Wiersze - John Donne strona 7

Waleta, żalu zabraniająca

 
 Jak starzec, co łagodnie kona,

Duszy swej "W drogę!" mówiąc z cicha,A w krąg rodzina zasępiona

Nie wie, czy zmarł, czy wciąż oddycha —
Tak my rozłączmy się łagodnie,

Bez burzy westchnień, łez powodzi:Popełnia profanacji zbrodnię,

Kto tak miłości swej dowodzi.
Trzęsienie ziemi budzi szczery

Strach i w perzynę kraj obraca,Lecz kiedy niebios zadrżą sfery,

Nie czyni szkód ich wielka praca.
Kto kocha jak przyziemny sknera,

Ciałem, nie duszą — temu biada:Rozłąka wszystko mu odbiera,

Co się na jego miłość składa.
Lecz my, miłości tak wspaniale

Pewni, że już nie wiemy sami,Czym jest — my nie musimy wcale

Stykać się dłońmi czy wargami.
Dwie dusze jedną są istotą,

Więc w czas rozłąki się nie zmienią:Jak wyklepane w drucik złoto,

Nie przerwą się, lecz rozprzestrzenią.
Są dwie, lecz dwie tak jak ramiona

Cyrkla podwójne; twoja dusza,Jak igła unieruchomiona,

Jednak wraz z moją się porusza.
I — chociaż w centrum pozostała —

Gdy ramię w koło się obraca,W ślad za nim się wychyla cała,

Prostuje się, gdy ramię wraca.
Taka bądź, choć nam nie po myśli

To, że odległym błądzę kołem:Stałość twa obieg mój uściśli

I każe skończyć, gdzie zacząłem.
Przełożył
Stanisław Barańczak

Wschód słońca

 
 
Słońce niesforne, bezmyślny staruchu,
Czemu, natręcie,
Przez kotary i szyby budzisz nas zawzięcie?
Cóż obchodzą kochanków prawa twego ruchu?
Wścibski pedancie, idź lepiej strofować
Zaspanych uczniów, złych terminatorów,
Idź, powiedz dworskim łowczym, że król chce polować,
I wiejskie mrówki pogoń, niech śpieszą do zbiorów;
Miłość, co kalendarza nie zna, ani atlasu,
Zwie chwile, dnie, miesiące łachmanami czasu.
 
Myślisz, że jaki gwałt zadają oku
Twoje promienie?
Starczy mi, by je zaćmić, powiek jedno mgnienie,
Lecz nie chce na tak długo tracić jej widoku;
Jeśli cię oczy jej jasne, choć senne,
Nie oślepiły, spójrz na świat przytomnie
I powiedz, czy wonności i skarby bezcenne
Są jeszcze w Indiach, czy też leżą tu koło mnie.
O wszystkich królów, jacy pod Słońcem istnieli,
Pytaj – usłyszysz, że są tu, w mojej pościeli.
 
W niej Księstwa, we mnie zaś Książęta drzemią:
Cóż trzeba więcej?
Przy tej miłości, bardziej niż władza książęcej,
Wszelki honor jest fałszem, wszelki skarb - alchemią.
Tyś, Słońce, takiej nie zaznało łaski
Jak my: w nas bowiem świat zawarł się cały,
Więc spocznij, stare Słońce, bo skoro twe blaski
Miały świat ogrzać – dość, że nas dwoje ogrzały.
Świeć tylko nam obojgu, a znajdziesz się wszędzie:
Twoją sferą te ściany, centrum – łóżko będzie.

Wschód słońca

 
 
