Wiersze - John Donne strona 2

Holy Sonnet X

Death, be not proud, though some have called thee
Mighty and dreadful, for thou art not so ;
For those, whom thou think'st thou dost overthrow,
Die not, poor Death, nor yet canst thou kill me.
From rest and sleep, which but thy picture[s] be,
Much pleasure, then from thee much more must flow,
And soonest our best men with thee do go,
Rest of their bones, and soul's delivery.
Thou'rt slave to Fate, chance, kings, and desperate men,
And dost with poison, war, and sickness dwell,
And poppy, or charms can make us sleep as well,
And better than thy stroke ; why swell'st thou then ?
One short sleep past, we wake eternally,
And Death shall be no more ; Death, thou shalt die.

Kanonizacja

 
Na Boga, milcz i odczep się od mej miłości:
Kpij ze mnie, skoro do szyderstw się palisz,
Wydrwij pięć siwych włosów, podagrę, paraliż,
Pustki w sakiewce; kształć się, baw, poszerzaj włości,
Zrób gdzieś karierę, zdobądź stanowisko,
Ich wysokościom bij pokłony nisko,
W twarz króla na monetach patrz się lub bądź blisko
Prawdziwych królów; czyń wszelkie różności,
Lecz nie rusz mej miłości.
 
Doprawdy, któż ucierpiał od mojej miłości?
Czy od mych westchnień tonęły gdzieś łodzie?
Czy komu grunt zalały łez moich powodzie?
Czy wiosnę wstrzymał chłód ten, co mrozi mi kości?
Na listę ofiar moru czyż wpisały
Kogoś płonące w mych żyłach upały?
Żołnierz potyczki szuka, adwokat bywały -
Pieniacza, który spiera się i złości;
My - szukamy miłości.
 
Możesz nas zwać, czym zechcesz: potęga miłości
Czyni nas parą much, co w płomień lecą,
To znowu pożeraną przez ów płomień świecą
Lub gniazdem, w którym orzeł z gołąbką się mości.
Nawet feniksa tajemnice bledną
Przy nas, co w parze stanowimy jedno:
Obu płci naszych wspólne, neutralne sedno
Spala się i na powrót odżywa z nicości
Tajemnicą miłości.
 
Jeśli żyć się nią nie da, umrzemy z miłości,
I choć legendy naszej nie uczcimy
Marmurowym grobowcem, zamkniemy ją w rymy;
Choć w kronikach historia nasza nie zagości,
W strofkach mieć będzie przybytek wesoły;
Jak urna kształtna szacowne popioły
Mieści nie gorzej niźli krypty i kościoły –
Kanonizację naszą potomności
Ogłosi hymn Miłości.
 
Odtąd módlcie się do nas: „Wy, którzy z miłości
Pustelnią byliście dla siebie nawzajem,
Którym miłość to pasją była, to znów rajem,
Wy, coście duszę świata zmieścili w całości
W sobie, wchłaniając w oczu szklaną ścianę
(Oczu, co świat wam, jak szpiegi lustrzane,
Streszczały) kraje, miasta, dwory pozłacane:
Proście, by Bóg nam zesłał z wysokości
Wzorzec waszej miłości!
 
Tł. Stanisław Barańczak
 
 

Kwiat

Nie myślisz wcale, biedny kwiatku,
Ty, którego widziałem, jak od dnia narodzinWzrastałeś i piękniałeś, jak płatek po płatku
Rozwijałeś się bujnie z biegiem prędkich godzin,
By teraz na gałązce jaśnieć okazale:

Nie myślisz wcaleO tym, że zima blisko, że już jutro przecie
Mogą cię mrozy zwarzyć lub zdmuchną zamiecie.


Nie myślisz wcale, biedne serce,
Ty, które jeszcze wciąż krążysz koło niej,Marząc, że po mozolnej, długiej poniewierce
Przylgniesz do zakazanej, opornej jabłoni,
Że ugnie się, gdy będziesz nalegać wytrwale:

Nie myślisz wcaleO tym, że jutro, nim się tamto słońce zbudzi,
Ruszę z tobą i Słońcem w podróż, między ludzi.


