Jasne jak słońce
Gdy pełzną dwa zaskrońce,
Z nich każdy ogon ma.
To jasne jest jak słońce
I jak dwa razy dwa.
Gdy wierzgnąć kogoś koń chce,
W tył wierzga, a nie w przód.
To jasne jest jak słońce,
To proste jest jak drut.
Kij zawsze ma dwa końce,
A sroka nogi dwie,
To jasne jest jak słońce
I każdy o tym wie.
Gdy grać na trąbie słóń chce,
Nie potrzebuje nut,
To jasne jest jak słońce,
To proste jest jak drut.
Lecz co dzień, zanim zasnę,
Zamyślam się przed snem:
Choć słońce takie jasne,
Cóż ja o słońcu wiem?
Kaczki
Po podwórku chodzą kaczki,
Wszystkie bose nieboraczki,
A w dodatku nieodziane,
To są rzeczy niesłychane!
Choć serdaczek, choć kubraczek
Mógłby znaleźć się dla kaczek,
A na nogi - jakieś kapce,
A na głowy choć po czapce,
Bo to zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Poszły kaczki do krawcowej:
"Chcemy mieć kubraczki nowe,
Zimno wszystkim nam szalenie,
Pani przyjmie zamówienie.
Lecz uwzględnić pani raczy,
Że to ma być fason kaczy.
Tu zakładka, a tu szlaczek,
To jest coś w sam raz dla kaczek,
Krój warszawski, bądź co bądź,
Zechce pani miarę zdjąć."
Potem kaczki na Królewskiej
Odszukały zakład szewski
I już pierwsza kaczka kwacze:
"Pan nam zrobi kapce kacze,
Takie małe, zgrabne kapce,
By na małej kaczej łapce
Należycie się trzymały
I na sprzączki zapinały."
Odrzekł szewc, bo nie był leń:
"Zrobię kapce w jeden dzień."
Już nazajutrz poszły kaczki
Do krawcowej po kubraczki
I po kapce na Królewską,
Ale wpadły w pasję szewską:
Szewc zażądał pięć tysięcy,
A krawcowa jeszcze więcej.
"Bez pieniędzy, drogie panie,
Dzisiaj nic się nie dostanie.
Zapytajcie zręsztą dam,
One to potwierdzą wam."
Kaczki kwaczą i tłumaczą:
"Pieniądz nie jest rzeczą kaczą,
Żadna z nas się nie bogaci,
Nam za jajka nikt nie płaci."
Ale na to szewc z krawcową
Powtórzyli słowo w słowo
To co przedtem: "Drogie panie,
Darmo nic się nie dostanie."
Z tej przyczyny kaczy ród
Jest ubrany tak jak wprzód,
A tu zima akurat,
Chwycił mróz i śnieg już spadł.
Kto się śmieje ostatni
Pan dyplomata z Majdanka sobie drwi:
"To przecież kłamstwo jest, to zwykła granda,
Aż bierze śmiech, ile przesady tkwi
W tych opowieściach o przelanej krwi,
Czerwona jest nie krew, lecz propaganda."
Sąd w Norymberdze podjął złudny trud,
Przed sądem stoi Krupp, znów pełen buty:
"Ludzkości los pochłoną ognie huty
I ogniem plunie w nią żelazo hut...
A w sprawiedliwość wierzy łeb zakuty."
Dym nad hutami tworzy czarny mrok,
Ukryty w mroku krwawy płomyk świeci.
Dyplomatyczny trzeba zrobić krok,
A wnet z płomyka pożar się roznieci
I znów rozlegnie się "Sieg heil" na świecie.
Cóż, Herr von Krupp, swe interesy rób
I śmiej się z tego, że jest ludzkość w matni,
Śmiej się wesoło z tak udanych prób.
Nadciąga grom - czy słyszysz, Herr von Krupp?
Lecz kto się wtedy będzie śmiał ostatni?
Lalka
Jak zgaszone świece, dwie woskowe zmory,
Spoglądamy w senne jesienne wieczory;
Dwa skostniałe serca, dwie spłoszone twarze,
Zanim drgną powieki - księżyc się ukaże.
Trzeba wiernie kochać i bezmiernie wierzyć,
Na to, by w miłości wszystkie klęski przeżyć.
Lalko, moja lalko, powleczona woskiem,
Kocham rozpaczliwie ręce twoje boskie,
Wierzę w twoje serce zawczasu wystygłe,
W pierś woskową wbijam nieomylną igłę,
I choć trwamy nadal niezmienni i chłodni,
Trwoży mnie wymyślność urojonej zbrodni.
Lalko, moja lalko, po to cię przekłułem,
Byś mnie zachowała w sercu swym nieczułym.
Milczą korytarze, nisze i krużganki,
Milczą blade wargi zabitej kochanki;
Urok czarnoksięski zaskoczył ją we śnie.
Sen nie dokończony urwał się boleśnie.
Lalko, moja lalko, wydarta niebytom,
Ciebie przecież kocham - nie tamtą, zabitą,
Tamta już umarła, tamta leży w trumnie
I swój cień woskowy zostawiła u mnie.
Mrówka
Wół
Miał odwieźć do szkoły stół.
Powiada do osła: "Na wieś
Stół ten do szkoły zawieź."
Osioł pomyślał: "O, źle!"
I rzecze do kozła: "Koźle,
Odwieź ten stół, bardzo proszę,
Dostaniesz za to trzy grosze."
Zawołał kozioł barana:
"Odwieź ten stół jutro z rana."
Baran był na podwórku,
Do psa więc powiada: "Burku,
Odwieź, bo mnie nie ochota!"
Pies wezwał do siebie kota
I warknął: "Kocie-ladaco,
Ty zająć się masz tą pracą!"
Kot stołu wieźć nie zamierza,
Przywołał w tym celu jeża.
Jeż myśli: "Gdzie stół, gdzie szkoła?"
Więc szczura do siebie woła
I mówi: "Do pracy, szczurze,
Stół odwieź szybko, a nuże!"
Szczur chciał się myszą wyręczyć,
Lecz mysz nie lubi się męczyć,
Więc rzecze do żaby: "Żabo,
Stół odwieź, bo mnie jest słabo."
Żaba jaszczurkę zoczyła:
"Jaszczurko, bądź taka miła,
Najmocniej proszę cię, zawieź
Stół ten do szkoły na wieś."
Jaszczurka w pobliskich gąszczach
Zdołała dostrzec chrabąszcza:
"Stół odwieź, chrabąszczu drogi,
Bo bardzo bolą mnie nogi."
Lecz chrabąszcz to okaz lenia,
Powiada więc od niechcenia:
"Wiesz, mucho, zamiast tak brzęczeć
Mogłabyś mnie wyręczyć."
Mucha do mrówki powiada:
"Jest to okazja nie lada,
Stół trzeba odwieźć do szkoły.
Ty lubisz takie mozoły."
Mrówka,
Nie mówiąc nikomu ani słówka,
Chociaż nie była zbyt rosła,
Wzięła stół i do szkoły zaniosła.