Wiersze - Ulica Stalowowolska

Ulica Stalowowolska

 




Przywiązana do nic nie znaczących symboli,
lekko pochylona w stronę przydomowych ogródków
trzyma fason udrapowana w sztywny gorset ostów.
Rozpięta horyzontalnie jak billboard,
między aleją Hallera a Carrefour’em,
przecięta na pół przez Borek
i trasę szybkiego ruchu
coraz częściej poddaje się idei bytu mistycznego.
Przepowiada samą siebie
najczęściej w ogranych alegoriach biedy i bogactwa.
Znudzona jałowym dyskursem z nasypem kolejowym
nad genezą Początku i Końca
zakłada się z semaforami o wieczność,
a tak naprawdę woli gotowe przepowiednie
dołączane do bezpłatnych informacji o promocjach.
Kolekcjonuje obniżki cen, te na życie
są dla niej najcenniejsze.
Wie, że panegiryk ułożony Sobie
nie gwarantuje nieśmiertelności.
Urzekają ją puste słowa wygłaszane u jej stóp
na rzecz samozadowolenia.
Rozczytana w Cervantesie zrezygnowała z Utopii
na rzecz pobliskiego klubu Fitness.
Czekając na Boże Młyny
wymienia z okolicznymi mieszkańcami
proste krzyżówki na niemodne już palindromy.
Kosiarki w pełni księżyca
podobne do plutonu egzekucyjnego
rozlicza z pokrzyw co do ostatniego pyłku.
Czeka na deszcz; pamięta z literatury,
że krew na ostrzu pozostaje aż do końca.
/Cóż  Ordnung był kiedyś najważniejszą kategorią filozofii bytu./
Dzisiaj współczesny język jest zbyt prostacki,
by mógł oddać uniwersalizm metafory codzienności.
To wszystko co jej zostało
z telepatycznej więzi ze współczesnością,
- Ludzie, umierają najczęściej bez rozgłosu, w cieniu rampy -
to ulubiony jej aforyzm, wypowiadany,
tu na głębokim zapleczu alei Hallera,
ciągle zbyt daleko od sensu życia i wiary
w bezstronność historii.
13.08.2003r.