Wiersze - Guillaume Apollinaire strona 2

Jesień

Oddalają się wolno w mgle wieśniak kulawy
I woł jego roboczy w gęstą mgłę jesieni
Co kryje wioski ludzi i biedne ich sprawy

Idąc w mgłę przywiązaną spojrzeniem do ziemi
Wieśniak nucił piosenkę o swej miłości
Że utracił ktoś serce pierścionek i wiarę

Jesień jesień sprawiła śmierć lata radości
Powoli w mgłę odchodzą dwie postaci szare

Na południe

Zenit
      Cały ten żal
            I te ogrody wszędzie
Żaba tu moduluje czuły pokrzyk nieba
Łania ciszy spłoszonej znika w bystrym pędzie
Słowik w męce miłosnej na różanym śpiewa
Krzyku twego ciała gdzie zrywałem róże
Nasze serca kołyszą się na pniu granitu
Po drodze w naszych oczkach rozkwitłe i duże
Spadły z pnia z pnia ścielące się kielichy kwiatu

Pada deszcz

Pada deszcz głosów kobiecych jakby umarły one nawet we wspomnieniu
Wy też padacie cudowne spotkania mojego życia o kropeleczki
I chmury stają dęba i rżą niby wszechświat miast dosłyszalnych
Słuchaj czy pada deszcz gdy żal i wzgarda wypłakują dawną swą muzykę
Słuchaj jak opadają więzy przytrzymujące cię od góry i dołu

Piesń miłości

Oto z czego się składa symfoniczna pieśń miłości
Jest pieśń miłości dawnej
Szalone pocałunki słynnych kochanków
Krzyk miłosny śmiertelniczek gwałconych przez bogów
Męskość bajecznych bohaterów wzniesiona jak lufy armat przeciwlotniczych
Kosztowny ryk Jazona
Ostatnia pieśń łabędzia
Zwycięski hymn jaki pod pierwszymi promieniami słońca śpiewa nieruchomy Memnon
Jest krzyk porywanych Sabinek
Są krzyki miłosne drapieżnych kotów dżungli
Głuchy szum soków wzbierających w roślinach tropikalnych
Grzmot artylerii spełniającej straszną miłość narodów
Szum fal morskich z których rodzi się życie i piękno

Jest pieśń powszechna miłości świata

Podróżny

Otworzcie mi te drzwi do których stukam plącząc

Życie jest zmienne tak samo jak Euryp

Patrzyłeś jak ławica obłokow sunela
Nad sierocym okrętem ku przyszłym gorączkom
I te wszystkie żale i wyrzuty sumienia
Czy pamietasz

Fale ryby wypukłe kwiaty nadmorskie
To było morze w nocy
A w nim rozlewały się rzeki

Pamiętam jeszcze pamiętam

Wieczorem zatrzymałem się w smutnej gospodzie
Koło Luksemburga
W głębi sali wzlatywał Chrystus na obrazie
Ktoś miał łasiczkę
Ktoś inny jeża
Grano w karty
A ty zapomniałeś ty o mnie

Czy pamiętasz te długie sierocińce dworców
Przebiegaliśmy miasta cały dzień wirujące
Po nocach wypluwały swoje dzienne słońce
O marynarze smagłe kobiety i wy towarzysze podróży
      Wspomnijcie
Ci dwaj marynarze nigdy się nie rozstawali
Ci dwaj marynarze ze sobą nie rozmawiali
Młodszy umierając przewrócił się na bok

O moi drodzy przyjaciele
Dzwonki elektryczne na dworcach śpiewy żniwiarek
Taczki rzeźnika regimenty ulic
Konnica mostów nocy alkoholowe
Miasta które widziałem żyły jak szalone

Czy pamiętasz podmiejskie osiedla i stado żałosnych pejzaży
Cyprysy pod księżycem rozkładały cienie
Wsłuchiwałem się nocą po sam koniec lata
W przemęczony i ciągle zgniewany głos ptaka
W szeroka ciemna rzekę szumiącą niezmiennie

Ale kiedy konając do jej ujścia biegły
Wszelkie spojrzenia wszystkie spojrzenia wszystkich oczu
Było pusto i głucho na włochatym zboczu
I stała jasna góra na brzegu przeciwległym

W tym miejscu gdzie się żywa dusza nie ukaże
Ruchliwe cienie przyszły pod górą bezgłośnie
Z profilu albo mgliste ukazując twarze
Widmowe swoje kopie trzymając ukośnie

Pod ścianą prostopadła wychylone z mroku
Olbrzymiały i nagle gwałtownie malały
I te cienie brodate po ludzku płakały
Wspinąjąc się na jasną górę krok po kroku
Kogo więc tu poznajesz na starych fotografiach
Czy pamiętasz ten dzień kiedy pszczoła wleciała nam w ogień
To było pamiętasz pod sam koniec lata

Ci dwaj marynarze nigdy się nie rozstawali
Starszy nosil na szyi łancuch ze stali
Młodszy miał włosy blond i w warkoczyk je splatał

Otwórzcie mi drzwi do których stukam plącząc

Życie jest zmienne tak samo jak Euryp

‹‹ 1 2 3 4 5 ››