Gdy stąpa, piękna
Gdy stąpa, piękna, jakże przypomina
Gwiaździste niebo bez śladu obłoku: Ciemność i jasność — każda z nich zaklina
W nią swój osobny czar, i jest w jej oku To miękkie światło, które zna godzina
Nocy, gdy blaski dnia zagasną w mroku.
Dodaj cień więcej, zgaś parę promieni —
Zniknie w połowie wdzięk nie do nazwania, Którym jak gromem stajemy rażeni,
Gdy z czarnej fali włosów się wyłania Lub kiedy jasną jej twarz zarumieni
W pogodnym akcie samorozpoznania.
I czar tej twarzy, policzka i skroni
Jakąż spokojnie pewną ma wymowę: W ufnym uśmiechu, w barwie, co twarz płoni,
Widać jej czyste dni dotychczasowe, Lecz i świadomość, jak wielu śni o niej —
Serce niewinne, lecz kochać gotowe!
Przełożył
Stanisław Barańczak
Gdyśmy się rozstawali
Gdyśmy się rozstawali,
Milczeniem, łzęŻegnając — coś nam w dali
Wróżyło złąDolę od pierwszej chwili;
Bladość twoja, chłód ustŚwiadczyły, że z idylli
Ostał się gruz.
Świt na twarz kompres z rosy
Zimnej mi kładł,Jakby uprzedzał ciosy,
Jakie mi zada świat:Chwile, gdy, wiarołomną,
Bez serca i bez czci,Ludzie cię nagle wspomnę
Przy mnie — tak los się mści.
Czy klątwy to, czy hymny
Będę — żałobny dzwonTwego imienia zimny
Dreszcz wwierci w skroń:Czemuż tak cię kochałem?
Świat zna twych rólSto — ja cię lepiej znałem,
Trwalszy mój ból.
Sekret nasz — dziś, w żałobie,
W milczeniu, łzęRonię — zdradziło w tobie
To, co krzywdzi i łże.Jeśli kiedyś odnowię
Tę więź dawną i złą,Jakże ja cię pozdrowię?
Milczeniem, łzę.
Przełożył
Stanisław Barańczak
Już nie będziemy na noc całą...
Już nie będziemy na noc całą
Wymykać się, gdy inni zasną —Chociażby serce wciąż kochało
A księżyc świecił równie jasno.
Rękojeść słabsza jest od ostrza,
Choć dusza żyje — pierś się dusi;I, choćbyś była mi najdroższa,
Miłość też tchu zaczerpnąć musi.
Choćby więc dwoje serc w nas chciało
Bić jednym tętnem aż do brzaskuJuż nie będziemy przez noc całą
Wałęsać się w księżyca blasku.
Przełożył
Stanisław Barańczak
Miłość i śmierć
Widziałem cię, gdy wróg był o krok blisko,
Jak już mierzyłaś w niego — w siebie — we mnie.Lepiej paść — niż na lot kreślony nisko
Miłość i wolność zamienić nikczemnie.
Widziałem cię wśród fal, gdy nieprzytomnie
Łamał się okręt na skałach, a morzeKażdym natarciem zbliżało cię do mnie;
Pierś moja łodzią — lub śmiertelnym łożem.
Widziałem cię — i wzrok twój febrą szklany —
Gdy mnie na ziemię niemoc powaliła,Z której bym nie wstał — czuwaniem sterany —
Gdyby przedwczesna skryła cię mogiła.
Nagły wstrząs ziemi rozkołysał mury,
Ludzi z naturą sprzęgł i pchnął na siebie.Za kim wołałem w sklepień mrok ponury?
Za tobą. Kogom ocalić biegł? Ciebie.
A gdy ból gasił myśli i jak w matni
Niewysłowione zamykał i grzebał,Zawsze ku tobie — nawet w tchu ostatnim,
Rwało się serce, ach! częściej, niż trzeba.
Tak było. Jednak za tym serca głosem
Nie idziesz! Trudno miłością nam rządzić.Ciebie nie winię, że moim jest losem
Żarliwie, próżno kochać cię i błądzić.
Pamięć
Już koniec! - Sen mi to objawił:
Nadziei los mi nie zostawił;
Szczęśliwych dni nie będzie znała
Dusza, złej gwiazdy mrozem ścięta;
Odbiega młodość uśmiechnięta,
Pierzcha Nadzieja, Miłość, Chwała...
O, czemu pamięć mi została!
Przekład: Czesław Jastrzębiec-Kozłowski