieniem.
Ocean, sąsiad z ziemią,
Trudził się po staremu,
Gdy któż to - jaki szaleniec
Odważył się twoją roślinę włożyć na skronie?
I z grymasem patrzeć władczo,
Głośno bluźnić świętokradczo
I żyć dla tego zaszczytu, by zgiąć się przed tobą

[ w ukłonie?

O Apollo z Delf!

[1815]

przełożyła Ludmiła Marjańska

La Belle Dame Sans Merci

Ah, what can ail thee, wretched wight, Alone and palely loitering? The sedge is wither'd from the lake, And no birds sing.   Ah, what can ail thee, wretched wight, So haggard and so woe-begone? The squirrel's granary is full, And the harvest's done.   I see a lily on thy brow, With anguish moist and fever dew; And on thy cheek a fading rose Fast withereth too.   I med a lady in the meads Full beautiful, a faery's child; Her hair was long, her foot was light, And her eyes were wild.   I set her on my pacing steed, And nothing else saw all day long; For sideways would she lean, and sing A faery's song.   I made a garland for her head, And bracelets too, and fragrant zone; She look'd at me as she did love, And made sweet moan.   She found me roots of relish sweet, And honey wild, and manna dew; And sure in language strange she said, 'I love thee true.'   She took me to her elfin grot, And there she gazed, and sighed deep, And there I shut her wild, wild eyes-- So kiss'd to sleep.   And there we slumber'd on the moss, And there I dream'd, ah! woe betide! The latest dream I ever dream'd On the cold hill side.   I saw pale kings, and princes too, Pale warriors, death-pale were they all; Who cry'd -- 'La Belle Dame sans Merci, Hath thee in thrall!'   I saw their starved lips in the gloam, With horrid warning gapèd wide, And I awoke, and found me here On the cold hill side.   And this is why I sojourn here Alone and palely loitering, Though the sedge is wither'd from the lake, And no birds sing.

La Belle Dame sans merci (pl)

Samotny, blady  - czemu błądzisz,
Cóż cię tak, nędzny człecze, smuci?
Zżółkło sitowie nad jeziorem
I żaden ptak ne nuci.


Ach, człecze nędzny, cóż cię smuci,
Żeś tak przybity i stroskany?
Wiewiórka ma już spichlerz pełen,
Na polach plon zebrany.


Widzę: na czole twoim lilia
Rosą trwóg chorych udręczona,
Na licu twym więdnąca róża -
I ona zaraz skona


Spotkałem Damę-cud na błoniu
Cud-baśni dziecię, piękna cała!
Ach, włosy długie, stopy lekkie,
A oczy dzikie  miała.


Wziąłem ją z sobą na rumaka,
W dzień jasny świat mi zniknął w złudach,
Śpiewała, na bok przechylona,
Pieśń o baśniowych cudach.


Wianek jej splotłem wokół głowy,
Pas wonny, bransolety wiotkie.
Patrzała na mnie - wzrok jak miłość.
Żal spłynął w słowa słodkie.


Słodkie korzonki mi znalazła,
Miód leśny, rosy mannę w niebie,
I rzekła śmiało mową dziwną:
Naprawdę kocham ciebie.



Zabrała mnie do elfów groty.
Wzdycha i wzrokiem za mną toczy.
Do snu zamknąłem pocałunkiem
Jej smutne, dzikie oczy.


Śniliśmy razem na mchach miękkich.
Ach, biada! sen mój był jak burza.
Ostatni sen to, który śniłem
Na chłodnym stoku wzgórza.


Widzałem książąt i rycerzy
Bladych jak śmierć - ta bladość boli.
Wołali: La belle Dame sans merci
Ma oto cię w niewoli.


Zgłodniałe wargi ich widziałem
Rozwarte strasznie w mroku.
Ze snu zbudziłem się, wciąż leżąc
Na chłodnym wzgórza stoku.


Oto dlaczego blądzę tutaj
samotny, blady - bladość smuci,
Zżółkło sitowie nad jeziorem
I żaden ptak nie nuci.



          prz. Jerzy Pietrkiewicz

Na sen po lekturze historii Paola i Franceski w "Piekle" Danta

Jak niegdyś boski Hermes lekkie przypiął skrzydła,
Gdy Argus zamroczony usnął w swej pieczarze -
Tak mój duch na delfickiej czarując fujarze
Zniewalał, obezwładniał i zastawiał sidła,

Aż smoczy świat pozbawił argusowych oczu
I szybko umknął, widząc uśpionego zwierza -
Lecz nie na czystą Idę, gdzie śnieg się sprzymierza
Z lodem niebios, nie w Tempe, gdzie Dzeus łzę
[ wytoczył -

Ale w piekieł krąg drugi, Wergilego śladem,
Gdzie w wichrze, gdzie w ulewie deszczu i kamieni
Kochankowie w swe oczy czule zapatrzeni
Nie muszą się spowiadać... o, te usta blade,
Które tam całowałem - piękną postać, z którą
Unosiłem się ponad tą smętną wichurą!

[ 1818 - 19 ]

przełożył Włodzimierz Lewik

Na sonet

Jeśli drętwym rymem strofa ma być spięta
Albo skuta łańcuchem niby Andromeda,
Trzeba, słodki sonecie, mimo wymuszonych
Twoich uroków - jeśli konieczne są pęta -

Szukać lżejszych sandałów... Kształt tych dawnych

[ nie da
Bosej stopie Poezji lekkości i wdzięku.
Trzeba lirę obejrzeć, zważyć wszystkie tony
I uchem, które każde brzmienie zapamięta,

Usłyszeć nową nutę, co w strunach zaklęta.
Chciwi dźwięków i sylab jak złotej mamony
Żądny Midas - w tym wieńcu, który mamy w ręku,
Strzeżmy każdej gałązki i każdego listka...
Jeśli musi być w pętach, niech Muza nam bliska
Plecie je z własnych wieńców, z własnych wije

[ dźwięków.

[ 1818 - 19 ]

przełożył Włodzimierz Lewik

‹‹ 1 2 3 4 5 6 ››