Słońce, kpie stary, niesforny a żwawy,
Czemu zaglądasz
Przez okna i kotary nasze? Zali żądasz
Od kochanków, by w ślad twych pór biegły ich sprawy?
Idźże a łajaj, zuchwały nicponiu,
Uczniów spóźnionych i chłopców w terminie,
Myśliwym dworskim powiedz, że król już na koniu,
Mrówki zwołuj, niech każda z plonem się uwinie.
Miłość zawsze ta sama. Nie zna zmiany
Pór roku, dni i godzin. To czasu łachmany.
Iż promienie twe zacne oraz pełne mocy,
Nie myśl tak snadnie,
Przyćmiłbym je zmrużeniem powiek, lecz mrok kradnie
Jej obraz na zbyt długo — mamże przymknąć oczy?
Skoro cię nie oślepi jej spojrzenie,
Zajrzyj tu jutro, znowu o tym czasie,
I powiedz, czyli Indii skarby i korzenie
Są tam, gdzieś je ostawił, czy tu leżą zasie;
I pytaj się o królów, coś ich widział w świecie,
Usłyszysz: wszyscy oni tu, w tym łożu przecie.
Ja — to Książęta, w niej Mocarstwa żyją.
Cóż reszta przy tem?
Książęta nas udają. Udanym zaszczytem
Jest przy nas każdy honor, skarby — alchemiją.
Połowy naszych szczęść nie masz w swym stanie.
Słońce! Bo tak już jest na tym tu świecie.
Iżeś stare — pofolguj, a że twe zadanie
Świat ogrzewać, ogrzałeś już nas dwoje przecie,
Świeć nam tedy, bo wszędzie blask twój jest rozlany:
To łoże twoim centrum, a sferą — te ściany.Przełożył Jerzy Pietrkiewicz

Wykład o cieniu

Stań chwilę, miła; biorąc prosty przykład,
Z filozofii miłości wygłoszę ci wykład.
Spójrz, trzy godzinyśmy spędzili
Na tym spacerze; każdej chwili
Szły razem z nami cienie dwa, przez nas rzucane.
Lecz gdy słońce stanęło w zenicie nad nami,
Cień mamy pod stopami;
Wszystko jest jasne, z cienia ociosane.
Tak właśnie nasza miłość niedojrzała,
Wzrastając z wolna, precz od siebie gnała
Cienie, pozory; teraz jest jasna i cała.

Bo miłość nie zna, co to jej najwyższa miara,
Póki wciąż cudzych spojrzeń uniknąć się stara.
Jeżeli miłość zenit południowy
Opuści, w drugą stronę rzucimy cień nowy.
Gdy tamte cienie wzrok mąciły
Innym, te będą zmrok niemiły
Przed nami roztaczały, nam mącąc spojrzenie.
Jeśli miłość słabnąca na zachód się schyli,
Będziemy się łudzili
Wzajem, nurzając się w pozorów cienie.
I, choć poranny cień w południe zaśnie,
Ten przez dzień cały będzie wzrastał właśnie;
Lecz dzień miłości krótki jest, gdy miłość gaśnie.

Miłość rozjarza się lub świeci całą mocą:
Gdy minie jej południe, natychmiast jest nocą.

(tłumaczenie Stanisław Barańczak)

Wzrost miłości

 
 Miłość moja tak czystą już mi się nie zdawa,

Jakem ją widział wprzódy,
Skoro umie, jak trawa,Przetrwać zmienność pór roku i mijania trudy;
Całą zimę snadź łgałem, swą mękę miłosną
Zwąc największą — boć przecież zwiększyła się wiosną.
Lecz jeśli miłość, lek ów, co leczy bez końca
Ból większym bólem, nie jest kwintesencją, którą
Alchemik destyluje, lecz raczej miksturą
Utartą z cierpień duszy i z rześkości Słońca —
Jeśli tak, miłość nie jest to abstrakt, jak mniema
Ten, kto innej kochanki oprócz Muzy nie ma,
Lecz, jak wszystko, z pierwiastków się składa i skłania
Czasem do kontemplacji, czasem do działania.

A jednak miłość nie jest większa dzięki wiośnie,

Lecz wyraźniejsza raczej;
Tak jak gwiazda nie rośnieDzięki Słońcu, lecz błyszczy coraz to inaczej.
Rozkwitają na wiosnę czułe uniesienia
Jak pąk z przebudzonego miłości korzenia.
I jeśli, tak jak kręgi tworzą się na wodzie
Z kręgu jednego, miłość urasta i wzbiera —
Na jedno niebo składa się każda jej sfera,
Bo wszystkie mają swoje centrum w twej urodzie.
Każda wiosna to żarów miłosnych przydatek,
Lecz — jak książę, co nowy nakłada podatek
W czas wojny, zaś po wojnie już go nie umorzy —
Zima nie cofnie tego, co wiosna przysporzy.
Przełożył
Stanisław Barańczak

‹‹ 1 2 4 5 6 7 8 ››