Wiersze - John Keats strona 2

Kościuszko

Sława imienia twego aż do nas dolata,
A dźwięk jego tak wzniosły jest i tak wspaniały,
Iż napełnia odgłosem swoim wszechświat cały,
Brzmi wszędzie i brzmieć będzie po tysiączne lata.

Imiona bohaterów z nadziemskiego świata
Spadają gromem. Bóg je zamienia w pieśń chwały,
Ażeby potomności zdumionej śpiewały
O wawrzynie, co skronie wybrańców oplata.

I z twojego imienia w ów dzień upragniony,
Gdy dobro zapanuje, kiedy fałsz zaginie,
Powstanie pieśń, dźwięcząca natchnionymi tony,
I nieśmiertelnym hymnem w błękity popłynie...
Pieśni tej słuchać będzie wszechświat zachwycony
I wielki Bóg w niebiosów słonecznej krainie.

Kto nazbyt długo w mieście był więziony

Kto nazbyt długo w mieście był więziony,
Ten w lica niebios spogląda radośnie,
Z serca mu błoga modlitwa wyrośnie,
By iść w nadziemskie, uśmiechnięte strony.

Któż może więcej być zadowolony
Niż człek, co leży na trawie, miłośnie
Zaczytan w książce, mającej o wiośnie
I o miłości najtęskliwsze tony.

W wieczór, wracając, słucha Filomeli
Rozkosznej pieśni, patrzy, jak obłoki
Płynną promiennie po niebios topieli.
Żałuje wówczas, że dzień jasnooki
Tak szybko gaśnie, jakby łzy anielej
Kropla spłynęła w firmament głęboki.

Oda do greckiej urny

I.

Oblubienico miru nieskalana,
Cisz wychowanko, czasów długiej zimy,
Puszcz dziejopisko, co ludzkiego rana
Opowieść kwietną śnisz lepiej niż rymy:
Cóż za baśń w liści oplocie się słania
Po twoim kształcie — bóstw? śmiertelnych? dwojga?
Błoń-ż to Arkadji, czy Tempejskie ściany?
Ludzie-ż to? Bogi? Skąd tej dziewy trwoga?
Ten gon szalony? struchlałość pierzchania?
Bębenki, fletnie? Cóż za szał pijany!

II.

Słodką melodja, lecz tej niedosłysznej
Słodycz stokrotna; grajcie, nieme fletnie;
Nie dla zmysłowych uszu, lecz zaciszny,
Myślny, dla ducha niech brzmi dźwięk sekretnie;
Piękny młodzianie śród drzew, nie w ich doli
Zrzucić liść, nie w twej — przerwać pieśń aeda;
Kochanku, nigdy-ć słodko nie oddźwiękną
Jej bliskie usta — nie smuć się atoli:
Ona nie zwiędnie, choć szczęścia ci nie da,
Tobie — wciąż kochać, jej — wiecznie być piękną!

III.

Ach, szczęsne, szczęsne gałęzie, co liści
Nie mogą stracić, ni „żegnaj!” rzec, Wiośnie;
Szczęsny i grajek, który w bezkorzyści
Gra wciąż pieśń swoją, wciąż nową, radośnie;
Szczęśniejsza miłość! stokroć szczęsna miłość!
Wciąż pałająca, wciąż żądna rozkwitu,
Wciąż rozedrgana i wieczyście młoda,
Wyższa nad duszną żądz ludzkich zawiłość,
Po której serce — trosk pełne, przesytu,
Głowa — w gorączce, język — spiekła kłoda.

IV.

Cóż to za orszak nadchodzi z objatą?
Przed jakiż ołtarz, wróżu tajemniczy,
Jedwabno-sierstną, zwieńczoną bogato,
Jałówkę wiedziesz, co ku niebu ryczy?
Cóż za miasteczko nad morzem? u rzeki?
W górach? — pod strażą warowni szczęśliwej,
Wyludnił tłum ten w oną jutrznię białą?
Miasteczko! już twe ulice na wieki
Zmilkły; i żaden nie wróci duch żywy,
By rzec, dlaczego-ś tak opustoszało.

V.

Attycka formo! Cudny kształcie! zdobny
Mężów i dziewic marmurowym ludem,
Gałęźmi borów, źdźbłami trawy drobnej;
Milcząca formo, za kres myśli — cudem —
Nęcisz, jak wieczność — — Sielanko sieroto!
Gdy z nas, dzisiejszych, już nic nie zostanie,
Inne, niż nasze, poznasz bóle, nieba,
Lecz, drużka człeka, znów dasz mu wskazanie:
„Piękno jest prawdą, prawda pięknem”, — oto
Co wiesz na ziemi, i co wiedzieć trzeba.

Czemum się w nocy śmiał?

Czemum się w nocy śmiał? Głos niczyj nie odpowie.
Ni z Nieba, ni też z Piekła ozwać się nie raczy
Bóg żaden, żaden demon o surowej mowie.
Ludzkiego serca swego zapytam się raczej.

Serce! Oto nas smutnych, samotnych tu dwoje:
Czemu się śmiałem - powiedz! Śmiertelne katusze,
Ciemności - ty! Czyż nigdy jęku nie ukoję,
Wciąż darmoż Nieba, Piekła, Serca pytać muszę.

Dlaczegom śmiał się? Chwile bytu mam zliczone,
A wyobraźnią wszelkie w nim wyczuwam czary,
Chcę zaś w tę północ już na tamtą odejść stronę.
Chcę w strzępach ujrzeć świetne ziemi tej sztandary.
Poezja, Sława, Piękno - wielkie moce świata,
Lecz większa - Śmierć, za życie wysoka zapłata.

[1818-19]


przełożył Gustaw Wolff

Do snu

Ty, co wonią napełniasz północy amforę
Kładąc dłonią troskliwą łaskawe pieczęcie
Na oczy zakochane w mroku i nieskore
Oglądać światła, śniące w boskiej niepamięci -

O Śnie kojący troski, zamknij, jeśli wola,
Pośród tych strof o tobie moje chętne oczy
Lub zaczekaj na amen, gdy - zdobywca pola -
Mak durzącą jałmużną zmysły mi zamroczy.

Wtedy weź mnie w obronę, bo dzień, który minął,
Wskrzesnąć gotów nad łożem, nową rodząc klęskę;
Ocal mnie przed sumieniem, co nocną godziną
Jak kret ryjąc narzuca swą wolę - zwycięskie;
Przekręć klucz w zamku duszy misternym i czułym
I zapieczętuj wieko milczącej szkatuły.


przełożył Włodzimierz Lewik

‹‹ 1 2 3 4 5 6 ››