Wiersze - Halina Poświatowska strona 38

Pomiędzy

 
 
odpycham nogą wszechświat
luźno zamyślona
kołyszę sie na nitce
nieokreślonych pragnień
 
jakieś trwanie
smużką
pełga
po moich ustach
drażni usta
 
palce zaczepiam
o rozszczepione na liściu słońce
karmię palce
światłem nagłych podłużnych błysków
 
one drżą
one się chwieją
w brązowieniu głodnych zmysłów
otwartymi ustami
chwytam umykający wszechświat

Przypowieść

 
 
Postawił diabeł Chrystusa na górze Cadillac i kazał mu spojrzeć w dół. Do nieba był tylko jeden krok, a w dole rozpościerała się kraina żyzna  i piękna jak kolorowa pocztówka. Woda była głęboko błękitna, las na zboczach wysepek soczyście zielony, a piasek nadbrzeżny miał kolor złotego kruszcu.
 - To wszystko będzie twoim - kusił diabeł - jeśli dasz mi drobiazg - duszę.
Popatrzył Chrystus - do nieba był tylko jeden krok - i pokręcił głową. - Nie, diable, nie skusisz mnie miękkim futrem lasów ani przejrzystym lustrem wody, bliższa mi od nich moja własna dusza.
Zmartwił się diabeł, ale nie stracił nadziei. Przejdźmy się trochę - powiedział - i zeszli nisko pomiędzy łodzie rybackie. Wszedł Chrystus do łodzi i zobaczył jak rybacy zarzucają sieć, a potem z wysiłkiem wielkim, ryb pełną ciągną ku brzegowi. Zaczął im pomagać Chrystus i gdy z oddechem krótkim i błyszczącymi oczyma już dotykał trzepoczących w sieci, powiedział diabeł - będą twoje, ale tylko wtedy, jeśli mi oddasz duszę. - Bierz ja - krzyknął Chrystus - obydwie ręce zanurzone w wodzie - i nie przeszkadzaj ludziom w codziennej walce o życie na ziemi.

Remanent

na wyprzedaż pójdą pocałunki
aż do utraty tchu
na drobną sprzedaż uściski
i czekanie dzień po dniu
i czekanie dzień po dniu
na noc
na świt
na chleb
na ból
na głód
na słońce
na deszcz
na niebo
na... nic
tyle dni
nocy
spojonych w łańcuch chwil
na którym prowadzą przedziwnie uległą
poskromioną kobiecość
na sprzedaż

Siostrom szpitalnym

 
 
przynoszą uśmiech
na różowych twarzach
jak brzęczącą pszczołę
lekko pochylają skrzydła
nad białym czołem
potem poduszkę - jakby była
burym kotem - zwiniętym w kłębek
miękko -
ręką - uśmiechem
a gdy odchodzą
dmuchają na lampę aby zgasła
i zostawiają ciepły sen
zamiast światła
 
nocą - nabrzmiałą
od niezdrowych oddechów
śnią o nich - smutni mężczyźni
 
to jest koszmarna wyspa
na oceanie spokojnym
trędowaci wyciągają ręce
wyją -
ich łóżka pełne pajęczyn
twarze oprzędły
a ty chodzisz jak obłok
spadły z promiennego nieba
uśmiechasz się - dlaczego
czy wiosny nie zabił jeszcze
oddech zatruty
czy w twoich ciemnych włosach
fiołki pachną
zsuń tę biel - odsłoń czołó
chcę zobaczyć
chcę zajrzeć
do ogrodu wiosennego twoich myśli
chodzisz taka promienna
taka jasna
jakbyś nie była słońcem
wschodzącym nad trędowatą wyspą
 
nie wiesz że to o tobie biała
nie wiesz że zbierałam fiołki
rozkwitłe pod krzakiem agrestu
poraniłam myśli jak palce
i wolno z kolczastych słów
wydobywam kwiaty
te najpiękniejsze
weź je zasadź - gdzie chcesz
niech zakwitną
obsadź nimi sny najspokojniejsze
wieczory w gwiazdce lampy
poranki słoneczne
i miłość
 
to za uśmiech ten wiersz
za wiosnę - za pszczołę
brzęczącą w uśmiechu

Tak Lekko...

tak lekko
ubyć z zapachu
z barwy
po prostu
pod głowę ramię
i zasnąć

wiatr nie obudzi
pszczoła
ciemnymi skrzydłami nie ugłaszcze

ziemi
oddać siebie
tak bardzo
że już niczym nie zostać
i nigdzie

‹‹ 1 2 35 36 37 38 39 40 41 ››