Lecz ty, o serce, woląc raczej
Dręczyć się, nurzać w troski nieprzebrane,Powiesz: Jedź, jeśli musisz; cóż to dla mnie znaczy?
Tutaj mam swoje sprawy, i tutaj zostanę;
Ty odwiedzaj przyjaciół: kompania wesoła

Nasycić zdołaTwe oczy, uszy, język, całe twoje ciało
Cóż ci szkodzi, że serce w domu pozostało?


Dobrze więc, zostań; lecz wiedz przy tym,
Kiedy nadejdzie twoich starań pora,Że w nagim sercu, żadnym ciałem nie okrytym,
Kobieta widzi raczej coś na kształt upiora;
Jak ma poznać, żeś moje? Serca pozbawiona,

Jak się przekona,Żeś jest sercem? Zna może inne części ciała
Z praktyki, ale — wierz mi — serca nie poznała.


Zatem spotkajmy się w Londynie
Za dni dwadzieścia, a własną osobą —Świeżą, tęgą — zaświadczę, że czas milej płynie
Wśród ludzi, niźli gdybym został z nią i z tobą.
Jedź ze mną, serce, zamiast pytać sobie biedy:

A dam cię wtedyInnej mej przyjaciółce, co równie jest rada,
Gdy tak ciało, jak duszę w darze jej się składa.
Przełożył
Stanisław Barańczak

Na idącą do łóżka

 
 Pójdź wreszcie, Pani; wkrótce sił mi już nie stanie,
Bardziej niż trudy przyszłe trudzi mnie czekanie.
Bywa, że wojownicy, widząc wroga w dali,
Znużą się staniem, chociaż bitwy nie zaznali.
Precz z tym paskiem, co skrzy się jak Zodiaku sfera,
A przecie świat piękniejszy w swym kręgu zawiera.
Rozepnij stanik lśniący, pod którym pierś biała
Przed wścibskimi oczami głupców się skrywała.
Rozwiąż go: brzęk cekinów niech tego wieczora
Jak kurant znać nam daje, że do łóżka pora.
Precz z gorsetem, o którym zazdrośnie wciąż myślę,
Że obejmuje ciebie tak blisko i ściśle.
Niech spłyną suknie: spod nich piękno się wynurza,
Jak kiedy z kwietnej łąki odpływa cień wzgórza.
Zdejmij przybranie głowy, niech bujnym bezładem
Ozdobi ją królewski włosów twoich diadem;
Zrzuć ciżemki: już stopa twoja wstąpić może
Do miłosnej świątyni, w nasze miękkie łoże.
W takich to białych szatach anioły na niebie
Objawiały się ludziom; ty, aniele, siebie
Objawiasz mi jak niebo, jak raj Mahometa;
Choć złe duchy w biel także się stroją, kobieta
Jako anioł z diabłami ma podobieństw mało:
Tam włos nam staje dęba, tutaj zasię — ciało.

Pozwól dłoniom, niech błądzą jako dwaj włóczędzyZ tyłu, z przodu, powyżej, poniżej, pomiędzy.
O, Ameryko moja! mój lądzie nieznany,
Oby zawsze przeze mnie tylko zaludniany,
O, kopalnio klejnotów, kolonio szczęśliwa,
Jak dobrze się odkrywa ciebie i zdobywa!
Te okowy ci wolność przyniosą; i wszędzie,
Gdzie tylko dłoń położę, moja pieczęć będzie.

Nagość zupełna! Cóż to za rozkosz, o nieba!Jak dusze z ciał, tak ciała z szat uwolnić trzeba,
By kosztowały uciech. Klejnoty, brylanty
Na ciałach kobiet są to jabłka Atalanty,
Rzucane nam przed oczy; gdy kiep je ogląda,
Przyziemną duszą bardziej ich niż ciał pożąda.
Jak książka, co laika obwolutą swoją
Przyciąga, tak kobiety zdobią się i stroją:
Same zaś są księgami, w których my jedynie
(Jeśli na nas ich łaska niespodzianie spłynie)
Czytamy treść mistyczną. Skoro zatem można,
Ukaż mi się tak całkiem, jakby cię położna
Oglądać miała: nuże, zrzuć te białe płótna,
Nie wstydź się, niepotrzebna tu szata pokutna.

Spójrz, jestem nagi; rację natura mi przyzna:Po co masz mieć przykrycie inne niż mężczyzna?
Przełożył
Stanisław Barańczak

Na panią swoją

 
 Na ów moment pierwszego spotkania niezwykły,
Na wszystkie żądze nasze, które stąd wynikły,
Na zgłodniałe nadzieje i na litość ową,
Którą wzbudziłem w tobie swą męską wymową
I namową, na pamięć ran, którymi stale
Grozili mi podstępni szpiedzy i rywale,
Błagam cię: lecz na ojca twego gniew, na bóle
Rozstania i rozłąki, żarliwie i czule
Zaklinam cię; i śluby, któreśmy złożyli,
Przysięgając, że razem będziem każdej chwili,
Unieważniam i w nowe ujmuję kanony:
Nie wolno ci mnie kochać w sposób tak szalony.
Hamuj, najmilsza, serca porywczość nadmierną,
Zamiast przebranym paziem, bądź kochanką wierną;
Odjadę, zostawiając tu ciebie, jedynie
Godną tego, bym pragnął powrotu, gdy minie
Czas podróży; a gdybyś wcześniej (nie daj Boże)
Zmarła, dusza ma wzleci ku tobie przez morze.
Wiedz, że twoja (skądinąd wszechmocna) uroda
Burz nie uśmierzy, ani miłość twa nie doda
Miłości wściekłym falom, gdy Boreasz wieje;
Czytałaś wszak, jak niegdyś piękną Oryteję,
Której miłość poprzysiągł, rozerwał na części.
Mniejsza, czy nam się uda, czy też nie poszczęści,
Los kusić bez potrzeby złym jest obyczajem;
Pomyśl, że kochankowie trwają w sobie wzajem
Nawet, gdy się rozjadą. Nie udawaj chłopca,
Nie chciej odmienić ciała ni duszy, bo obca
Zdasz się jedynie sobie: każdy zauważy
Kobiecy wdzięk w rumieńcem zapłonionej twarzy.
Księżyc zwiemy księżycem pomimo zaćmienia;
Małpa w jedwab przebrana w damę się nie zmienia.
Wiedz, że Francuzi, bystry ród kameleonów,
Bywalcy tak szpitali jak świetnych salonów,
Ci, co w ogień miłości sztuczne lać oliwy
Zawsze skłonni, a każdy jak aktor fałszywy,
Poznają cię natychmiast i — rzekłbym — do głębi;
Włoch, którego płeć męska grzeje a nie ziębi,
Gdy w Italii staniemy, za paziem tak ładnym
Będzie gonił w zapale jednako szkaradnym
Jak żądza Sodomitów wobec gości Lota.
Lecz Holender opiły, Włoch, Francuz niecnota
Nie tkną cię, gdy zostaniesz tutaj. Zostań; twoje
Wdzięki jedynie w Anglii znajdą przedpokoje
Godne, byś w nich czekała, aż Król nasz największy
Wezwie cię i twym blaskiem tamten świat upiększy.
Wyśnij mi szczęście, kiedy ruszę w obce kraje;
Niech twój wygląd miłości skrytej nie wyznaje,
Nie chwal mnie, nie gań, nie sław ani nie wygrażaj
Miłości, i piastunki w nocy nie przerażaj
Nagłym krzykiem: "O, nianiu, o, widziałam, nianiu,
Że mój miły zabity, leży na posłaniu
Białych alpejskich śniegów; widziałam, strwożona,
Jak napadnięty walczy, krwawi, pada, kona".
Wróż mi los lepszy; chyba że osądzi Jowisz,
Iż ty sama najlepszy los dla mnie stanowisz.
Przełożył
Stanisław Barańczak

‹‹ 1 2 3 4 5 7 8 ››